Na skróty

30 lipca 2013

Mały VS Bunt Maszyn(y)

   Dzisiaj od razu przejdę do sedna, a więc do treningu. Wtorek, a więc dzień, kiedy po poniedziałkowym odpoczynku czas wziąć się do pracy. Ostatni tydzień zacząłem od I zakresu oraz kilku setek. Na tyle spodobał mi się taki początek, że postanowiłem ponowić schemat. Trasa również bez zmian - najpierw do Trink Hali, później pętelka do Westenbergu i do domu.
   Wyruszyłem jak to mam w zwyczaju - około 5:20-5:30. Komicznie musiały wyglądać moje pierwsze kroki. Czułem się tak jakbym dopiero co obudził się po bardzo długim śnie, a nogi miał zdrętwiałe. Dosłownie uczyłem się stawiać każdy kolejny krok. Niemniej czas 4:32 już taki komiczny nie jest. Jest niezły - nawet bardzo jak na początek. 

28 lipca 2013

Niezbyt morderczy trening w niezbyt piekielnym upale

Tęczówki zmieniają technikę biegu...?
   To chyba najwłaściwszy tytuł do relacji z dzisiejszego treningu. Jeżeli ktoś regularnie czyta moje wpisy to od razu rzuci mu się w oczy nawiązanie do wpisu sprzed tygodnia (Morderczy trening w piekielnym upale). Siedem dni temu przeżyłem jeden z najgorszych i najcięższych treningów. Zostałem wyniszczony przez pogodę oraz własną ignorancję i ambicję. Jednak dzisiaj postanowiłem pokazać, że umiem wyciągać wnioski.
   Pierwotnie chcieliśmy wspólnie z Patrycją dzisiejszy trening zacząć wcześnie rano - nawet około godziny 6. Piszę nawet, bo o ile dla mnie 6 rano nie jest jakąś koszmarną porą, o tyle na samą myśl, że muszę w dzień wolny od pracy budzić Ukochaną skoro świt serce mi się kraja.

W pogoni za zajączkiem

   A więc trzeci, sobotni trening na trasie Bad Bentheim - Oldenzaal już za mną. Tym razem jednak wyglądał on nieco inaczej niż dwa dotychczasowe. Otóż zanim wyruszyłem z domu około 6:25, bieg tą samą trasą rozpoczęła moja siostra. Była godzina 6:10, a więc miałem jakieś 15 minut straty. Planowo Mała miała biec tempem 5:40/km, a ja minutę szybciej, więc powinienem się z nią zrównać około 15 kilometra.

26 lipca 2013

Zawieszam treningi...

Pati na mojej rytmowej bieżni :)
... na okres 48h godzin! Moja decyzja jest nieodwołalna. Powód? Robię tak co tydzień i świetnie się z tym czuję :) Z okazji posiadania dobrego humoru pozwoliłem sobie na taki luźniejszy wstęp. Wierzę, że nikogo nie zirytował on za bardzo. A wracając do biegania, to czwartkowy trening w końcu był mniej więcej taki jaki być powinien.
   Tym razem wyruszając na trasę aura przywitała mnie rześkim powietrzem i temperaturą nie większą niż kilkanaście stopni. Do tego chłodna mgła i mamy obraz tego jak wyglądał poranek w Bad Bentheim. Muszę szczerze przyznać, że wychodząc z domu w spodenkach i koszulce w pierwszej chwili nawet lekko zmarzłem.

24 lipca 2013

Nie lubię 200-metrówek!

   Już w trakcie drugiej części dzisiejszego treningu obiecałem sobie, że nazwę tego posta dokładnie tak. Niby to tylko przebieżki, a w trakcie ich wykonywania byłem bardziej wkurzony, że "muszę" je robić niż podczas interwałów. Trochę chyba było w tym mojej winy... Może nawet nie trochę...
   Na środę miałem zaplanowany nieco krótszy spokojny bieg oraz sesję rytmową. Wszystko dokładnie tak jak przed tygodniem. Identyczne dystanse, trasy oraz zakładane tempa.

23 lipca 2013

Rachunki do wyrównania!

   Niedziela przyniosła mi wiele materiału do analizy. Popełniłem sporo błędów - od braku wody podczas treningu, poprzez głupi upór i ryzykowanie utraty zdrowia, a na byle jakim jedzeniu skończywszy. Ale co tam! Nowy tydzień, nowy zapał. Nie ma co oglądać się za siebie - trzeba wyciągnąć wnioski i dalej lecieć przed siebie.
   W ostatnich dniach mamy tutaj prawdziwie upalne lato. W dzień temperatura w cieniu przekracza 32-33 stopnie Celsjusza. O tym co dzieje się na słońcu lepiej nie wspominać. Czuję się trochę tak, jakbym wyjechał wczasy do ciepłych krajów - tylko ta codzienna praca jakoś tak nie bardzo pasuje do wakacji :)

21 lipca 2013

Morderczy trening w piekielnym upale

I już po wszystkim :)
   Pisząc tego posta wciąż zastanawiam się jak udało mi się ukończyć ten trening. Długie wybieganie? Wycieczka biegowa? Brzmi dość niewinnie. Jednak to co sobie i przy okazji Patrycji zaserwowałem już takie niewinne nie było. Co ja będę tutaj czarował - przeżyłem swój najgorszy, najtrudniejszy i najbardziej wycieńczający bieg. Nie byłem tak skonany chyba na żadnym treningu ani zawodach przez te dwa lata mojego szurania. Ostatnie kilometry to już nie był bieg - stawiałem po prostu, na w pół przytomny, noga za nogą i marzyłem o tym, aby znaleźć się w domu. A kiedy rano wstałem z łóżka nic nie zapowiadało takich...hmmm...atrakcji :)

Międzynarodowy powrót "tęczówek"

eNBeki dały radę
   Ostatni trening, podczas którego skorzystałem z "tęczówek" od New Balance miał miejsce dokładnie tydzień temu. Na niedzielne wybieganie zabrałem ze sobą już Adidasy, później miałem drobne problemy z nogą, w związku z czym dalej latałem w Glide'ach. W ogóle muszę przyznać, że buty z trzema paskami na boku traktuję jak "najlepszy lek". Ilekroć coś mnie pobolewa niemalże zawsze zakładam Adidasy i ból przechodzi. Fakt - może w innych butach też by przeszedł. Ja jednak wolę wierzyć, że to właśnie dzięki tym "kapciom" wracam do zdrowia. Mam poczucie, że niezależnie co by się nie działo mam w zanadrzu asa :)
   Ale wróćmy do soboty i do eNBeków. Strasznie lubię te buty i mając w planach międzynarodowy trening, czyli kolejny bieg w stronę holenderskich równin, zdecydowałem iż obuję się właśnie w nie. 

19 lipca 2013

Biegowa rutyna

Śnieg stopniał, płasko i prosto jest ciągle :)

   Od czasu wyjazdu już niedługo miną dwa tygodnie. Czas goni jak szalony. Ostatni weekend był dla mnie dość wyjątkowy, bowiem od czasu startu w Krakowie (28.04), w każdy kolejny weekend zaliczałem chociaż jedne zawody. I tak od tego czasu przebiegłem 4 półmaratony, 2 dychy, 3 piątki i kilka biegów na innych dystansach. Intensywnie, być może nawet zbyt intensywnie. Dlatego teraz cieszę się każdym weekendem, kiedy mogę wyjść jedynie spokojnie potruchtać. W niedzielę planuję dłuższe wybieganie i Pati już zapowiedziała, że wybiera się na nie ze mną. Zapowiada się naprawdę świetnie.

17 lipca 2013

40. Berlin Marathon - faza II rozpoczęta


   No i bezpowrotnie minął pierwszy etap przygotowań do najważniejszego jesiennego biegu - berlińskiego maratonu. Chcąc ściśle trzymać się planów musiałbym biegać do tej pory jedynie spokojne, wolne treningi w tzw. I zakresie. Tymczasem zaliczyłem parę mocniejszych akcentów. Czy to źle? Okaże się we wrześniu, jednak jestem dobrej myśli.
   Niemniej wczoraj rozpocząłem drugą fazę przygotowań, w której to pojawiają się pierwsze, szybsze przebieranie kończynami. Póki co są to przebieżki lub jak kto woli - rytmy. Generalnie powtarzam schemat, który sprawdził się w Krakowie, z tą różnicą, że zastąpiłem 10 x 100 metrów, rytmami 5 x 200 metrów. Myślałem nawet o odcinkach 400-metrowych, jednak dzisiaj jeszcze się na nie nie zdecydowałem.

15 lipca 2013

Biegający porzestępcy? Tylko w Sopocie!

  Właśnie przeczytałem w serwisie trójmiasto.pl (Sopot: rowerzyści będą musieli zwolnić), że w całym Sopocie, wzdłuż pasa nadmorskiego, a więc miejsca bardzo popularnego wśród biegaczy, mają stanąć znaki zakazujące poruszania się z prędkością większą niż 10 kilometrów na godzinę. Mówimy więc o tempie 6:00/km. 

Wydłużmy dobę o 12 godzin!

Nawet na stacji można zjeść dość pożywne śniadanie ;)
   Pobudka między 3, a 4 rano, owsianka z kawą na śniadanie i po godzinie 5 wychodzimy z domu. Powrót? Około godziny 19. Kolacja, kąpiel i do łóżka. Tak w skrócie można opisać moją pierwszą niedzielę na obcej ziemi.
   Już w sobotę dowiedziałem się, że plan na wolną niedzielę trzeba będzie przełożyć co najmniej o 7 dni. Bowiem w tą niedzielę mieliśmy zameldować się w pracy. Aczkolwiek zamiast w Oldenzaal mieliśmy się stawić w Hengelo, a więc w miejscowości położonej o około 10 kilometrów dalej. No właśnie - moje styki mózgowe szybko zaczęły przetwarzać informacje - niedziela, trening, praca, długie wybieganie, Hengelo. Eureka! Po raz kolejny biegnę do pracy!

14 lipca 2013

Bieganie nie zna granic

   O tym, że bieganie jest dla każdego, słyszał chyba każdy. Jedyne co trzeba mieć, to trochę chęci i samozaparcia. Jeżeli starczy nam zapału - sukces mamy gwarantowany. I nie wymyślam - wiem o czym mówię. Jeszcze dwa lata temu traktowałem ten rodzaj aktywności fizycznej jako największą karę. Dzisiaj jest to dla mnie sama przyjemność i najlepszy ze sportów.

12 lipca 2013

Kolejny dzień, kolejny trening

Marzenie biegaczy :)
   Czwartkowy trening był już trzecim i zarazem ostatnim przed weekendem. Muszę przyznać, że lata mi się coraz przyjemniej. Powoli chyba przyzwyczajam się do zmian. A jak już jesteśmy w temacie zmian to dodam, że na chwilę obecną odstawiłem wagę kuchenną oraz wagę łazienkową. Nie wiem ile sam ważę i nie wiem ile waży moje jedzenie. W poniedziałek powinienem już wrócić do pełnej kontroli wszystkiego jednak póki co notuję chyba pierwsze takie 7 dni bez ważenia czegokolwiek. Jak się z tym czuję? Nie widzę większych zmian. Czasu więcej nie mam, różnicy w samopoczuciu też nie widzę. Ponadto, aby zaobserwować jak mocny trening połączony z pracą wpływa na mój organizm, postanowiłem, że co rano będę robił sobie zdjęcie i po powrocie do Polski opublikuję je wszystkie na blogu. Naturalnie o ile w ogóle zajdą jakieś zmiany :)

10 lipca 2013

Ale to już było...

   ... i nie wróci więcej" - śpiewała Maryla. A jednak! U mnie wróciło. Ponownie jestem w Niemczech i po raz kolejny to właśnie tutaj będę przygotowywał się do jesiennego maratonu. Mało tego - ten również zamierzam pokonać w stolicy. Oczywiście jest też kilka różnic. Bowiem przed rokiem chciałem ukończyć 34. Maraton Warszawski i zostać maratończykiem. Tymczasem obecnie nie zadowoli mnie w pełni nawet złamanie 3 godzin podczas 40. Berlin Marathon. Postawiłem sobie za cel uzyskanie średniego tempa <4:00/km. I jeżeli chcę mieć choćby cień złudzeń, że uda mi się wykonać plan, muszę włożyć sporo wysiłku podczas "zagrabanicznych" treningów.

9 lipca 2013

Ćwierćmaratońska lekcja pokory - II Ćwierćmaraton Szwajcarii Kaszubskiej


Niby dobrze znałem trasę...
   Na zawody w Przodkowie jechałem już spakowany. Zaraz po zakończeniu biegu wyruszaliśmy w podróż do Niemiec. A więc czekało mnie 11,5 kilometra biegiem oraz ponad 1000 samochodem, a to wszystko poprzedziłem 300-kilometrową wycieczką na Warmię, gdzie wziąłem udział w 33-kilometrowym biegu. Chyba za bardzo wziąłem do siebie słowa jednej z hip-hopowych piosenek, które brzmiały mniej więcej tak:

7 lipca 2013

Nie taki diabeł straszny - XV Bieg o Kryształową Perłę Jeziora Narie

   Pierwotnie miałem dzisiaj zrobić normalny, spokojny trening. Tak po prostu, przy okazji soboty, zaliczyć kilka(naście/dziesiąt) kilometrów po Kaszubach. Jednak 24. czerwca na moim fanpage'u pojawił się następujący wpis:
"Obserwując twój blog sądze że uwielbiasz wyzwania :) i mam do zaproponowania dla Ciebie XV Bieg o Kryształową Perłę Jeziora Narie myślę że miło by było pobiec w twoim towarzystwie no i oczywiście twój osobisty fotograf Pati miała by pełne pole do popisu :D"

5 lipca 2013

Parszywa dziewiętnastka

   Ostatni trening przed jednodniowym odpoczynkiem i kolejnym ciekawie zapowiadającym się weekendem już za mną. Na chwilę obecną wszystkie moje treningi wyglądają tak samo - biegam wolno i dużo. Nie inaczej miało być i tym razem. No właśnie - MIAŁO, a wcale nie było.
   O ile poranna owsianka połączona z kawą i przeglądem prasy nie zapowiadały żadnych zmian o tyle, o tyle kiedy tylko wyszedłem z domu wiedziałem już, że tego dnia trening może nie być specjalnie miły i przyjemny. Bo czy może taki być w parny dzień, kiedy powietrze "stoi w miejscu", a temperatura sięga 27. kreski na termometrze? Wg mnie nie bardzo.

4 lipca 2013

Naturalna dynamika - test New Balance MR890v3 Baddeley

   Jakoś w pierwszej połowie maja odebrałem maila od przedstawiciela firmy New Balance, który zaoferował mi do testów wybraną parę butów z najnowszej kolekcji amerykańskiej firmy. Spośród zaproponowanych 11 par zdecydowałem się na MR890v3, które w męskiej wersji sygnowane są nazwiskiem zawodnika Team New Balance - Andrew Baddeley'a. Po kilkunastu dniach oczekiwania, problemach z pocztą, w końcu doszły!

Wizytacja Gminy Żukowo i grillowana skrobia

   Leźno,  Czaple, Rębiechowo, Banino, Miszewo, Małkowo, Żukowo, Pępowo - co łączy te 8 miejscowości? Na pewno to, że leżą w jednej gminie, gminie Żukowo. Jednak jest jeszcze jeden wspólny pierwiastek. Otóż w ramach środowego treningu odwiedziłem wszystkie wymienione grody. A więc można by rzecz, że odbyłem kolejną wycieczkę po Kaszubach.
   W pierwotnej wersji swojego treningu chciałem skierować się z Pępowa w stronę Banina. Uznałem jednak, że lepiej, bo dalej, będzie pobiec przez Rębiechowo. I kiedy wybiegałem z domu i doleciałem do pierwszego skrzyżowania po raz kolejny zmieniłem zdanie. Jeszcze bardziej wydłużyłem sobie trasę biegnąć przez Leźno do Czapli, a dopiero stamtąd do Rębiechowa.

3 lipca 2013

Kolejne podejście do ćwierćmaratońskiej trasy

Profil trasy II Ćwierćmaratonu Szwajcarii Kaszubskiej
   Weekendowym maratonem, a w zasadzie dwoma półmaratonami, zakończyłem drugi tydzień przygotowań z wynikiem 106 kilometrów. Kiedy na liczniku kilometrów widnieją 3 cyfry to wiem, że to był dość mocny, jak na mnie, tydzień. Jednak na tym polega pierwsza faza treningu - na nabijaniu kilometrów. Zgodnie z planem ma ona trwać przez 28 dni, a więc jestem dokładnie w połowie, a w zasadzie to już nawet jeden trening dalej. Bowiem we wtorek rozpocząłem 3. tydzień.

1 lipca 2013

Wysoko zawieszona poprzeczka - I Półmaraton Żarnowiecki


   Niedziela, godzina 5:00. Tym razem nie obyło się bez budzika. Całe szczęście, że Patrycja przewidziała możliwe kłopoty ze wstawaniem i go nastawiła. Ale jakby mogło być inaczej skoro po półmaratonie na Wyspie Sobieszewskiej czekała nas wyprowadzka, przez co w łóżku wylądowaliśmy dopiero po północy.

Jazda bez trzymanki - I Półmaraton Wyspy Sobieszewskiej


   Tak zastanawiałem się przez dłuższy czas jak zatytułować tego posta i stwierdziłem, że "jazda bez trzymanki" najbardziej oddaje to co działo się w sobotę. Może nie była to "ostra jazda bez trzymanki", ale jednak. Dlaczego? Powodów było co najmniej kilka, ale po kolei.
   Na zawody wybraliśmy się z Patrycją, Piotrkiem i Kamilem. Bieg zaplanowany był na godzinę 16:00, ale na Wyspie Sobieszewskiej musieliśmy być już godzinę wcześniej, aby zdobyć numer startowy.