Tak jak zapowiedziałem wstawiam tekst, który pisałem w ostatnim czasie, również na swojego bloga. Wstawiam tutaj artykuł jaki wysłałem do serwisu bieganie.pl, ze wszystkimi zdjęciami, z których część została usunięta, aby materiał był bardziej przejrzysty, a także z działającym linkiem do relacji z Biegu Urodzinowego:). Chciałbym od razu zaznaczyć, że jest to historia mojego życia, a nie reklama Decathlonu, Thermo Speeda czy czegokolwiek innego, bo również takie komentarze słyszałem. Ponadto nie próbuję się tutaj w żaden sposób lansować. Opowiedziałem po prostu o sobie ukazując kolejny przypadek tego, że chcąc można dużo zmienić.
Już od
dłuższego czasu zbierałem się w sobie, żeby opisać swoją historię. Być może
ktoś kto to przeczyta, postanowi zmienić
coś w swoim życiu. Jeżeli znajdzie się chociaż jedna taka osoba, będzie to
oznaczało, że było warto spędzić kilka godzin przed monitorem, żeby to wszystko
spisać. Zacznijmy jednak od początku.
Ferie 2008 |
Swoją przygodę
ze sportem zacząłem 11 lat temu, będąc uczniem szkoły podstawowej. Wtedy to
zapisałem się na treningi piłki nożnej w lokalnym klubie. Jak na swój wiek
byłem dość wysokim dzieciakiem. Z wagą nigdy nie miałem problemów, ale i niby
jakie problemy mogłem mieć skoro każdą wolną chwilę spędzałem ganiając za
piłką. Były treningi w klubie, granie na osiedlu, a z czasem, gdy rozpocząłem
naukę w liceum, doszły zajęcia z siatkówki. W sumie kilkanaście godzin sportu
tygodniowo. W szkole średniej jednak zacząłem przybierać na wadze. Rzecz jasna
nie zwracałem na to specjalnie uwagi. W niczym mi to nie przeszkadzało, jednak
wyraźnie moje zamiłowanie do fast foodów zaczęło odciskać piętno na mojej
posturze. Przy wzroście 1,93m moja waga podskoczyła do około 100 kilogramów.
Jednak to najgorsze było dopiero przede mną.
Kwiecień 2010 |
Po
zakończeniu liceum wyjechałem do Gdańska rozpocząć studia na tamtejszej
Politechnice. Po wyjeździe straciłem jakikolwiek kontakt ze sportem. Oczywiście
jedzenie w barach szybkiej obsługi, piwo, częste imprezy to było coś, czego nie
unikałem. Potrafiłem w drodze na zajęcia zajść na śniadanie do MC Donald’s, a
wracając ponownie tam zawitać i zjeść obiad. Na stancji mieliśmy ulotki chyba
wszystkich pizzerii w okolicy. Warto dodać, że przez cały ten czas nie unikałem
też papierosów. Moja kondycja, o ile w ogóle możemy mówić o jakiejkolwiek
kondycji, była w opłakanym stanie. Szybko okazało się, że ważę ponad 120
kilogramów! Jednak i to nie zmusiło mnie do zmiany, nie tyle odżywiania, co
sposobu bycia.
Grudzień 2010
|
Podczas
3. roku studiów mieszkałem z kolegą, który biegał. Kupiłem wtedy Thermo Speed’a
i postanowiłem biegać razem z nim. Bo bieganie modne, bo ludzie mówią, że to
fajne – ot tak po prostu. Ostatecznie skończyło się na 2 treningach i wielkim
zniechęceniu do tego sportu. A kapsułki na odchudzanie zagryzałem pizzą i
popijałem piwem. Stwierdziłem z całą stanowczością, że bieganie nie jest dla
mnie. Że to jest totalna głupota biegać tak bez celu. Mówiłem, że co innego
gonić piłkę, a nie tak lecieć byle lecieć. No i do tego te obcisłe ubrania.
Stwierdziłem, że trzeba być zniewieściałym, żeby to na siebie nałożyć.
Gdańsk Biega 2011 (Listopad) |
Wszystko
jednak zmieniło się w czerwcu 2011 roku. Wtedy to miało miejsce wydarzenie, które
pchnęło mnie do działania. Otóż wychodząc z domu wziąłem do ręki buty i…
zacząłem się rozglądać gdzie mogę usiąść, żeby je założyć. Wtedy to zdałem
sobie sprawę, że nie jestem w stanie założyć butów w pozycji stojącej. To było
straszne! Miałem 22 lata i zadatki na inwalidę. W aptece stanąłem na wagę, a ta
pokazała mi 128,9kg. Szok!
Półmaraton Poznań (kwiecień) |
Zbliżały
się wakacje, a wraz z nimi wyjazd do pracy za granicę. Stwierdziłem, że to
najlepszy moment na zmiany. Powiedziałem sobie dość jedzenia fast foodów, chleba, słodyczy, ryżu,
kaszy, makaronów itp. Innymi słowy nie jemy węgli. Pilnujemy też, żeby nie objadać
się na noc. Po 5 tygodniach wróciłem do kraju, stanąłem na wadze i co widzę?
116kg! Jest dobrze, ale może być lepiej. Będąc w Decathlonie zauważyłem Thermo
Speed’a. Postanowiłem spróbować raz jeszcze. Widziałem jednak, że nie ma sensu
spożywać go na kanapie przed telewizorem, więc 16. sierpnia 2011 roku wyszedłem
pierwszy raz pobiegać. Zrobiłem w sumie 3 okrążenia po 800 metrów. Umierałem,
ale byłem szczęśliwy. Szczęśliwy do tego stopnia, że postanowiłem skończyć
również z paleniem. Zero papierosów! Zacząłem też jeść regularne posiłki – co
godziny. Oprócz TS zaopatrzyłem się również w buty do biegania, a także
zacząłem przeglądać forum bieganie.pl.
Bieg Filipidesa (czerwiec 2012) |
Biegałem
5 razy w tygodniu po pętli mającej 3,6km, od czasu do czasu wydłużając nieco
dystans. Robiłem sobie wolne w poniedziałki i piątki. Na początku myślałem, że
muszę się zamęczyć na każdym treningu. Dopiero później zdałem sobie sprawę, że
te treningi to może też być przyjemność. Zacząłem nie tyle biegać wolniej, co
nie przyspieszać wraz z poprawą kondycji. Na przełomie września i października
wprowadziłem się na nową stancję. Tam też wyznaczyłem sobie nową trasę i
biegałem 7 kilometrów na każdym treningu oraz 10 i więcej podczas niedzielnego
wybiegania. Bieganie spodobało mi się tak bardzo, że postanowiłem spróbować
swych sił w zawodach. Wybór padł na II Bieg Politechniki Gdańskiej. Dystans 5km
nie wydawał się specjalnym wyzwaniem. W końcu dla mnie najważniejsze było
ukończyć bieg. Kiedy na mecie dostałem medal… nie umiem tego opisać. To było
coś fantastycznego. W dzieciństwie tyle grałem w piłkę nożną, siatkówkę, ale
nigdy nie dostałem żadnego medalu. A tu pierwsze zawody i wracam do domu z
medalem! To nic, że to medal za dobiegnięcie do mety, to nic, że ukończyłem
zawody bliżej ostatniego niż pierwszego miejsca. Dla mnie liczył się tylko ten
medal! Powiedziałem sobie, że ściganie się jest super i będę regularnie
startował w zawodach na 5 i 10 kilometrów. Zdecydowanie odrzuciłem wtedy
możliwość wzięcia udziału w półmaratonie, o maratonie nawet nie wspominając. Przecież
normalny człowiek nigdy nie przebiegnie ponad 42 kilometrów (hehe).
Kolejny mój
start to Bieg Niepodległości w Gdyni. 10 kilometrów, mnóstwo ludzi. Przyznam
szczerze – miałem tremę. W międzyczasie udało mi się zrzucić kolejne kilogramy.
Na linii startu stanął inny człowiek. Ważyłem 92 kilogramy, a część znajomych
przestała mnie rozpoznawać. Warto też odnotować, że wszystko co jadłem
skrupulatnie ważyłem i zapisywałem w tabelach kalorii. Miałem w kuchni wagę, notes,
długopis i wszystko co trafiało na talerz – trafiało też na kartkę, a stamtąd
do tabel. Podczas zawodów w Gdyni nie biegłem już tylko po to żeby ukończyć.
Tam już chciałem złamać 50 minut! Metę przekroczyłem po 46 minutach i 42
sekundach. Udało się!
Wrzesień 2012 |
Po
tych zawodach nadeszła zima. Wiedziałem, że jak przetrwam zimę to tak łatwo nie
zrezygnuję. Nie składałem jednak żadnych deklaracji, cały czas podkreślałem, że
nie wiem czy mi się nie znudzi to całe bieganie. Jak jednak z tego zrezygnować,
kiedy dostaje się maila z redakcji Runner’s World, że mój list, o walce z
kilogramami, zostanie opublikowany w ich gazecie. Na święta zaopatrzyłem się
też w nowe Nimbusy oraz Garmina. Mając taki sprzęt nie można go odłożyć po
prostu na półkę – trzeba biegać. Na Wigilię pierwszy raz w życiu nie pojechałem
samochodem, pobiegłem. Nowy Rok wypadł w niedzielę więc nie było wyjścia – 18
kilometrów na mrozie.
34. Maraton Warszawski |
Wszystko
dookoła mnie zachęcało mnie do biegania. Wiedziałem, że na wiosnę wystartuję po
raz kolejny w Gdyni, ale zapragnąłem czegoś więcej. PÓŁMARATON! Tak, wybór padł
na Poznań. Na zawody pojechałem razem z moją dziewczyną oraz kolegą. Cała
oprawa oraz same zawody – rewelacja. Czas 1:40:34. Przetrwałem zimę,
przebiegłem półmaraton, przyszła więc pora na prawdziwe wyzwanie – MARATON.
Tutaj wybór był prosty. Piłkę lubiłem od zawsze, moja chrzestna mieszka w
Warszawie, nie mogłem wybrać innego maratonu niż 34. Maraton Warszawski z metą
na Stadionie Narodowym.
Zanim jednak
rozpocząłem przygotowania do tych zawodów wziąłem udział w dwóch półmaratonach
(Ostróda – 1:37:10, Bytów – 1:32:24) oraz biegu na dystansie 10 km (Gdynia –
41:14). Tak mi się podobało to bieganie, że chcąc uczcić swoje urodziny
zorganizowałem I Bieg Urodzinowy Małego, o którym nawet napisano w lokalnych
mediach (czytaj).
W międzyczasie zgłosił się do mnie po raz kolejny przedstawiciel Runner’s
World, a także dziennikarz z Men’s Health. To wszystko było jak bajka.
Ja i siostra przed 34. MW |
W czerwcu wystartowałem
jeszcze w zawodach na 10 kilometrów w Pasłęku, a następnie wyjechałem, razem z
moją dziewczyną, za granicę do pracy. Tam też zacząłem przygotowania do
maratonu. Pracę zaczynałem o godzinie 8:30, kończyłem o 17:00. Postanowiłem
jednak, że będę biegał rano. I tak każdego ranka budziłem się o godzinie 3:30,
jadłem owsiankę i szedłem biegać. Po powrocie rozciąganie, brzuszki, pompki i
śniadanie przygotowane przez Patrycję. To właśnie ona zapewniała mi komfortowe
warunki do treningów. Nie tylko robiła mi posiłki, ale w każdą wolną niedzielę
wsiadała na rower i wyruszała ze mną na długie wybiegania. Podczas tego
najdłuższego pokonaliśmy ponad 40 kilometrów. Widziałem, że była wycieńczona.
Myślałem, że już nigdy nie spojrzy na rower, ale ona w następnym tygodniu znowu
mi towarzyszyła. Warto też odnotować, że w międzyczasie po raz kolejny spotkała
mnie miła niespodzianka. Wziąłem udział w konkursie organizowanym
przez Adidas Running i wygrałem Adidas MiCoach Pacer. Była to pierwsza nagroda
jaką kiedykolwiek wygrałem w jakimś konkursie.
Po powrocie do
kraju udaliśmy się na wakacje nad Adriatyk, gdzie cały czas intensywnie
szykowałem się na Warszawę. Dwa tygodnie przed maratonem wziąłem jeszcze udział
w półmaratonie w Olsztynie. Czas 1:29:20 był bardzo dobrym prognostykiem przed
startem docelowym.
Moja Patrycja |
29.
września pojechaliśmy do Warszawy. Dołączyła do nas jeszcze moja siostra i we
trójkę zameldowaliśmy się w stolicy. W niedzielę o godzinie 7:00 byliśmy już
pod stadionem, a pół godziny później zaczęła się najważniejsza impreza w moim
życiu. Do mety dobiegłem z czasem 3:22:05, ale biorąc pod uwagę problemy z nogą
cieszy fakt, że w ogóle dotarłem. Nie to było jednak tego dnia dla mnie
najważniejsze. Tak, mimo długich i żmudnych przygotowań do tej imprezy to
jednak nie ona zaprzątała mi głowę. Otóż 30. września zostałem nie tylko Maratończykiem, tego dnia
oświadczyłem się swojej dziewczynie – Patrycji. I to zaraz po przekroczeniu
mety, na samym środku Stadionu Narodowego. Z Warszawy przywiozłem nie tylko
medal, ale również Narzeczoną.
Dzisiaj
mija już ponad rok od czasu kiedy zacząłem biegać. Jeszcze kilkanaście miesięcy
temu nie wyobrażałem sobie siebie na ścieżkach biegowych, a teraz patrzę w swój
dzienniczek i nie dowierzam – spędziłem już na nich prawie 13 dni! Przebiegłem
w tym czasie blisko 3,5 tysiąca kilometrów. Zmieniłem swój wygląd, charakter,
podejście do świata. Uświadomiłem sobie, że mam przy sobie prawdziwy skarb,
kobietę, na której mogę zawsze polegać. Przez cały ten czas miałem też wsparcie
rodziców (tak swoich jak i Patrycji), siostry i babci, którzy trzymali za mnie
kciuki podczas każdych zawodów, a kiedy tylko mogli stawali przy trasie by
wspomóc mnie dopingiem. Zdobyłem wielu nowych znajomych, z którymi łączy mnie
coś więcej niż imprezy – łączy nas pasja. Pasja do biegania. Bo to właśnie
dzięki bieganiu zawdzięczam to wszystko.
Ja i Patrycja przed 34. MW |
Jeżeli ktoś
doczytał tę historię do tego miejsca pragnę bardzo serdecznie podziękować za
wytrwałość. Tak jak wspomniałem na wstępie, mam nadzieję, że znajdzie się
chociaż jedna osoba, która po przeczytaniu tego również zdecyduje się na zmiany
w swoim życiu – mniejsze, bądź większe J
Obecnie
szykuję się na przyszłoroczne maratony w Krakowie i Berlinie. Jeżeli ktoś ma
ochotę zobaczyć jak przebiegają moje przygotowania do tych zawodów, a także jak
wygląda moje aktualne odżywianie – zapraszam na mojego bloga – Biegacz z Północy.
Witam Cię,
OdpowiedzUsuńpo pierwsze to gratulacje ! Niesamowity wyczyn. Tak schudnięcie jak i sukcesy sportowe.
Sam mam w perspektywie rozpoczęcie biegania. Boję się jednak o moje nogi. Obecnie ważę więcej niż Ty gdy zaczynałeś i nie wiem jak zareagują stawy. Jakie były Twoje doświadczenia pod tym kątem ? Nogi nie ucierpiały od przeciążenia ?
Pozdrawiam,
Maciek
Witam
UsuńOtóż nie - nie miałem żadnych problemów ze stawami. Nie bolały mnie kolana, nie miałem żadnych problemów z kostkami. Jedyne co mnie "złapało" to Shine Splint (tutaj znajdziesz więcej informacji na ten temat http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=2&t=14251).
Wiele osób zaleca zacząć od marszobiegów, ja jednak (nie)stety o tym nie wiedziałem i od razu zacząłem biegać. Być może miałem dużo szczęścia, że nie dopadła mnie żadna kontuzja, ale z drugiej strony to kto wie - może gdybym nie zaczął od razu biegać to nie spodobałoby mi się to tak bardzo.
Pozdrawiam
Michał
mysle ze regularnie bede zagladal na twojego bloga. Zuch ;)
OdpowiedzUsuńps. masakra z tym wpisywaniem hasel
Teraz powinno być ok.
OdpowiedzUsuńrespect!
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem Twojego wyczyny. Gratuluje i chylę czoła :)
OdpowiedzUsuńPełen szacun!
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim mega gratulacje za wytrwałość i walkę z słabościami jakie spotykają każdego z nas, zwłaszcza przy tak kapryśnej aurze.
OdpowiedzUsuńPytanie, ile teraz ważysz i przy jakim wzroście.
Robiłeś może badania składu organizmu przed podjęciem wyzwania i teraz? :)
Pozdrawiam i do zobaczenia na biegowych ścieżkach,
KA
Witam,
Usuńwielkie dzięki. Co do pytań to ważę obecnie 75 kilogramów przy wzroście 190 centymetrów. Badań niestety żadnych nie robiłem. Po prostu średnie wierzyłem początkowo w jakikolwiek większy efekt. To nie miała chyba być taka generalna przemiana tylko próba zrzucenia kilku kilogramów :)
Powodzenia i do zobaczenia na biegowych szlakach :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWitam, zafascynowana bieganiem postanowiłam spróbować i ja. Bieganie to piękny sport i przynosi nam wiele wiele dobrego ;) Życzę powodzenia, samych sukcesów biegowych i nowych wyzwań. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńkobietkabiega.blogspot.com
Kolego, gratuluję wytrwałości jestem dumny z Twoich sukcesów, wzruszyłem się Twoimi wielkimi sukcesami na mecie maratonu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
chudybyk.pl
Witam!
OdpowiedzUsuńPrzeczytałem twoja historie chyba z 4 razy! Naprawdę cie podziwiam, wiem a przynajmniej domyślam się ile cie to wysiłku kosztowało, ale przez to bieganie to twoja druga miłość :D Pozdrawiam i powodzenia w dalszym biegowym życiu !
Adam
Cudownie! Gratuluje Ci z całego serca! Zainspirowałeś mnie! :))
OdpowiedzUsuńWitam
OdpowiedzUsuńPisze żeby podziękować za inspiracje do biegania ;) i kilkukrotne podbudowanie mnie Biegam na razie powoli ale biegam (no i mam tez swojego microbloga na forum)
Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję
andy_czarny
wielki szacunek. Ja też podobnie zaczęłam swoją przygodę z bieganiem, tez chciałam zrzucić co nieco bo niestety po rzuceniu palenia przybyło co nieco . Wiem ile wysiłku i samozaparcia musiałeś w to włożyć, ile razy musiałeś się zmagać z własnymi słabościami . I dlatego chyle głowę, naprawdę wielki wielki szacunek. życzę dalszych sukcesów i wytrwałości w tym co robisz .;-)
OdpowiedzUsuńRzekł bym jak bym to już przeżył :D
OdpowiedzUsuńtylko ja rozwaliłem kolano i od momentu zaprzestania treningów 92 zamieniło się na 94 i dupa
Jesteś niesamowity!
OdpowiedzUsuńBardzo lubię czytać Twojego bloga, zachęca do biegania.
OdpowiedzUsuńGratulacje-ale ja mysle,ze jestes troche za chudy-jedz wiecej.Poza tym moze wezmiesz udzial w Sparthatlonie z Aten do Sparty na dystansie 246 km-czas musi byc krotszy jak 36 godzin.Swoja droga ja niedawno zaczelam biegac i nie moge ubiec nawet kawalka-po kawalku serce chce mi wyskoczyc z piersi i nie moge zlapac oddechu-mimo,ze jestem raczej szczupla.Napisz prosze jakies rady dla poczatkujacych co nie moga przebiec nawet 1 km truchtem.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZapewniam, że obecnie wyglądam "znacznie lepiej" :) Co do Sparthatlonu to nie ukrywam, że jest to właśnie moje marzenie. I to jedno z tych "do spełnienia" :) Aczkolwiek to jeszcze nie ten czas :)
UsuńCo do Twojego biegu to mogę Ci polecić któryś z planów:
http://bieganie.pl/?cat=19
Szczególnie polecam plan 6-tygodniowy :) Swoimi postępami możesz podzielić się z innymi na forum bieganie.pl.
Co do biegania to wg mnie najważniejsze są: konsekwencja i systematyczność. A jeżeli mówisz, że podczas biegu nie możesz złapać tchu to... zwolnij :) To chyba najczęstszy problem początkujących (również mój) :) Zawsze chcemy szybciej :) A tak naprawdę tempo nie ma znaczenia. Dystans również :) Najważniejszy jest czas spędzony na treningu :)
Powodzenia :)
Gratulacje i powodzenia, wytrwałam do końca, świetny artykuł :)
OdpowiedzUsuńPełen szacunek dla Ciebie i Twoich sukcesów. Z rok temu trafiłem na Twojego bloga i postanowiłem zmienić swoje życie.Niestety przeliczyłem się i to bardzo boleśnie. Po pewnym czasie trochę już mądrzejszy i z wsparciem fizjoterapeuty -biegacza znów zacząłem swoją walkę z mega nadwagą.Chcę biegać i będę..... Do wszystkiego powoli trzeba dojrzeć.... Prowadzę swój mały blog , ale na Twój zaglądam zawsze gdy potrzebuję motywacji. Dzieki ,Pozdrawiam i życzę samych sukcesów.
OdpowiedzUsuńGratuluję- determinacji i odwagi w sięganiu po marzenia:)
OdpowiedzUsuńHej od miesiąca biegam. Mam plan treningowy i chcę zrzucić kilka kilogramów. Myślisz że ten thermo speed pomaga przy regularnym bieganiu ? Staram się jeść regularnie posiłki oraz nie jem słodyczy i smieciowego jedzenia.
OdpowiedzUsuńChoć sam używałem to dość sceptycznie podchodzę do takich wspomagaczy. Polecam, abyś na początek obserwował wagę i obwody przez powiedzmy 2 miesiące bez tego. Jeżeli będą spadały to nie ma sensu jeszcze czegoś brać. Tylko pamiętaj, że na treningach budujesz formę, a kilogramy gubisz w kuchni. Poza tym co wymieniłeś unikaj jeszcze alkoholu i dużej ilości węglowodanów oraz objadania się i powinno być ok. Powodzenia!
UsuńWitam
OdpowiedzUsuńBardzo budująca historia.Ja dzisiaj zrobiłem pierwszy trening-marszobieg 4,74km w 46,23 ważę 105kg,mój cel to 80kg
Witam
OdpowiedzUsuńBardzo budująca historia.Ja dzisiaj zrobiłem pierwszy trening-marszobieg 4,74km w 46,23 ważę 105kg,mój cel to 80kg
Brawo! Człowieku jesteś wielki! Dla mnie na maksa! Zmieniłeś swoje życie by było lepsze. Niewielu z dzisiejszych ludzi to potrafi. Trzymam kciuki za Twoje losy. Poza tym fajnie piszesz - to prawdziwy tekst bez nadęcia, itd. Pozdrawiam, Maciej
OdpowiedzUsuńNiesamowita metamorfoza! Aż trudno uwierzyć. Niesamowicie mnie zmotywowałeś. Ciekaw jestem co teraz u ciebie słychać... może jakiś nowy wpis na blogu?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
http://sportyoutdoor.blogspot.com
Regularne bieganie wymaga niesamowitej determinacji. Mi jej niestety brakuje. Kupiłam sobie różniaste przeznaczone do biegania bluzy damskie, buty specjalne, co by sie zmotywowac,że jak już kupiłam to żeby używać. Ale niestety. Zawsze znajdzie się powód do odpuszczenia.
OdpowiedzUsuńNa mnie również nowe rzeczy działają bardzo motywująco. Aż żal by nowe legginsy czy buty leżały w szafie, skoro wydałam na nie tyle pieniędzy po bo by móc w tym biegać.. ;-)
UsuńSłuchajcie, czy warto zainwestować w takie skarpetki? https://bionic-sklep.pl/pol_m_X-SOCKS-skarpety-56013.html Wie ktoś?