Na skróty

13 listopada 2013

Głowa chce, a ciało mówi NIE

   Wczorajszy trening podsumowałem stwierdzeniem, że gorzej już być nie może. Wiedziałem, że niezależnie od tego jak będzie wyglądał kolejny bieg, nie będzie on na pewno tak beznadziejny jak ten wtorkowy. I właśnie z takim nastawieniem wybrałem się na dzisiejszy trening.
   Mimo szczerych chęci zrezygnowałem z biegania na czczo. Wstałem rano i odruchowo skierowałem się w stronę kuchni. Kawa i owsianka - prosty, szybki posiłek i zastrzyk energetyczny na cały poranek. Przegląd prasy, forum, odpisywanie na maile. Czas mijał szybko. Nie chcąc kusić losu i narażać się na kolejne problemy zdrowotne - wciągnąłem ponownie czapkę i bluzę. Zrezygnowałem jedynie z leginsów. Przy obecnej pogodzie naprawdę nie widzę sensu w gotowaniu nóg w nogawkach. Tych samych, z których korzystałem ostatnio przy temperaturze nawet około -20 stopni :)
   Już zakładając buty energia mnie roznosiła. Czekając aż Gremlin zlokalizuje satelity dosłownie rwałem się do biegu. I to wszystko nawet pomimo faktu, że z samego rana wciągnąłem całą garść leków.
   Powrót do prawidłowego odżywiania dał się odczuć już po jednym dniu. W żołądku cisza i spokój. Nie musiałem się martwić o dostępność toalet na trasie.

   Ruszyłem! Początek jeszcze spokojnie. Jednak z każdym kolejnym krokiem biegło mi się coraz lepiej. Humor i tak już dobry, ciągle się poprawiał. Rewelacja! To coś niesamowitego jak może zmienić się sytuacja z dnia na dzień.
   Jeszcze wczoraj tempo na niektórych kilometrach wynosiło nawet >5:40/km. Tymczasem dzisiaj miałem problem ze zwolnieniem do 5:00/km. Nogi niosły same. Oczywiście biegam na lekach, jestem po roztrenowaniu i dodatkowo dźwigam nadbagaż, więc tętno naturalnie było cały czas podwyższone. Jednak wiem, że to tylko kwestia czasu, kiedy znowu ten parametr osiągnie właściwe wartości.
   To co jest ważne to to, że wyszedłem dzisiaj pobiegać. Że to bieganie sprawiało mi radość. Że po wczorajszym dniu nie wyrzuciłem swoich biegowych butów w cholerę. Na pewno jeszcze nie raz będzie ciężko. Jednak wierzę, że dam radę. W końcu mam wsparcie :)

1 komentarz:

  1. Myślałam że tylko ja tak optymistycznie patrzę na bieganie, że najważniejsze, że w ogóle wyszłam z domu :) Ostatni Twój akapit napawa mnie optymizmem :)
    Szybkiego powrotu do zdrowia życzę!

    OdpowiedzUsuń