Na dzisiaj zaplanowałem dłuższą
wycieczkę biegową do Patrycji. Oczywiście miała to być niespodzianka. Jeszcze w
środę wieczorem przygotowałem trasę, wybrałem rzeczy, które musiałem ze sobą
zabrać, dogadałem się z Sołtysem, że ubrania przywiezie mi na zajęcia i kiedy
byłem całkowicie gotowy do wyprawy w drzwiach mojego mieszkania stanęła Pati,
która… postanowiła mi zrobić niespodziankę i przyjechać do mnie na noc J Mam nadzieję, że
następnym razem to ja ją ubiegnę.
Tak
więc wycieczkę przełożyłem na inny termin, a dzisiaj wybrałem się na
10-kilometrowy trucht po Chełmie. Dzięki temu mogłem pozwolić sobie na trening
z siostrą. Wiązało się to co prawda z przełożeniem treningu na godzinę 6:30, ze
względu na zajęcia Małej, ale i tak było super. Jedyny minus dzisiejszego
biegania jest taki, że nie mam pomiaru tętna. Pasek HR odmówił współpracy –
prawdopodobnie będę zmuszony zaopatrzyć go w nową baterię. Stara, po blisko
roku, chyba w końcu odmówiła posłuszeństwa.
Trening
rozpoczęliśmy bardzo spokojnie, żeby nie powiedzieć flegmatycznie. Pierwsze kilometry pokonaliśmy w tempie niewiele szybszym niż 6 min/km. W dalszej fazie nieco przyspieszyliśmy, ale ciągle mieliśmy na uwadze, że najważniejsze jest dobre samopoczucie, dlatego przez większość trasy rozmawialiśmy. Przebiegliśmy dzisiaj 10.585 metrów w czasie 58 minut i 21 sekund. Pozwoliło nam to na uzyskanie tempa 5:31/km oraz na blisko godzinę miło spędzonego czasu na świeżym powietrzu.
Na pierwszym zdjęciu pozwoliłem sobie na zaprezentowanie mojego dzisiejszego obiadu - od czasu kiedy zmieniłem swoje nawyki żywieniowe uwielbiam groszek z marchewką. Nie wiem jak mogłem tak z niego szydzić przez tyle lat. Jak się okazuje można zjeść zdrowo, smacznie i tanio, nie tracąc na gotowanie więcej niż 5-6 minut. Drugie zdjęcie przedstawia największe gruszki jakie do tej pory jadłem. Waga 1 sztuki to, bagatela, przeszło PÓŁ KILOGRAMA. Oczywiście smakiem zachwycały równie mocno co rozmiarem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz