Na skróty

31 lipca 2014

Zapowiada się niezwykle ciekawa, biegowa jesień

   Jako biegacz mam w roku dwa główne okresy startów - wiosnę i jesień. Zarówno zimę jak i lat poświęcam niemal w całości na trening. Jednak w tym roku, z powodu kontuzji wiosna niemal w całości mi przepadła. Niby wziąłem udział w kilku biegach, ale w większości były to biegi "for fun", bez nastawiania się na walkę z czasem. Za to jesienią chciałbym już mocniej się spocić.
   Planując kalendarz biegów wybieram jeden maraton wiosną i jeden jesienią. Są to moje główne starty. Każdy z nich poprzedzam sprawdzianem w półmaratonie. Jeżeli chodzi o jesień to startem głównym będzie 41. BMW Berlin Marathon. Będąc w stolicy Niemiec rok temu nawet przez myśl mi nie przeszło, że następny mój oficjalny bieg na królewskim dystansie będę pokonywał również tutaj.

27 lipca 2014

Jedyny taki bieg - relacja z Twee Verenloop Halve Marathon

   Zawsze kiedy jestem w Holandii i chcę wziąć udział w jakimś fajnym biegu korzystam z wyszukiwarki imprez na stronie Dutch Runners. To tam wyszukałem cykl biegów w Hengelo, tam znalazłem informacje o biegu w Oldenzaal czy półmaratonie w Losser. Wszystkie te imprezy były naprawdę bardzo fajne, dlatego również w tym roku postanowiłem rzucić okiem na DR, aby zobaczyć jakie biegi są organizowane w okolicy. I tak oto zalazłem "Twee Verenloop Halve Marathon". Pomyślałem, że połówka na początku właściwych przygotowań pozwoli mi lepiej określić swój aktualny poziom. Wymieniłem kilka maili z organizatorem i już byłem zapisany. W zasadzie to byliśmy, bo również Monika i tato wyrazili chęć zmierzenia się z półmaratonem.

26 lipca 2014

Kolejna ciekawy trening - 20kmBC2

   A rozwijając ten skrót było to 20 kilometrów biegu ciągłego w tzw. II zakresie. Jak definiuję drugi zakres? To jest bieg na tyle szybki, że niespecjalnie mam ochotę na wygłaszanie długich kwestii w trakcie jego trwania. Zazwyczaj ograniczam się tylko do "lewo, prawo, tak, nie, tutaj, yhy". Niemniej ciągle jest to bieg komfortowy. Nie ma tutaj mowy o wypluwaniu płuc i opadaniu z sił. 
   Ale drugi zakres tak naprawdę to żadna rewelacja. Przecież niedawno pisałem o łamaniu 4 minut na kilometr, gdzie oznaczało to wejście z III zakres. Bardziej zadowolony jestem z tego, że to był bieg ciągły. Nie było żadnych przystanków, żadnego ganiania po krzakach, żadnych świateł, żadnego piknikowania (przeważnie zatrzymuję się na wciągnięcie żelu i wody). A to wszystko wyszło naprawdę bardzo spontanicznie. Wychodząc rano, z Małą, z domu jedyne co wiedzieliśmy to to, że pokonamy około 20 kilometrów.

25 lipca 2014

153 dni oczekiwania i w końcu się udało!

   Wczorajszy treningu nie zapowiadał się jakoś specjalnie wyjątkowo. Miałem w planach pokonanie 15 kilometrów spokojnym tempem. Ot takie bieganie dla biegania. Trening podczas, którego można po prostu cieszyć się ruchem na świeżym powietrzu. Nie zamierzałem biegać sam. Z Małą nie musimy się już umawiać na trening, po prostu wychodzę rano przed domem i ona już czeka.
   Tym razem, po raz kolejny zresztą, obudziłem się chwilę przed budzikiem. Była 3:17. Spać dalej te 13 minut? Nie to nie miało większego sensu. Wyłączyłem budzik i powlokłem się w stronę toalety. Myjąc zęby pomyślałem sobie, że mam coś nie tak z głową, że chce mi się wstawać (godzinę przed) bladym świtem i wychodzić na dwór kiedy inni smacznie śpią. Ale głowa głową - ważne, aby z nogami było wszystko ok ;)

24 lipca 2014

Koniec z nudą

   Jakiś czas temu wspominałem, że potrzebuję trochę czasu na aklimatyzację. Zmiana godzin treningu, spania, zmiana diety, zmiana trybu dnia - to wszystko wprowadzone z dnia na dzień musiało odbić się na moim bieganiu. Organizm potrzebował czasu na zaakceptowanie tego wszystkiego. Jednak potrzebował go znacznie mniej niż się spodziewałem. Mogę śmiało powiedzieć, ze po 10 dniach jest już ok. Wstaje mi się rewelacyjnie, a przecież 3:30 to dla wielu osób pora najlepszego snu. Jedzenie też mam pod pełną kontrolą. Wieczorem kładąc się spać mam już w lodówce przygotowanych 5 posiłków na kolejny dzień, a ostatni 6. posiłek zrobię jak tylko wrócę z pracy.

20 lipca 2014

Wrażenia po pierwszej ćwiartce? Czysta przyjemność!

   Czekałem, czekałem i się doczekałem! Pierwsze, niedzielne, długie wybieganie podczas zagranicznego "zgrupowania" już za mną. Ależ było rewelacyjnie - nawet nie przypuszczałem, że to może być aż tak kapitalny bieg! Ale po kolei.
   Wczoraj ustaliłem jedynie z Małą, że startujemy około 6 rano. Chcieliśmy za wszelką cenę uniknąć upałów. Żadna to przyjemność kiedy biegnie się przez kilka godzin w 30-stopniowym upale, a do domu jeszcze dycha.
   Trasę miałem zaplanować rano. Początkowo chciałem ponownie zmierzyć się z trasą, po której latałem przed rokiem i która tak cholernie mnie wykończyła (Morderczy trening w piekielnym upale). Powiem jednak szczerze, że mając w pamięci tamten bieg, wolałem odłożyć w czasie ponowną konfrontację. Mogło by się okazać, że wynik Mały - Trasa wynosiłby 0:2 :)

19 lipca 2014

Takie tam - do Holandii i z powrotem

   Sobota. Długo wyczekiwana sobota. Naprawdę te weekendowe biegi były do tej pory dla mnie swoistą nagrodą za ciężkie (przynajmniej podczas poprzednich wyjazdów) treningi od poniedziałku do piątku. Dlatego nikogo zapewne nie zaskoczę jak napiszę, że również tym razem czekałem na sobotę niemal jak bohaterowie popularnego filmu :)
   Klasycznym sobotnim treningiem był do tej pory bieg do Oldenzaal. Taki prywatny, międzynarodowy półmaraton. Zakończony "śniadaniem na szybko", czyli bułką, szynką i jabłkiem! Zrobił się już z tego mały rytuał. Dzisiaj miało wszystko wyglądać identycznie. No właśnie - miało. Jednak wcale nie wyglądało. Otóż okazało się, że w sobotę nie muszę nigdzie się ruszać z domu (mogłem się oddać bez końca mojej prawdziwej pasji, czyli sprzątaniu ;) ). Niemniej trening trzeba było zrobić. Jeszcze wieczorem ustaliłem wszystko z Małą. Startujemy punktualnie o 6:30, lecimy do granicy niemiecko - holenderskiej i wracamy.

18 lipca 2014

Raport z frontu: Opornie, lecz do przodu

Jak widać - warunki idealne do szurania
   Wyjazd za granicę, całkowita reorganizacja dnia, praca fizyczna - wiedziałem, że początki nie będą łatwe. Jednak nie zdawałem sobie sprawy, że będą aż tak trudne. Organizm ma straszne opory przed zaakceptowaniem nowego porządku dnia. Powoli zaczynam się już przestawiać na poranne wstawanie. Dzisiaj budzik nie zdążył nawet zadzwonić. Wstałem o 3:22 bez żadnych problemów. Za to nogi mam tak obolałe rano, że po wyjściu z łóżka ciężko mi doczłapać się nawet do toalety. Tutaj, przynajmniej częściowo, przychodzi mi z pomocą kompresja. Wczoraj, kiedy wieczorem wciągnąłem na nogi długie skarpety kompresyjne myślałem, że odlecę ze szczęścia - cholernie przyjemne uczucie. 

15 lipca 2014

Herzlich willkommen in Deutschland

   Niemal dokładnie rok temu napisałem posta, którego zacząłem słowami piosenki Maryli Rodowicz - "Ale to już było". Stwierdziłem, że u mnie było i wróciło oraz że ponownie przyjechałem do Niemiec. Minął rok, a ja znowu jestem w Germanii. I tak jak 12 miesięcy temu tak i teraz zamierzam tutaj przygotować się do jesiennego maratonu. I chociaż cele są zupełnie inne niż wówczas to wspólnym mianownikiem jest miejsce biegu. We wrześniu jedziemy z Pati na urlop do Berlina. A przy okazji zamierzam przedreptać te 42 kilometry i 195 metrów wzdłuż niebieskiej linii :)

12 lipca 2014

Wycieczka rowerowa w ramach urozmaicenia treningu

   Tak jak pisałem wcześniej - w tym tygodniu skupiam się głównie na wylizywaniu ran i dojściu do siebie przed wyjazdem. W ostatnich dniach trenowałem w zasadzie tylko na orbitreku. Jednak po prawie 5 godzinach treningu podczas, których nie przemieściłem się nawet o kawałek zatęskniłem za zmiennymi widokami. Zresztą chyba większość ze mną się zgodzi, że można trenować będąc zamkniętym w 4 ścianach, ale taki trening nigdy nie zastąpi tego na podwórku. Sam niespecjalnie zaliczam się do miłośników przyrody i w ogóle, często biegam po chodnikach, między blokowiskami. Jednak to gołe niebo nad głową - to jest to!

9 lipca 2014

Wylizywanie ran i zbieranie sił

   Mimo, że od biegu w Kretowinach minęły już 4 dni to wciąż nie wyszedłem pobiegać. Perła w połączeniu z After Perłą naprawdę mocno mnie zniszczyły. I o ile dolegliwości związane z tą drugą dość szybko minęły, o tyle skutki 33-kilometrowego biegu ciągle są odczuwalne. Nie pamiętam kiedy ostatni raz byłem tak zniszczony. Wróciły problemy z biodrem. Pojawił się ból w odcinku lędźwiowym. Tylko, że te wszystkie problemy związane są z tym samym miejscem. Raz boli z przodu, raz z tyłu, ale ciągle chodzi o ten nieszczęsny staw biodrowy. A nie chcąc go dobijać przed samym wyjazdem postanowiłem dać mu nieco odetchnąć.

7 lipca 2014

Patelnia za 3 minuty - XVI Bieg o Kryształową Perłę Jeziora Narie

   Równo rok temu, relację z biegu wokół Jeziora Narie zakończyłem słowami: "Niemniej, nawet gdyby pobierane było wpisowe i tak warto wziąć udział w tym biegu. Nie dla czasów, nie dla miejsc, medali czy pucharów, ale po to aby przeżyć świetną przygodę, stać się częścią tego biegowego święta. Mam nadzieję - do zobaczenia za rok!". I faktycznie wróciłem do Kretowin. A wpisowe, które w tym roku wprowadzono, było chyba najlepiej wydanymi dwoma dychami. 

4 lipca 2014

Czas na złapanie oddechu i jazda po perłę

   W tym tygodniu wyjątkowo nie miałem "piątkowych dylematów", które powoli stają się normą. W sobotę mam jednak start. I to nie byle jaki, gdyż mało tego, że pobiegnę w biegu na który czekaliśmy z Pati od roku, to jeszcze będzie to prawdopodobnie mój pierwszy i ostatni start w te wakacje. Jest spora szansa (granicząca z pewnością), że ponownie będę śmigał przez niemiecko - holenderską granicę w biegowych butach. Powiedzmy, że będzie to swego rodzaju aklimatyzacja do wrześniowego maratonu berlińskiego :)
   Wróćmy jednak do treningów i przygotowań do XVI Biegu o Kryształową Perłę Jeziora Narie. Pagórkowata, trasa o długości 33-kilometrów (z czego połowa po piachu) w połączeniu z wysoką temperaturą sprawiają, że ten bieg daje bardziej w kość niż niejeden maraton. Dlatego cholernie ważne będzie pilnowanie tempa od samego początku. Taktyka z Czymanowa i tzw "positive split" w Kretowinach może się nie opłacić. Mało tego - może być cholernie bolesny. Dlatego w sobotę zamierzam pobiec od początku do końca równym tempem. Dam radę? Zobaczymy.

2 lipca 2014

Solidna, biegowa parapetówka

   Nienawidzę przeprowadzek! W ostatnich latach przeprowadzałem się... nawet nie wiem ile razy. W każdym razie można by rzec, że powinienem do nich już przywyknąć. Jednak nic z tych rzeczy! A jak już mowa o rzeczach to za cholerę nie wiem jak to się dzieje, że mimo iż ciągle pozbywam się kolejnych gratów, to muszę z miejsca na miejsce przewozić coraz więcej. Na szczęście moja cudowna żona jakimś cudem zawsze na wszystko znajduje miejsce. A żeby nie było tak pesymistycznie to skupię się na pozytywnym aspekcie przeprowadzki. Czyli oczywiście na parapetówce. I to nie byle jakiej - biegowej parapetówce! Wiadomo - nowe miejsce to nowe trasy biegowe. I mimo, że w porównaniu do ostatniej trasy ta nowa różni się tylko początkiem (dalej zamierzam latać nad samym morzem) to i tak byłem podjarany na myśl o dzisiejszym treningu.