Na skróty

24 lipca 2014

Koniec z nudą

   Jakiś czas temu wspominałem, że potrzebuję trochę czasu na aklimatyzację. Zmiana godzin treningu, spania, zmiana diety, zmiana trybu dnia - to wszystko wprowadzone z dnia na dzień musiało odbić się na moim bieganiu. Organizm potrzebował czasu na zaakceptowanie tego wszystkiego. Jednak potrzebował go znacznie mniej niż się spodziewałem. Mogę śmiało powiedzieć, ze po 10 dniach jest już ok. Wstaje mi się rewelacyjnie, a przecież 3:30 to dla wielu osób pora najlepszego snu. Jedzenie też mam pod pełną kontrolą. Wieczorem kładąc się spać mam już w lodówce przygotowanych 5 posiłków na kolejny dzień, a ostatni 6. posiłek zrobię jak tylko wrócę z pracy.

   Skupmy się jednak na bieganiu. Na początku poprzedniego tygodnia wyszedłem na pierwszy swój trening na obczyźnie (był to zarazem pierwszy trening po tygodniowej przerwie). Mimo, że udało mi się przebiec ponad 14 kilometrów to sam bieg był fatalny. Człapaliśmy w tempie 5:35/km, a mi serducho waliło z częstotliwością 158bpm. Siedem dni później ten sam trening (a nawet kilometr dłuższy) polecieliśmy 15 sekund szybciej na każdym kilometrze i z tętnem na poziomie 144bpm. Ale co najważniejsze - zmiany są odczuwalne. Powoli wraca lekkość (również na wadze - choć tutaj wraca ona raczej bardzo powoli :) ).
No i koniec przebieżek!
   W związku z poprawą postanowiłem, że w środę do rozbiegania dodam kilka przebieżek. Chciałem nieco odkurzyć włókna szybkokurczliwe. Na pierwszą część treningu wybraliśmy się całą watahą - z siostrą i tatem. Nie dbaliśmy o tempo - dbaliśmy o to, aby każdy czuł się komfortowo. Dopiero na 2,5 kilometra przed domem powiedziałem, że się odłączę i nieco przyspieszę, aby bardzie się rozgrzać przed rytmami. 
   Tym razem nie kombinowałem z dystansem przebieżek i ilością powtórzeń. Postanowiłem powtórzyć układ sprzed roku - 10 x 115 metrów. Dlaczego akurat 115, a nie 100? Otóż tyle mniej więcej mam od bramy początku placu, a więc nie muszę rysować żadnych linii.
   Pierwsza przebieżka pokonana w 21 sekund to był przede wszystkim ból. Chyba naprawdę dawno nie zmuszałem do pracy pewnych mięśni, a przynajmniej do pracy w takim zakresie/wymiarze. Jednak z każdym kolejnym biegiem było lepiej. Co ciekawe latałem jak zaprogramowany - równo po 20 sekund. I to niezależnie od tego czy wydawało mi się, że zwalniam czy przyspieszam. Małym urozmaiceniem był odcinek 8. kiedy to mogłem ścigać się z ciężarówką :) Po przebieżkach zrobiłem jeszcze rozciąganie i pod prysznic. 
   To był zdecydowanie dobry trening. Brakowało mi już jakiegoś bodźca. Było super - już nie mogę się doczekać następnego, szybkiego biegania. A okazja ku temu pojawi się dość szybko. Otóż po rozmowie z resztą domowników-biegacz postanowiliśmy się zapisać na trailowy półmaraton, który obędzie się w najbliższą niedzielę w Zwolle. Szykuje się naprawdę fajna impreza!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz