Na skróty

30 kwietnia 2014

Miałem coś do dokończenia

   To już postanowione. Od przyszłego tygodnia ukracam sobie swobodę. Pora opracować jakiś plan treningowy i zacząć go realizować. Ponoć jeżeli człowiek stoi w miejscu to się uwstecznia. I chyba faktycznie tak jest. Jeszcze majówkę przelatam według własnego widzimisię, a potem wprowadzę rygor. Tak przynajmniej wygląda plan.
   Ale do poniedziałku jeszcze mam trochę czasu.  Dlatego dzisiejsze bieganie to również był totalny spontan. Siedziałem rano w łóżku, na kolanach trzymałem owsiankę, a w ręku kawę. I tak pałaszując posiłek zastanawiałem się gdzie by tu pobiec. 

Kto nie ma w głowie ten ma w nogach

   Po jednodniowej przerwie w bieganiu, we wtorek w końcu nadszedł czas, aby pokonać kilka kilometrów. W związku z tym, że miałem kilka spraw do załatwienia z rana, postanowiłem, że na trening wybiorę się w okolicach południa.
   Około 11:30 wyrzuciłem Gremlina na parapet, aby łapał satelity. Sam zaś zacząłem wciągać biegowe szaty. Początkowo miałem po prostu pobiec do Gdyni i z powrotem. Wpadł mi jednak do głowy świetny pomysł - pobiegam do Kaszubach! Tak to jest to!
   Plan był prosty - jadę do Pati do pracy, zostawiam jej dokumenty, kluczyki i całą resztę, a sam lecę poszurać. Po treningu zaś razem wracamy do domu.

28 kwietnia 2014

To nie był biegowy weekend. To był weekendowy bieg!

   Ćwiartka, nieco więcej niż połówka - tylko tyle dzieliło mnie od pełnej setki. Wyliczenia niczym zasłyszane pod osiedlowym sklepem. Jednak z alkoholem wspólnego niewiele mają. Po sobotnim bieganiu zaledwie 25 kilometrów dzieliło mnie od trzycyfrowego wyniku w weekend. A co to jest 25 kilometrów? Taki półmaraton i rozbieganie. 
   Na mniej więcej taki dystans byłem umówiony ze znajomymi na niedzielny poranek. Mieliśmy punktualnie o 9:00 wyruszyć z pętli tramwajowej na Łostowicach w kierunku Otomina (który to już raz w tym tygodniu zamierzałem odwiedzić tą miejscowość :) ).

27 kwietnia 2014

Żeby było legendarnie musi być spontanicznie

   Wciąż jeszcze nie doszedłem do siebie po sobotnim bieganiu. I wcale nie mówię o zmęczeniu. Owszem, mam lekko obolałe nogi, szczególnie uda. Jednak nie jest źle. Prawdę mówiąc - każdy z moich dotychczasowych, trzech maratońskich startów, kończyłem w dużo gorszym stanie. Mówiąc o dochodzeniu do siebie mam na myśli emocje. Te wciąż we mnie buzują! Cały aż nimi kipię. Jestem przede wszystkim szczęśliwy, że udało mi się zaliczyć taki bieg. Dla mnie to niesamowita sprawa i wielka nauka. A przecież wyszło to wszystko naprawdę bardzo, ale to bardzo spontanicznie i nieplanowanie.

24 kwietnia 2014

Pomarańczowa rewolucja - test Adidas Energy Boost

   Adidas Energy Boost - but, o którym słyszał chyba każdy - niezależnie od tego czy biega czy nie. Firma Adidas zrobiła naprawdę wielką kampanię reklamową temu modelowi. Modelowi, w którym jako pierwszym zastąpiono piankę EVA tworzywem Boost. Od strony teoretycznej, można powiedzieć, że poznałem te buty na wylot już rok temu. Otóż tak się złożyło, że pracowałem jako ambasador marki Adidas przy promocji właśnie Adidas Energy Boost. 
   Wiedziałem jakie zastosowano w nich systemy. Wiedziałem na czym polega ich innowacyjność. Wszystko fajnie super, ale teoria to tylko teoria. Możliwość przetestowania tych butów pojawiła się na początku tego roku, kiedy skontaktował się ze mną przedstawiciel firmy Adidas, współpracujący ze Sklepem Biegowym, od którego dostaję sprzęt do testów. Umówiliśmy się, że prześle mi Boosty.

Czas powoli zacząć przyspieszać

   Co prawda dopiero pod koniec maja zaczynam 10-dniową rehabilitację, a zaraz po niej planuję ruszyć zacząć poważny trening. Jednak skoro biegam to pomyślałem, że od czasu do czasu warto by było delikatnie podkręcić tempo. Dzisiaj wyszło to dość spontanicznie jednak jestem zadowolony z tego biegu.
   Siódmy dzień treningu z rzędu. Nogi, mówiąc delikatnie, domagają się już odpoczynku. Ten jednak dam im dopiero jutro. Przerwa w czwartek? Jakoś tego nie widziałem. Być może wpływ na to miał fakt, że w dni "niebiegowe" jem o jeden posiłek mniej (o jedną OWSIANKĘ mniej!). Nie oszukuję się - jestem głodomorem. Jednak moim zdaniem każda motywacja jest dobra. Tak więc postanowiłem, że dzisiaj pobiegam. Z porannego szurania zrezygnowała za to Mała. Trochę ją ostatnio wymęczyłem, a wciąż zapewne nie doszła do siebie po maratonie.

23 kwietnia 2014

Życzliwość ludzka nie zna granic

   I to nie ironia! Nie zamierzam w tym poście stękać, złorzeczyć czy narzekać. Podczas dzisiejszego biegu z każdym kolejnym krokiem utwierdzałem się coraz bardziej w przekonaniu, że żyję w cudownym kraju, gdzie ludzie są mili i życzliwi. Może to niezbyt modne i popularne spojrzenie na otaczającą nas rzeczywistość, ale po dzisiejszym biegu innego mieć nie mogę.
   Już z samego rana, kiedy wskazówka godzinowa naszego ściennego zegara znajdowała się pomiędzy piątką i szóstką, postanowiłem, że raczej nic nie będzie z dzisiejszego biegania... na czczo. Wiedziałem, że Mała raczej nie zamelduje się pod moim blokiem wcześniej niż 7-8. Kilka godzin bez jedzenia, następnie trening, również na czczo. Taki żywieniowy plan dnia pachniał, no cóż, niezbyt ładnie.
   Dlatego też ledwo otworzyłem oczy, a już po chwili miałem przed sobą michę owsianki i przepyszną kawę o smaku (aromacie?) chałwy tureckiej. Po takim, jak ja to zwykłem mawiać, śniadaniu mistrzów od razu inaczej zapatrywałem się na bieganie. Początkowo rozważałem nawet odpuszczenie treningu. W końcu ostatni raz wolne miałem w piątek. A i wczorajsze trzy dyszki dały mi nieco w kość. Jednak śniadanie sprawiło, że energia ze mnie aż kipiała. Szybko wyznaczyłem trasę, przybiegła Mała i ruszyliśmy.

22 kwietnia 2014

W pogoni za wielkanocnym zającem

   W ostatnich dniach odpuściłem sobie skrobanie na blogu. Wolałem wykorzystać okazję do spędzenia większej ilości czasu z rodziną. Mam nadzieję, że osoby które tu zaglądały i nic nowego nie widziały wybaczą mi moją pasywność.
   Jednak Ci którzy czytają moje posty, znają mnie, wiedzą, że biegania z reguły nie odpuszczam. I nie odpuściłem go również ostatnio. W ciągu minionych 72 godzin przeleciałem w sumie blisko 50 kilometrów podczas 3 treningów. Ale co to były za treningi! Każdy inny, każdy wyjątkowy - bajka!
   Najpierw w niedzielę wybrałem się na bieganie po wielkanocnym śniadaniu. Od zeszłego roku niewiele się zmieniło - wypieki mamy wciąż dostarczają masę energii. Jednak od samego początku to była męczarnia, a nie trening. Tego dnia Mała stwierdziła, że będzie mi towarzyszyć na rowerze. Ciągle jeszcze dochodziła do siebie. Ponadto powiedziałem jej, że w niedzielę wypada zrobić długie wybieganie. W momencie kiedy to mówiłem naprawdę marzyła mi się wycieczka biegowa. Jednak po wielkanocnym śniadaniu, w samo południe, kiedy termometr wskazywał przeszło 20 stopni Celsjusza, a byłem "załadowany pod korek", kilkugodzinny trening wydawał się mało prawdopodobny.

19 kwietnia 2014

Wyjątkowi goście w Parku Reagana - relacja ze 116. ParkRun Gdańsk

  Dzisiaj dość niespodziewanie mogę Wam udostępnić galerię zdjęć ze 116. ParkRun Gdańsk. Okazało się, że pod moją nieobecność, w Parku Reagana, pojawiła się Patrycja. Jak zawsze uzbrojona w aparat.
   Sam bieg był wyjątkowy z kilku powodów. Pierwszym, choć nie najważniejszym, jest fakt, że impreza odbyła się w Wielką Sobotę. W parku Regana można było dzisiaj również spotkać wyjątkowych gości. Przede wszystkim uczestnicy mogli poznać osobiście Piotrka, dla którego w przyszłym tygodniu biegać będzie grupa biegaczy w ramach akcji - „125 km i Piotruś stanie na nogi”. Oczywiście obecni byli również wspomnieni bohaterowie - Agata, Piotr i Andrzej. Warto zwrócić też uwagę, że mieliśmy gości z Warszawy. W Gdańsku pojawiła się Dota Szymborska - autorka On Egin Eta Topa.

Urodzinowe zaległości nadrobione

   Ćwierć wieku skończyłem już co prawda przed tygodniem, jednak z powodu maratońskich wojaży nie było czasu na urodzinowe świętowanie. Tak więc dopiero dzisiaj tradycji stało się zadość. Oczywiście tej biegowej tradycji, która nakazuje każdego roku przebiec dokładnie tyle kilometrów ile lat kończę. Rzecz jasna takie biegi są tym lepsze im więcej osób bierze w nich udział. Dzisiaj było nas pięcioro. Innymi słowy "Fantastyczna Czwórka" i ja! Do naszej rodzinnej ekipy dołączyli jeszcze Tomek i Szymon - dzięki chłopaki. 
   Trasę na dzisiejszy bieg wyznaczyłem wczoraj wieczorem. Po raz kolejny zamarzyło mi się szuranie po innej nawierzchni niż asfalt, dlatego wyglądała tak, a nie inaczej. Ale nie uprzedzajmy faktów.

17 kwietnia 2014

Bieganie to nie tylko stawianie nogi za nogą

Do wyboru do koloru :)
   Przeglądając dzisiaj rano portal społecznościowy trafiłem na wpis Mateusza Jasińskiego. Napisał on, że "na poziomie fizycznym, w bieganiu nie ma nic tajemniczego - dwie nogi, rytmiczny oddech, bicie serca. Jednak w prawdziwym bieganiu, człowiek dostaje skrzydeł". I przyznam szczerze, że utkwiło mi to w pamięci. Te słowa towarzyszyły mi dzisiaj przez cały trening i są ze mną do teraz. Bo w tym naprawdę coś jest - w tym moim, Waszym, a w zasadzie to naszym - bieganiu COŚ jest. Zastanówcie się ile razy wychodziliście na trening w podłym nastroju, z głową zaprzątniętą problemami, a po powrocie to wszystko wydawało się odległe. Rozwiązania problemów nawet jak nie stawały się oczywiste, to owe problemy nagle stawały się mniejsze. Ile razy wracaliście do domu zlani potem, powłócząc nogami, ale mimo to uśmiech nie schodził Wam z twarzy. 

16 kwietnia 2014

Przedświąteczna wizyta na Warmii okraszona rodzinnym treningiem

Od ponad 125 kilometrów razem na trasie -
- powoli zaczynam się do nich przekonywać :)
   Wczoraj wieczorem wyjechałem z Gdańska. Spakowałem wszystkie niezbędne rzeczy i ruszyłem w drogę do Lidzbarka. Nie wiem jak to wygląda w Waszym przypadku - co zabieracie ze sobą wyjeżdżając z domu, ale ja dzisiaj rano zaglądając do torby miałem niezły ubaw. Pakowałem się w pośpiechu i okazało się, że wziąłem ze sobą: 2 pary butów do biegania, kompresję, skarpety techniczne, spodenki, koszulkę, Gremlina, rolkę do masażu, "Wagę startową" i kilka butelek chmielowego wywaru z mojej kolekcji :) Całe szczęście, że w domu wciąż jest masa moich ubrań. 

15 kwietnia 2014

Serce rośnie, kiedy forma rośnie

   Miałem pewne obawy odnośnie dzisiejszego biegania. Otóż swoje spontaniczne, niedzielne bieganie po Warszawie okupiłem naciągniętymi mięśniami, obolałymi stopami. Najpierw w Łodzi, co by nie mówić, dałem z siebie wszystko. Następnie trochę ochłonąłem i bez żadnej rozgrzewki ponownie wyleciałem na trasę. Rozsądne to to nie było, ale tam rządziły emocje! Było warto - a że boli - cóż, przynajmniej czuję, że żyję.

14 kwietnia 2014

Weekend w biegu - relacja z Łódź Maraton Dbam o Zdrowie i Orlen Warsaw Marathon

   Decyzja o wyjeździe do Łodzi zapadła pod koniec 2013 roku. Maraton w stolicy województwa łódzkiego miał być głównym, wiosennym startem. Właśnie - miałem, ale nie był. Wszystko przez kontuzję, która pokrzyżowała mi plany. Byłem już pogodzony z tym, że będę musiał zrezygnować z wyjazdu, kiedy okazało się, że dzięki uprzejmości organizatorów jest jeszcze nadzieja. Bieg na dystansie przeszło 42 kilometrów nie wchodził w grę. Jednak dystans 10 kilometrów wydawał się realny. 

Warszawa zdobyta - relacja z Orlen Warsaw Marathon Moniki Sawicz

   Start docelowy tego sezonu już za mną, z Warszawy wróciłam mądrzejsza o kolejne biegowe doświadczenie, ale zacznijmy od początku. Wyjazd do stolicy to przede wszystkim bieg maratoński. Jednak jako że z Szymonem opuściliśmy Gdańsk już w piątkowy poranek to mieliśmy jeszcze czas na zwiedzanie. Wzięliśmy udział w Biegu Na TAK i przede wszystkim dobrze się bawiliśmy, biegając, a także karmiąc wiewiórki, kaczki, pawie w Łazienkach Królewskich. Podziwialiśmy także zawziętość opiekunów osób niepełnosprawnych, którzy protestują pod sejmem już prawie 3 tygodnie. Wszystkie te wydarzenia przyćmione były jednak myślą o OWM. Z każdą kolejną godziną stresowałam się coraz bardziej, a kiedy w końcu nastała niedziela serce mało nie wyskoczyło z klatki piersiowej. O spaniu niemalże nie było mowy, budziłam się co chwilę, zerkając na zegarek i wyczekując 6, żeby w końcu móc wstać. Kiedy wybiła długo wyczekiwana godzina szybko wstaliśmy, zjedliśmy, wymeldowaliśmy się z hotelu i nareszcie wyruszyliśmy na błonia Stadionu Narodowego. W drodze targały mną skrajne emocje, raz cieszyłam się na myśl o biegu, a po chwili ze stresu leciały mi łzy. Dobrze, że był ze mną Szymon, który dodawał mi otuchy i wzbudzał siłę do walki. :) 

11 kwietnia 2014

Lekka sałatka z kurczakiem i ananasem a'la Mały

   W ostatnim czasie do moich drzwi zapukał kurier, który, jak się okazało, przyniósł mi paczkę od rodziców. Znalazłem w niej mnóstwo pyszności, a wśród nich m. in. ananasa. Pomyślałem ekstra - tylko co by tu zrobić z tym owocem. Oczywiście, mogłem go po prostu obrać, pokroić w kostkę i zjeść. Miałem jednak ochotę na coś bardziej pożywnego. Ale jednocześnie prostego i szybkiego do zrobienia. W końcu tuż przed zawodami lepiej nie męczyć niepotrzebnie nóg staniem w kuchni. Zobaczcie co udało mi się wymodzić.

10 kwietnia 2014

"I won’t stop until I get there. I will run, run, run..."

   Tak! Klamka zapadła - jedziemy z Patrycją do Łodzi! Tylko spokojnie - nie jestem aż tak głupi, żeby teraz, nagle, bez żadnego przygotowania porywać się na maraton. Dzięki uprzejmości organizatorów będę mógł przebiec 10 kilometrów w mieście, które reprezentuje Adam Kszczot (RKS Łódź). Jeżeli w niedzielę nic nie będzie bolało to postaram się dobiec do Atlas Areny w czasie krótszym niż 50 minut. I to wcale nie żart, ani mydlenie oczu. Chcę małymi kroczkami wrócić do formy - najpierw tej z początku roku, a w dalszej kolejności tej z jesieni.

9 kwietnia 2014

Rower, obiad na szybko i oczywiście bieganie

   Od publikacji ostatniego postu minęło zaledwie 24 godziny. W tym czasie jednak działo się tak dużo, że nawet nie wiem od czego zacząć. Wczoraj wybrałem się na bieganie po lesie. Tak jak pisałem - było naprawdę fajnie. Jednak 10-kilometrowy trening nie dość, że nie wyczerpał moich pokładów energii to jeszcze mnie dodatkowo naładował. Ponadto Mała wspomniała, że ma w domu rower. I co dalej można już się domyśleć. 
   Muszę przyznać, że specjalnie miłośnikiem pedałowania nie jestem. Lubię jednak od czasu do czasu posadzić tyłek na dwóch kółkach. Początkowo chciałem się wybrać na lotnisko, aby pokazać siostrze, gdzie pracuje Patrycja. Jednak po kilku kilometrach w głowie zaczęły mi krążyć myśli typu: "Starczy, zawróć, dycha to też dobry wynik". I tak sobie powtarzałem, że zaraz zawrócę, że jeszcze tylko kawałeczek. 

8 kwietnia 2014

Energetyczny poranek w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym

   Dzisiejszy poranek wcale nie należał do najprzyjemniejszych. "Łóżkowa grawitacja" było cholernie silna. Patrycji budzik zadzwonił punktualnie o 4:30. I mimo, że położyliśmy się bardzo wcześnie, przespaliśmy po 8 godzin i w ogóle, to jednak nasze łoże to nie toster - nie wyskoczyliśmy z niego tak od razu. O ile Patrycja miała o 6 autobus do pracy i musiała po chwili zaatakować łazienkę. To ja, wciąż roboty poszukujący, aż tak silnej motywacji nie miałem. Z Małą umówiliśmy się, że zamelduje się pod moim blokiem przed 7 i wyruszymy do lasu.
   O ile zawsze deklarowałem się, że jestem miłośnikiem asfaltu, biegaczem miejskim, że uwielbiam ubijać chodniki. O tyle teraz naprawdę od tego stronię. I to do tego stopnia, że dzisiaj do lasu... pojechaliśmy samochodem.
   Temperatura do biegania była idealna. Słońce przedzierające się przez niewielkie chmury, ponad 10 kresek na plusie i żadnego wiatru. Innymi słowy raj dla biegacza.

7 kwietnia 2014

Pierwszy tydzień po powrocie, ale...

   ... ale na pewno nie po kontuzji. Jeżeli jeszcze po pierwszych biegach miałem jakieś złudzenia to ten ostatni, niedzielny brutalnie mnie ich pozbawił.
   We wtorek wybrałem się z siostrą na pierwsze od ponad 3 tygodni szuranie. Po okresie niebiegania, słabego prowadzenia się, w końcu wróciłem na właściwe tory. Udało mi się pokonać 6 kilometrów jednak po biegu czułem się jakbym miał zaraz zejść. Kondycja podobna albo jeszcze gorsza niż ta sprzed 3 lat. Dokładnie tak się czułem! Umówiłem się jednak na powtórkę dnia kolejnego.
   W środę przelecieliśmy już 9 kilometrów. Całkiem przyzwoicie, ale wciąż bieg był dla mnie katorgą. Głowa niby się cieszyła, ale płuca umierały.

6 kwietnia 2014

Akademickie Mistrzostwa Polski w Biegach Przełajowych Łódź 2014 - relacja Moniki Sawicz

Sekcja LA AZS UG
   Tegoroczny start w Akademickich Mistrzostwach Polski był drugim w mojej biegowej przygodzie. Tym razem pojechałam do Łodzi już z doświadczeniem, z pewnymi planami i założeniami, które bardzo chciałam zrealizować. Nie ukrywam, że ciężko jest nabiegać "coś" w maratonie i na 6 km, ale nikt nie powiedział, że nie jest to niemożliwe. Ja przede wszystkim chciałam poprawić się w stosunku do roku poprzedniego. To był cel główny i stanowił priorytet. Z taką misją w piątek rano wyruszyłam. Najpierw do Gdańska, tam super mocna ekipa - LA AZS UG wraz z najlepszym trenerem (najbardziej dopingującym na trasie, ale o tym później) wyruszyła w podróż do Łodzi, chwilę później dołączyła również do nas Politechnika Gdańska, a więc dwie trójmiejskie uczelnie wyruszyły na podój, niezbyt pięknego miasta, Łodzi. 

5 kwietnia 2014

Bieg po zdrowie zdrowiem okupiony

   Tak w skrócie można nazwać mój dzisiejszy bieg. Jednak od razu muszę dodać, że nie nabawiłem się żadnej nowej kontuzji. A i stara, mam nadzieję, że się nie pogłębiła. A teraz cofnijmy się o kilka godzin po poranka.
   Pobudka, choć ostatnio mam w zwyczaju wstawać około 6, dzisiaj się przesunęła. Jednak na poranne bieganie, mimo wylegiwania się do 7, wcale nie planowałem wybierać się późno. Otóż nowością jest to, że powróciłem do... biegania na czczo. Ma ono swoich zwolenników i przeciwników. Ja raczej należałem do tych drugich. Niemniej kiedy walczyłem z otyłością latałem przed śniadaniem. I w tym momencie do tego powróciłem. Przynajmniej jeżeli trening nie przekracza 45-60 minut.

4 kwietnia 2014

Ciągnie wilka do lasu

   Ortopeda zakomunikował mi, że najprawdopodobniej moja kontuzja to "nic poważnego, ale może okazać się bardzo przykrą i dokuczliwą". Niemniej zlecił jeszcze serię badań. Po wykonaniu zdjęcia RTG udałem się na badanie USG, gdzie pani doktor stwierdziła "zmiany przeciążeniowe w przyczepie ścięgna mięśnia pośladkowego średniego (geody, zwapnienia w ścięgnie)". Powiedziała też, że nie widać nic niepokojącego na zdjęciu RTG. A tak nieoficjalnie dodała, że trzeba by było zadbać o rozciąganie mięśni pośladkowych. Wspomniała, że miała już u siebie maratończyka z zerwanym mięśniem pośladkowym i nie życzy sobie kolejnego :) 
   W czwartek mam kolejną wizytę u ortopedy i liczę, że będzie to ostatnia wizyta. Tym bardziej, że udało mi się już trzykrotnie wyjść na lekkie truchtanie w tym tygodniu. I o ile biegi dwa pierwsze biegi jedynie utwierdzały mnie, że jestem jeszcze "daleko w lesie". O tyle po tym ostatnim zacząłem z wielkim optymizmem patrzeć w przyszłość. A dlaczego ten bieg tak na mnie wpłynął? Zacznę od początku.

2 kwietnia 2014

To jest właśnie to na co czekałem - test rękawów kompresyjnych

   Na początku roku dotarła do mnie kolejna przesyłka od Compressportu. Tym razem były to skarpetki techniczne oraz rękawy. Nie będę jednak ukrywał, że szczególnie ciekawy byłem tych drugich.
   Na pewno już nie raz o tym pisałem, ale mam problemy z krążeniem. Objawia się to zimnymi dłońmi oraz stopami. Do dziś pamiętam, jak podczas swojego pierwszego maratonu chłodziłem sobie kark i czoło przykładając do nich na zmianę... dłonie. Zwiedzając expo przed zawodami (było to w Krakowie, o ile mnie pamięć nie myli), zapytałem na stoisku z odzieżą kompresyjną o działanie takich rękawów. Usłyszałem między innymi o tym, że kompresja poprawia krążenie krwi. Opowiedziałem więc o swoim problemie i zapytałem czy mi owe rękawy pomogą czy może wręcz przeciwnie? Niestety wtedy moje wątpliwości nie zostały rozwiane. 
   Jednak w ostatnich miesiącach miałem na sobie wszelkiej maści odzież kompresyjną - skarpetki, skarpety długie, opaski, spodenki, koszulkę. I co ciekawe, każda z tych rzeczy naprawdę przypadła mi do gustu. Na niczym się nie zawiodłem. Po rozmowie z przedstawicielem Compressportu postanowiłem, że w końcu przyszedł czas, abym sprawdził na własnej skórze działanie rękawów.

1 kwietnia 2014

W oczekiwaniu na diagnozę

   Od ostatniego wpisu niewiele się u mnie zmieniło. Wciąż tak naprawdę nie wiem co mi dolega. Jutro zabieram wyniki wszystkich, dotychczas przeprowadzonych, badań i wyruszam na wizytę do ortopedy. Na cuda nie liczę. Wiem, że w niedzielę nie polecą sobie spontanicznie 30, 40 czy 50 kilometrów. Mam jednak nadzieję, że dowiem się przynajmniej co mi jest.
   Tymczasem dzisiaj nie mogłem już wysiedzieć w domu. Piękna pogoda, mnóstwo słońca, zero wiatru i tłumy spacerujących ludzi sprawiły, że napisałem do siostry. Zaproponowałem, żeby przyleciała do mnie i przebiegła się wspólnie ze mną po Parku Reagana. Od razu zaznaczyłem, że nie może się wiele po mnie spodziewać. Ostatnio gdy wyszliśmy razem polatać (choć ostatnio w moim wypadku słowo "polatać" powinienem zastąpić słowem "pokulać się" :) ) wytrzymałem jedynie 4 kilometry. Problemy zaczęły się już po 2. Jednak leciałem dalej wierząc, że "zaraz przejdzie". Nie przeszło. Dostałem nauczkę, dlatego dzisiaj nie zamierzałem przekraczać granicy bólu.

9. Półmaraton Warszawski okiem Moniki Sawicz

   Dzień 30.03.2014 miał być dla mnie jednym z kolejnych spędzonych w pracy. Wiedziałam, że w Warszawie wystartuje 9. PZU Półmaraton Warszawski, ale nie zawracałam sobie tym głowy, ponieważ zawsze serce mi pęka na myśl, że gdzieś jest taka super impreza biegowa, a ja nie mogę w niej uczestniczyć. 
   Moje plany co do tej niedzieli zmieniły się w środę wieczorem, kiedy to dostałam telefon, iż jednak akcja promocyjna butów biegowych została zakończona i mam wolne, podzieliłam się tą informacją z bratem, pomyślałam, że może w związku z wolną niedzielą wybiorę się na długie wybieganie i może Michał będzie miał ochotę mi towarzyszyć na rowerze. Nie zdążyłam jednak podzielić się planami, kiedy dostałam wiadomość „Spróbuję przepisać na Ciebie numer WWA”, następna wiadomość pochodziła już od organizatorów, którzy zgodzili się, abym to ja wystartowała za Michała. Za co serdecznie dziękuję!!! J