Na skróty

30 listopada 2013

Dać się ponieść nogom

   Plan na piątek był prosty - 10-kilometrowe rozbieganie, a następnie rozciąganie i 30 minut ćwiczeń ogólnorozwojowych. Dawno już nie biegałem jedynie dyszek na treningu. Trasa nie stanowiła problemu. Wystarczyło pokonać na swojej standardowej ścieżce 5 kilometrów i wrócić. Jednak ta wizja jakoś nie do końca mnie przekonywała. Pomyślałem, że może Mała, która tego dnia miała wolne od biegania, wsiądzie na rower i mnie jakoś zmobilizuje. Skucha - wolne od biegania nie jest równoznaczne z wolnym od uczelni. A więc musiałem radzić sobie sam.
   Wskoczyłem w biegowe buty i wyleciałem z domu. Jeszcze przez pierwszy kilometr trzymałem się codziennej trasy. Jednak po dotarciu na deptak odbiłem w stronę molo w Brzeźnie, a nie jak zawsze - tego w Sopocie.
   Nogi niosły. O ile jeszcze pierwszy kilometr poleciałem spokojnie w 5:04, o tyle już na kolejnych zszedłem poniżej 5 minut. Zmiana trasy, perspektywa biegu w nieznane, sprawiły że naprawdę miałem świetny humor. Z kilometra na kilometr przyspieszałem. I nie robiłem tego specjalnie - pozwoliłem by to nogi dowodziły. 

29 listopada 2013

Studniówka IAAF Halowych Mistrzostw Świata Sopot 2014

   To miał być zwykły czwartkowy trening. Planowałem zaliczyć spokojne 14-15 kilometrów i na tym zakończyć bieganie tego dnia. Jednak wszystko się zmieniło kiedy zauważyłem newsa o nazwie "STUDNIÓWKA IAAF HALOWYCH MISTRZOSTW ŚWIATA SOPOT 2014 Z WIELKIMI GWIAZDAMI". W ramach owej studniówki miał odbyć się bieg ulicami Sopotu. Start na popularnym Monciaku, meta na Ergo Arenie, a do tego bieg ramię w ramię z mistrzem świata i Europy - Wilsonem Kipketerem oraz reprezentantami Polski - kusząca wizja. Na tyle kusząca, że postanowiłem się zapisać.
   Jednak bieg na dystansie niecałych 4 kilometrów nie mógł mi zastąpić treningu. Tak więc, aby wylatać swoje postanowiłem, że do Sopotu pobiegnę i tak samo stamtąd wrócę.

28 listopada 2013

Bieganie zimą jest fajne!!!

   Dzisiaj rano zauważyłem post Bartosza Olszewskiego na jego blogu (Warszawski Biegacz), który mnie na tyle zaciekawił iż postanowiłem napisać własny. Będący swego rodzaju odpowiedzią na Bartosza "Bieganie zimą wcale nie jest fajne!!!". Otóż absolutnie się z tym nie zgadzam. Dlaczego? Już wyjaśniam.
   W ostatnim czasie dość często zdarza mi się biegać z siostrą. W związku z tym, że są to biegi w tempie konwersacyjnym - dużo konwersujemy :) I właśnie wczoraj prowadziliśmy dyskusję na temat biegania w okresie zimowym. Zgodnie stwierdziliśmy, że właśnie zima jest najlepszym okresem do przygotowań. Najlepsze wyniki osiągamy (przynajmniej siostra i ja) nie jesienią, ale właśnie wiosną. 
   Wg mnie świetne w bieganiu zimą jest to, że chcąc nie chcąc, podczas każdorazowego treningu, dostajemy dodatkowo trening siły biegowej. Może i biega się przez to ciężej, ale trzeba mieć świadomość, że wiosną, kiedy śnieg zniknie, dostrzeżemy efekty.

27 listopada 2013

Nie narzekaj, że masz pod górę...

   ... kiedy idziesz na szczyt. Zawsze kiedy mam problemy z motywacją, gorszy nastrój lub po prostu mi się nie chce, przypominam sobie to zdanie. Niby oczywiste. Ale kiedy tak sobie to w myślach powtórzę to jakoś od razu robi mi się raźniej.
   Niemniej dzisiaj wcale nie było większych problemów z motywacją. Ponownie umówiłem się z siostrą. I po raz kolejny wyruszyliśmy w kierunku Gdyni. Nadmorskie alejki prezentowały się o niebo lepiej niż przed 24 godzinami. Nie było ani śniegu, ani lodu, ani nawet kałuż. Było idealnie do biegania.
   Również aura sprzyjała. Mimo, że wciągnąłem na tyłek leginsy, to mógłbym spokojnie zastąpić je krótkimi spodenkami. Jednak w tym wypadku uległem "presji otoczenia" :)
   Na krańcu Sopotu ponownie zrobiliśmy sobie tempówkę na schodach. Rozważamy nawet, żeby pewnego dnia wybrać się na owe schody i zrobić na nich solidny trening. Jednak to jeszcze nie pora na takie zabawy. Wszystko w swoim czasie.

Maszyna ruszyła

   No i stało się! Mam już za sobą pierwszy, biegowy trening w ramach przygotowań do kwietniowych zawodów. Tak więc operację "Łódź Maraton DOZ 2014" uważam za rozpoczętą!
   Nie do końca jeszcze rozliczyłem się z problemami zdrowotnymi. Co prawda nie biorę już ani antybiotyków, ani sterydów. Jednak zastrzyki i rehabilitacja nie dają mi zapomnieć, że nie wszystko jest tak jak być powinno. Mam jednak nadzieję, że już niedługo będę mógł o tym zapomnieć. I teraz będę wszystkich przestrzegał - zasłaniajcie się przed wiatrem. Przewianie to naprawdę paskudna przypadłość.
   Wróćmy jednak do biegania. W związku z poniedziałkowymi opadami "deszczo-śniegu" spodziewałem się, że we wtorek będzie czekał mnie pierwszy trening w... No właśnie w czym? Na pewno nie w śniegu, bo to co zalegało na chodnikach i ulicach to raczej breja pośniegowa. I dokładniej w takiej brei przyszło mi biegać.

24 listopada 2013

Od molo przez molo do molo i jeszcze dalej

   Żadnego posta przez dwa dni? Zdecydowanie za długo! Jednak to, że nie pisałem nie oznacza, że nie biegałem. Biegałem! I chociaż żadnych rekordów nie ustanowiłem - nie było ani bardzo szybko, ani bardzo daleko - to jednak uważam, że pobiegałem co najmniej solidnie!
   Najpierw w sobotę wybrałem się na gdański ParkRun. Jednak po raz kolejny nie były to dla mnie zawody, a wprowadzenie do treningu. Po ParkRunie planowałem pobiec w pojedynkę do Gdyni i z powrotem. Jednak będąc w Sopocie musiałem, ponownie, skorzystać z toalety. Wybrałem tę u siostry i przy okazji wyciągnąłem Małą na trening. Tak więc go granicy Sopotu polecieliśmy razem. Później Mała odbiła do siebie, a ja poleciałem prosto do domu.
   Na niedzielę miałem zaplanowane dłuższe wybieganie w większym gronie. Wstępnie zadeklarowali swoją obecność Mała, Michał i Piotrek. Planowaliśmy wyruszyć z chłopakami o 9 z Parku Reagana. Monika miała dołączyć w Sopocie. Przyznam szczerze - nie chciało mi się dzisiaj wychodzić jak jasna cholera! 

21 listopada 2013

Zwykły niezwykły trening

Bo właśnie taki mamy dzisiaj humor!
   To miał być typowy "dzień jak co dzień". Plan był prosty - pobudka, śniadanie, trening. W ramach tego ostatniego miałem przelecieć się do Gdyni i z powrotem wrócić na Przymorze. I pewnie by tak było gdybym nie sprawdził czy na portalu społecznościowym nie ma czasem mojej siostry. Los chciał, że była! Zapytałem więc czy również jej harmonogram przewiduje dzisiaj szlifowanie chodników. Przewidywał. Postanowiłem pójść za ciosem - zaproponowałem wspólny bieg. Z entuzjazmem przystała na propozycję. Wszystko szło po mojej myśli. A prawdę mówiąc nawet lepiej. Kto wie - może powodem tego był fakt, że dzisiaj, czyli 21. listopada, wypada Światowy Dzień Życzliwości i Pozdrowień?

Krótka relacja z krótkiego treningu

   Ciemne chmury zebrały się nad Trójmiastem. Dookoła szaro, zimno i jakby tego było mało - pada! Nic tylko zaszyć się w domu i nie wychylać nosa za drzwi. I tak by się pewnie stało gdybym 2 lata temu nie zaczął biegać. Pojęcie "zła pogoda" nie występuje w słowniku biegacza. Nawet biegacza - amatora, takiego jak ja. W końcu kluczem do sukcesu jest konsekwencja.
   Z takim podejściem wskoczyłem w biegowe buty i wyruszyłem w stronę Gdyni. Tym razem jednak nie zamierzałem wydłużać sobie trasy. W ciągu poprzednich 4 dni przebiegłem blisko 90 kilometrów. Uznałem więc, że zaliczyć jakiś krótszy bieg. Standardowe 14 kilometrów wydawało się w sam raz. 

20 listopada 2013

Rodzinna wycieczka po Trójmieście

   Niby nie miałem większych problemów z motywacją do biegania. Wiedziałem, że wyjdę na trening. W końcu taki był plan. A jak wiadomo - jeżeli jest plan to trzeba go wykonać. Jednak pałaszując codzienną porcję owsianki wpadłem na genialny pomysł. Spróbuję na trening wyciągnąć siostrę! Tak - to jest to! Krótki sms i po chwili miałem już wiadomość zwrotną. Mała była na tak!
   Umówiliśmy się, że spotkamy się nieopodal molo w Sopocie i razem ruszymy wzdłuż plaży na północ. Biegło się naprawdę przyjemnie. Dla Małej był to pierwszy trening po tygodniowym roztrenowaniu. Tak więc nie zamierzaliśmy przeginać - ani z tempem ani z dystansem.

18 listopada 2013

Euforia biegacza, czyli jak to jest z tymi endorfinami

   To miał być normalny poniedziałek. Po aktywnym, rodzinnymi weekendzie zaczynał się kolejny tydzień. Poniedziałek jest dla mnie o tyle specyficzny, że przez długi czas był to u mnie dzień wolny. Jednak od niedawna dorzucam sobie dodatkowe bieganie lub inną aktywność w ten dzień. 
   No i właśnie! Nie zaplanowałem wcześniej dzisiejszego dnia i rano byłem nieco rozdarty. Po weekendowym ucztowaniu dobrze by było pobiegać. Z drugiej zaś strony ciągle biorę leki (choć od dzisiaj zaczynam już zmniejszać dawkę). Tak więc mało rozsądne wydaje się zwiększanie kilometrażu w takim momencie. Pomyślałem więc o ćwiczeniach pewnej, popularnej ostatnio, pani. Nie chcę się tutaj za bardzo zagłębiać w dyskusję na temat tych ćwiczeń. Niemniej zauważyłem, że przynoszą mi wymierne efekty w walce z przykurczami mięśni nóg i pośladków. Jednak takie wygibasy przed monitorem to nie to samo co przebieranie nogami na świeżym powietrzu. Tak więc postanowione - pobiegam, a później zrobię ćwiczenia. Może nawet skrócę trochę bieg...? 

17 listopada 2013

Targany wiatrem odkrywałem Gdańsk

   Pod względem biegowym - weekend uważam za zamknięty. Co prawda jest dopiero niedzielny poranek, jednak mam już za sobą super trening i resztą dnia zamierzam poświęcić Ukochanej. No i kuracji - od jutra stopniowo zmniejszam ilości antybiotyku. Ale wróćmy do biegania!
   W sobotę dostaliśmy zaproszenie do Pępowa na pyszny obiad. No i specjalnie przygotowany przez babcię tort z okazji udanych obron. Obiad w Pępowie i trening? Długo nie musiałem się zastanawiać jak to połączyć. Biegnę!

14 listopada 2013

Bieg w blasku trójmiejskiego słońca

   Po wtorkowym fatalnym treningu oraz wczorajszym euforycznym przyszedł w końcu czas na trening normalny. Ot takie zwyczajne szuranie. Wstałem rano, wrzuciłem w siebie porcję owsianki, garść tabletek i zapiłem wszystko litrową porcją kawy. Następnie nieco mniejszą "małą czarną" przygotowałem dla Patrycji i ruszyłem na nadmorskie alejki.
   Tym razem jednak wciągnąłem na głowę dodatkową osłonę w postaci komina. Pomyślałem, że zaszkodzić nie zaszkodzi, a dostałem już wystarczającą nauczkę jak kończy się ignorowanie wiatru i wystawianie na jego podmuchy. Póki co 4. dzień nie mogę nawet drgnąć prawą częścią twarzy. Także pozwólcie, że nie będę się uśmiechał :)

13 listopada 2013

Głowa chce, a ciało mówi NIE

   Wczorajszy trening podsumowałem stwierdzeniem, że gorzej już być nie może. Wiedziałem, że niezależnie od tego jak będzie wyglądał kolejny bieg, nie będzie on na pewno tak beznadziejny jak ten wtorkowy. I właśnie z takim nastawieniem wybrałem się na dzisiejszy trening.
   Mimo szczerych chęci zrezygnowałem z biegania na czczo. Wstałem rano i odruchowo skierowałem się w stronę kuchni. Kawa i owsianka - prosty, szybki posiłek i zastrzyk energetyczny na cały poranek. Przegląd prasy, forum, odpisywanie na maile. Czas mijał szybko. Nie chcąc kusić losu i narażać się na kolejne problemy zdrowotne - wciągnąłem ponownie czapkę i bluzę. Zrezygnowałem jedynie z leginsów. Przy obecnej pogodzie naprawdę nie widzę sensu w gotowaniu nóg w nogawkach. Tych samych, z których korzystałem ostatnio przy temperaturze nawet około -20 stopni :)
   Już zakładając buty energia mnie roznosiła. Czekając aż Gremlin zlokalizuje satelity dosłownie rwałem się do biegu. I to wszystko nawet pomimo faktu, że z samego rana wciągnąłem całą garść leków.
   Powrót do prawidłowego odżywiania dał się odczuć już po jednym dniu. W żołądku cisza i spokój. Nie musiałem się martwić o dostępność toalet na trasie.

12 listopada 2013

Na biegowym zakręcie

   Jest źle. Tak źle, że nie pamiętam aby kiedykolwiek było gorzej. Jeżeli przetrwam najbliższe dni, tygodnie i nie porzucę biegania to już chyba nigdy tego nie zrobię. Dzisiejszy trening to był koszmar. Jeszcze we wrześniu biegając w takim tempie uzyskiwałbym wartości tętna około 110-120. Dzisiaj zaś serce waliło jak oszalałe. Częstotliwość rzędu 140-150 uderzeń na minutę to była norma. Momentami sapałem i dyszałem jak lokomotywa. Tak bardzo w kość nie dał mi chyba nawet mój pierwszy trening, ten sprzed 2 lat, kiedy po raz pierwszy podniosłem tyłek z kanapy.

11 listopada 2013

XVI Bieg Niepodległości Gdynia - fotorelacja

   Przed rokiem, podczas XV edycji Biegu Niepodległości w Gdyni, kończyłem swój sezon startowy. Tak też miało być i tym razem. Nie liczyłem na walkę o czas, miałem się jedynie dobrze bawić. Los jednak sprawił, że ostatnim startem w tym sezonie był półmaraton w Tczewie. Noc na szpitalnym oddziale ratunkowym, wycieczka po gdańskich aptekach i cała masa leków. A wszystko to przez własną głupotę. Całe życie lekceważyłem rady o unikaniu przeciągów. No i się doigrałem :)
   Jednak mimo, iż nie brałem udziału czynnego w biegu, to do Gdyni zawitaliśmy wspólnie z Pati. Oczywiście po to, aby zrobić fotorelację. Mam nadzieję, że uda Wam się znaleźć na zdjęciach!

9 listopada 2013

Nieplanowane, sobotnie interwały

źródło: wikimedia.org
   Tym razem nie będzie kolejnego długiego wpisu. Chcę dać szansę na dotarcie do końca również tym, których nieco nudzą moje przydługie posty :)
   Po piątkowej przerwie powróciłem dzisiaj na biegowe ścieżki ze zdwojoną energią. Początkowo planowałem po prostu pobiec do Gdyni i z powrotem. A więc pokonać codzienną trasę. Pomyślałem jednak, że skoro mamy weekend, to może warto by było dorzucić kilka kilometrów. Najpierw chciałem namówić siostrę na wspólne szuranie. Nic z tego jednak nie wyszło - Mała rygorystycznie realizuje plan przed poniedziałkową dychą.

7 listopada 2013

Z wizyta pod ERGO Areną i niespodziewane spotkanie

Po raz kolejny - Sopot zdobyty!
   Środowy trening miał być kolejnym luźnym biegiem ku północnej granicy Sopotu i z powrotem. Ot, następny bieg w stylu "powrót do biegania". Jedyne założenia to - luźno, spokojnie, bez ciśnień jeżeli chodzi o czas. Mięśnie, rozleniwione po tygodniowym lenistwie, potrzebują trochę czasu aby wrócić do pełni formy.
   W związku z tym, że pogoda jest, póki co, dość łaskawa, nie wyciągam jeszcze z szafy leginsów. Krótkie spodenki i longsleeve - na chwilę obecną taka kombinacja najbardziej mi odpowiada.
   Tym razem pierwsze kilometry również należały do tych najwolniejszych. Jednak było o niebo lepiej niż w poniedziałek. Mimo zakwasów (tutaj niekwestionowanym liderem są uda:)) biega mi się coraz lepiej. Muszę jednak wciąż kontrolować tempo. Zdarza mi się coraz częściej niepotrzebnie przyspieszać. A to jeszcze nie pora na szybsze bieganie. Takie zacznę w późniejszej fazie przygotowań.

5 listopada 2013

Lekka i przyjemna walka z zakwasami

   Poranne zakwasy! Tak, dopadły i mnie. W pierwszej chwili, po wstaniu z łóżka, nie do końca wiedziałem co się dzieje. Nogi jak z ołowiu? Ból przy każdym kroku? Ale jak? Skąd? Biegając codziennie nie było szansy na popularne zakwasy. Jednak tydzień przerwy zrobił swoje.
   Niemniej wciągnąłem codzienną porcję owsianki i wskoczyłem w biegowe "kapcie". Jeszcze tylko chwila na zlokalizowanie satelitów i można ruszać.
   Jeszcze niedawno narzekałem na bieganie nadmorskimi alejkami. Teraz jednak zaczyna mi się coraz bardziej podobać moja nowa trasa. Tym bardziej, że mogę ją sobie, choć nieznacznie to jednak, modyfikować. Mam ochotę biec przy plaży to biegnę przy plaży. Chcę poszurać chodnikiem wzdłuż ulicy to lecę na chodnik. Obie drogi są równoległe, więc nie ma z tym żadnego problemu.

4 listopada 2013

Plany startowe na sezon 2014 - maratony


   Sezon 2013, de facto dla mnie bardzo udany, powoli dobiega końca. Niektórzy pewnie mają w planach jakieś starty. Ja jednak do tej grupy się nie zaliczam. Przynajmniej jeżeli chodzi o starty na poważnie, takie gdzie chciałbym o coś powalczyć. Pojawię się jeszcze na pewno w Gdyni, być może, jeżeli czas i finanse pozwolą, pojedziemy z Patrycją do Sztumu bądź Torunia. Jednak wszystko to już w ramach zabawy. Ściganie w sezonie 2013 zakończyłem w ubiegłym miesiącu, a myślami już jestem przy sezonie 2014.

Biegowy powrót z zaświatów

   Siedem dni, tydzień - tyle dokładnie wytrzymałem z dala od biegowych ścieżek. W tym czasie nie robiłem nic. Przynajmniej jeżeli chodzi o aktywność fizyczną. Szczęśliwie się złożyło, że miałem na głowie trochę spraw związanych z uczelnią, z którą to rozstałem się już na dzień dzisiejszy definitywnie. To zdecydowanie ułatwiło kwestię wyrzutów sumienia. Ponadto czułem, że taki rozbrat z bieganiem jest mi potrzebny. Zero kilometrów, zero (albo niemalże zero) ważenia w kuchni. Oczywiście nie zapomniałem o wyzwaniu i słodyczy oraz fast foodów nie było. Niemniej wróciłem dzisiaj na biegowe ścieżki nie tylko z ogromnym zapałem, ale też w dość marnej formie fizycznej. A więc... tak jak być powinno po roztrenowaniu. A jak w ogóle wyglądał dzisiejszy bieg?
   Wyruszyłem w stronę nadmorskich alejek nieco później niż zwykle. Późne śniadanie, następnie odwiedziny taty i siostry i tak jakoś szybko zrobiło się dość późno. No ale to miał być wielki COME BACK, wyczekiwany powrót na trasę.