Na skróty

4 listopada 2013

Biegowy powrót z zaświatów

   Siedem dni, tydzień - tyle dokładnie wytrzymałem z dala od biegowych ścieżek. W tym czasie nie robiłem nic. Przynajmniej jeżeli chodzi o aktywność fizyczną. Szczęśliwie się złożyło, że miałem na głowie trochę spraw związanych z uczelnią, z którą to rozstałem się już na dzień dzisiejszy definitywnie. To zdecydowanie ułatwiło kwestię wyrzutów sumienia. Ponadto czułem, że taki rozbrat z bieganiem jest mi potrzebny. Zero kilometrów, zero (albo niemalże zero) ważenia w kuchni. Oczywiście nie zapomniałem o wyzwaniu i słodyczy oraz fast foodów nie było. Niemniej wróciłem dzisiaj na biegowe ścieżki nie tylko z ogromnym zapałem, ale też w dość marnej formie fizycznej. A więc... tak jak być powinno po roztrenowaniu. A jak w ogóle wyglądał dzisiejszy bieg?
   Wyruszyłem w stronę nadmorskich alejek nieco później niż zwykle. Późne śniadanie, następnie odwiedziny taty i siostry i tak jakoś szybko zrobiło się dość późno. No ale to miał być wielki COME BACK, wyczekiwany powrót na trasę.

   Wybór sprzętu był dzisiaj sprawą drugorzędną. Rzuciłem okiem na termometr i bez zastanowienia chwyciłem pierwszą lepszą koszulkę i spodenki. Pewną nowością były jedynie buty. Póki co odstawiłem sfatygowane i wzbogacone o "nadprogramowe wywietrzniki" Adidasy i New Balance. Postanowiłem zrobić kolejne podejście do Brooks'ów. W końcu to jedyne buty treningowe, w których nie zrobiłem jeszcze nawet tysiąca kilometrów.
   Dobra - strój skompletowany więc można ruszać. Pierwsze kroki - koszmar. Chyba nawet na pierwszym treningu, w 2011 roku, nie było tak fatalnie. Obolałe kolana, piszczele, łydki - zupełnie jakby ciało zapomniało, że istnieje inna forma aktywności niż zaleganie na kanapie. 
   Tempo, choć go nie kontrolowałem, było o wiele lepsze niż zakładałem, że będzie. Średnie, na całej trasie, wyniosło 5:07/km. Tak więc, po takiej przerwie, uważam że bardzo przyzwoicie. Nieco mniej przyzwoicie prezentowały się za to wskazania tętna. Podczas dzisiejszego szurania serce średnio pompowało krew z częstotliwością 139 bpm.
   To wszystko jednak nie ma żadnego znaczenia. Wróciłem na trasę, wróciłem do biegania, znowu czuję, że żyję! Jest rewelacyjnie! Miłego dnia Wam życzę!

1 komentarz: