Na skróty

27 marca 2017

O tym jak dostałem kopa

   W zasadzie post ten w ogóle nie powinien się pojawić. Nie planowałem opisywania minionego weekendu. I to nawet pomimo faktu, że naprawdę jest o czym pisać - zawody, wyjazd w rodzinne strony. Jeszcze nie tak dawno nie było opcji, żeby na blogu nie pojawiła się relacja z zawodów. Tyle, że od tego "nie tak dawno" trochę się pozmieniało. I zmienia się ciągle. I to chyba przez te zmiany nie mogę się połapać i znaleźć tych 45-60 minut dziennie na bloga. Niestety (a w zasadzie stety) blog ma dość niski współczynnik istotności w moim życiu. Rano nie piszę, bo wolę iść na trening. Później praca, a wieczorem chcę choć chwilę pobyć z synem nim położymy go spać oraz z Pati jak już maluch śpi. Pisać mogę tak jak teraz - kiedy mam dzień wolny, a Mieszko utnie sobie drzemkę. A i tutaj nie mam pewności, że nie będę musiał przerwać swojego potoku słów :)
   Tyle tytułem wstępu. Wstępu, który w tym konkretnym wpisie, jak już zacząłem go tworzyć, znaleźć się musiał.
... no właśnie - Mieszko wstał, więc dalsza część musi poczekać :)...
... jestem, znowu mam chwilę przerwy :) ...

2 marca 2017

Pierwszy tydzień za mną...

Takie tam z ostatnich treningów :)
... w zasadzie to jego pierwsza część, bo czeka mnie jeszcze bieganie w weekend. Tyle, że poza formą nic się nie zmieniło w porównaniu z rokiem 2013 - weekend = przyjemność, a poniedziałek - piątek = kształtowanie charakteru.
   Powiedziałbym, że najgorsze za mną, tyle że jak to mówię to los przeważnie za punkt honoru stawia sobie udowodnienie mi, że się mylę. Aczkolwiek o ile wstanie o 4 i wyjście na trening o 5 we wtorek i środę było koszmarem. O tyle dzisiaj sama pobudka przebiegła niemal bezboleśnie. Wyjście na dwór pewnie też by takie było gdyby nie fakt, że przygotowałem sobie zbyt wakacyjny zestaw ciuchów. Poranny przymrozek nieco zbił mnie z pantałyku.