Na skróty

5 listopada 2013

Lekka i przyjemna walka z zakwasami

   Poranne zakwasy! Tak, dopadły i mnie. W pierwszej chwili, po wstaniu z łóżka, nie do końca wiedziałem co się dzieje. Nogi jak z ołowiu? Ból przy każdym kroku? Ale jak? Skąd? Biegając codziennie nie było szansy na popularne zakwasy. Jednak tydzień przerwy zrobił swoje.
   Niemniej wciągnąłem codzienną porcję owsianki i wskoczyłem w biegowe "kapcie". Jeszcze tylko chwila na zlokalizowanie satelitów i można ruszać.
   Jeszcze niedawno narzekałem na bieganie nadmorskimi alejkami. Teraz jednak zaczyna mi się coraz bardziej podobać moja nowa trasa. Tym bardziej, że mogę ją sobie, choć nieznacznie to jednak, modyfikować. Mam ochotę biec przy plaży to biegnę przy plaży. Chcę poszurać chodnikiem wzdłuż ulicy to lecę na chodnik. Obie drogi są równoległe, więc nie ma z tym żadnego problemu.
   Dzisiaj w pierwszą stronę pobiegłem alejką nadmorską. Wracałem zaś trochę chodnikami, trochę alejką. Co chwilę zmieniałem drogi. Bawiłem się biegiem. Po raz kolejny nie kontrolowałem specjalnie tempa. Dopiero kiedy Gremlin poinformował mnie, że złamałem barierę 5 minut skarciłem się w myślach. Tempo 5:00/km to granica, której nie chce póki co przekraczać. Chcę spokojnie dać czas na ponowne zaadoptowanie się organizmu do biegania.
   W sumie pokonałem dzisiaj 15 kilometrów i 53 metry w średnim tempie 5:05. Odnotowałem następujące wartości tętna: średnie - 138bpm, maksymalne - 147bpm. Najważniejsze jednak jest to, że czułem się od początku o wiele lepiej niż wczoraj. A zakładam, że z każdym kolejnym biegiem będzie jeszcze lepiej :)

1 komentarz: