Zapoznając się dziś rano z tym co wydarzyło się jak już położyłem się spać (niestety chcąc wcześniej wstawać - kładę się dość szybko :) ) trafiłem na wpis mojego, biegowego kolegi - Tomka. Już sam tytuł mnie mocno zaintrygował - "Bieganie mnie zawiodło". Niedawno zaczął się mój 6. rok z bieganiem i mogę wymienić w tym czasie niemal same pozytywy. Nie zawsze było różowo, ale patrząc na całokształt to bardzo wiele zawdzięczam temu bieganiu. Tymczasem widzę, że ktoś się na nim zawiódł... O co tutaj chodzi?
W zasadzie już otwierając wpis po cichu domyślałem się czego może dotyczyć. Już jakiś czas temu rozmawialiśmy z Tomkiem o efekcie jojo. Czytając jego wpisy można było zaobserwować, że coś leży mu na wątrobie. W innym wypadku relacji z biegu z córką nie zakończyłby zdjęciem i zdaniem - "Lubię w sumie takie zdjęcia, gdzie wyglądam jak baleron. Nie będę ich retuszował 🙂 Niech mnie motywują". Nie wiem jak u Tomka, ale w moim wypadku takie zdjęcia mnie motywują tylko w momencie kiedy mam ten etap już za sobą. W przeciwnym razie efekt jest całkowicie odwrotny.
Wróćmy jednak do wpisu, który przeczytałem rano. Widzę tam mnóstwo pretensji do biegania, które "nie pozwala jeść tego co się chce jednocześnie trzymając wagę", "nie chroni od efektu jojo", "w przeciwieństwie do diety nie zawsze działa". Jednak pamiętajmy, że bieganie... to tylko bieganie.
Ktoś mądry kiedyś powiedział, że "kilogramy gubi się w kuchni, a na treningu buduje się formę". Ciężko się z tym nie zgodzić. Nie znam osoby, która po nieudanym biegu twierdzi, że nie ustanowiła PB, bo zawiodły ją sałatki z rukoli i koziego sera. Nie, po takim czymś mówi się - dałem dupy gdzieś na treningu. Tak samo jest z wagą. Jeżeli waga nam idzie w górę to nie dlatego, że coś jest nie tak z bieganiem. W takim wypadku - dajemy dupy w kuchni. I nie ważne jest to czy jemy za dużo, za tłusto, za słodko czy jakkolwiek inaczej. Każdy ma swoje podejście do własnej miski i nie zamierzam nikogo przekonywać do swojego. Kiedy widzę u siebie na wadze, że cyferki zaczynają wariować to tak naprawdę wystarczy, że zastanowię się co jadłem w ostatnich kilku dniach i wszystko staje się jasne.
Owszem w moim wypadku jest tak, że największe skoki wagi na plus mam w momencie jak nie biegam. Wydawać by się mogło, że ewidentnie jest to wina biegania, a w zasadzie jego braku. Z tym, że to nie do końca prawda. Otóż jak dopada mnie kontuzja najczęściej sięgam po śmieciowe jedzenie. Powód? I tak nie idę na trening to mogę się zapchać jakimś badziewiem, zapchane kichy w niczym nie będą mi przeszkadzały. Tak więc te skoki wagi to wcale nie brak biegania.
Nie do końca rozumiem też zdanie - "Bieganie mnie zawiodło, bo nic od niego już nie dostaję poza przyjemnie spędzonymi chwilami." Czy my właśnie nie robimy tego dla tej przyjemności? Owszem zaczynałem bieganie, żeby zrzucić wagę, ale jakby to była moja jedyna motywacja to skończyłbym z tym sportem blisko 4,5 roku temu kiedy waga pokazała magiczne 75 kilogramów :) Skończyłbym, ale nie skończyłem, bo to lubię, lubię te godziny spędzone na treningach. Lubię to uczucie kiedy głowa mówi, że to już koniec, że nie musimy się zatrzymać, a nogi niosą jeszcze kilkadziesiąt kilometrów. Lubię rywalizować z innymi. Lubię od czasu do czasu się zajechać - tak zwyczajnie paść i mieć świadomość, że to był maks. Lubię zwiedzać okolicę, kiedy żona jedzie na rowerze tuż obok mnie. Nie mogę się doczekać kiedy zapakuję syna w wózek i razem będziemy przemierzać biegowe ścieżki. Czy waga będzie dla mnie miała w takim momencie jakiekolwiek znaczenie? Jasne, że nie. A jeżeli będzie mi na niej zależało to skupię się nie na bieganiu, a na jedzeniu. Bieganie na pewno wspomaga zabijanie w sobie grubasa, ale nie zrobi tego za nas.
Na koniec chciałbym przytoczyć jeszcze jeden cytat trafiający celnie w punkt - „Nie oczekuj żadnych korzyści z biegania, a w zamian otrzymasz więcej, niż mógłbyś sobie wymarzyć.”
Dzięki bieganiu schudłam, dużo, nie wiem, tak naprawdę ile, bo wcześniej się nie ważyłam... dość, że zeszłam z rozmiaru 44 do 34/36... :)
OdpowiedzUsuńale - no właśnie - dzięki bieganiu, ale tak naprawdę dokładnie tak jak pisałeś, kilogramy gubi się w kuchni... biegając rano zaczęłam jeść regularnie śniadania, przestałam "na poprawę humoru" jeść słodycze, zaczęłam jeść konkretne zdrowe posiłki, i efekty są jakie są :)
Nie oczekiwałam cudów, oczekiwałam pokonania swoich ograniczeń, i udało się w ponad 300%
No właśnie - bieganie wymusza w nas w pewien sposób inne zmiany. Regularne posiłki, poukładany dzień - tak żeby zmieścić trening - to wszystko daje naprawdę fajne efekty. Jednak samo przeszuranie kilku kilometrów raczej cudów nie zdziała :)
UsuńFota z 2010 mnie rozwaliła. :o Ciekawe czy masz te bluzę jeszcze w szafie :). Nie będę się mądrował w sprawie wagi, ale ja na szczęście dzięki bieganiu troszkę przytyłem :P
OdpowiedzUsuńObecnie mam bardziej dobraną. Niemniej mam jeszcze masę bluz z tamtego okresu - teraz mieścimy się całą rodziną :)
UsuńNie do końca rozumiem też zdanie - "Bieganie mnie zawiodło, bo nic od niego już nie dostaję poza przyjemnie spędzonymi chwilami." Czy my właśnie nie robimy tego dla tej przyjemności?
OdpowiedzUsuńDokładnie to rozumiesz tak, jak chciałem aby było zrozumiane. Mój wpis nie był o poztywach biegagania bo o tym jest 99% moich innych. Ten był o zawiedzionych nadziejach, więc nie rozwijałem celowo tematu pozytywów.
Mierzę 170 cm wzrostu. Gdy zaczynałem biegać w czerwcu 2015 roku ważyłem prawie 120 km. Biegałem po 30-40 km miesięcznie. We wrześniu 2015 przebiegłem pierwszego uliczniaka 10 km. Miałem wtedy na wadze 108 kg. Grudzień - marzec to całkowity luz od biegania. Efekt? 112 kg pod koniec lutego. No to wziąłem się do pracy - do końca maja biegałem po 70 km miesięcznie a na początku maja na wadze 103 kg. Od czerwca biegam po około 130 km miesięcznie. Dziś na wadze 98 kg. Słabo od maja a kilometraż ogromnie zwiększony (z około 70 do 130 przy nadwadze prawie 30 kg)
OdpowiedzUsuńJa już się brutalnie przekonałem, że samo bieganie nie wystarczy. Mało tego, od maja do teraz czyli prawie 4 miesiące zgubiłem 5 kg bo wymyśliłem sobie, że skoro waga leci w dół a ja zwiększyłem kilometraż to mogę sobie odpuścić lekko dietę. I tu znów dochodzimy do sedna - nie zawodzi bieganie, zawiodło głupie przeświadczenie, ze mogę pofolgować z żarciem. Ale opamiętałem się. Od zeszłego roku schudłem ponad 20 kg. Drugie 20 kg jeszcze przede mną. A mi po głowie chodzą już nie treningi, już nie dyszki... Ciało jeszcze nie może ale głowa już się uczy :)
Mam nadzieję, że nie przestanę biegać.
Hej, tytuł mojego wpisu na blogu "Biegnie mnie zawiodło" do którego odnosi się Michał jest ironiczny. To oczywiste, że zawiodła dieta i doskonale o tym wiem.
UsuńJa przez pierwsze 2 lata zrzuciłem 38 kg. Szło fantastycznie ale kiedy organizm się przyzwyczaił do obciążeń trzeba było mocniej zadziałać z dietą a to się udawało raz lepiej raz gorzej.
Dlatego trzeba jak najwięcej zrzucić na początku, kiedy organizm najlepiej na to reaguje. Oczywiście z głową.
OdpowiedzUsuń