Na skróty

17 kwietnia 2014

Bieganie to nie tylko stawianie nogi za nogą

Do wyboru do koloru :)
   Przeglądając dzisiaj rano portal społecznościowy trafiłem na wpis Mateusza Jasińskiego. Napisał on, że "na poziomie fizycznym, w bieganiu nie ma nic tajemniczego - dwie nogi, rytmiczny oddech, bicie serca. Jednak w prawdziwym bieganiu, człowiek dostaje skrzydeł". I przyznam szczerze, że utkwiło mi to w pamięci. Te słowa towarzyszyły mi dzisiaj przez cały trening i są ze mną do teraz. Bo w tym naprawdę coś jest - w tym moim, Waszym, a w zasadzie to naszym - bieganiu COŚ jest. Zastanówcie się ile razy wychodziliście na trening w podłym nastroju, z głową zaprzątniętą problemami, a po powrocie to wszystko wydawało się odległe. Rozwiązania problemów nawet jak nie stawały się oczywiste, to owe problemy nagle stawały się mniejsze. Ile razy wracaliście do domu zlani potem, powłócząc nogami, ale mimo to uśmiech nie schodził Wam z twarzy. 

   Dla mnie bieganie nie polega jedynie na stawianiu nogi za nogą, choć niewątpliwie patrząc z boku można odnieść takie wrażenie. Dzisiaj miałem okazję, po raz kolejny, przekonać się, że bieganie jest fantastyczne. 
   Tym razem, podobnie jak dzień wcześniej, na trening wybraliśmy się mocną, rodzinną ekipą. Jednak od samego początku dopisywały nam humory. Zamiast ponownie obiec jezioro, zdecydowaliśmy się na bieg w przeciwną stronę.
   Po około kilometrze zapytałem Małej co sądzi o tym, abyśmy pobiegali po lesie. Była zdecydowanie na tak. Jednak osobą, która najlepiej zna lidzbarskie trasy jest nasz tato. Dlatego to on wskazywał nam drogę mówiąc która ścieżka gdzie prowadzi. 
   Z lasu wybiegliśmy na drodze prowadzącej do Kłębowa. Wtedy to postanowiłem, że pokażę siostrze oraz tatowi (wyraz brzmi dziwnie, ale jest poprawny - PWN :) ) trasę, którą kiedyś latałem realizując długie wybieganie. 
   Ostatnio polubiłem latanie po miękkim podłożu (nie żeby miało to coś wspólnego z moją wagą ;) ). Dlatego też owa trasa tak mi się podobała - spora jej część (ok. 8 kilometrów) prowadziła lasem oraz drogami gruntowymi. I chociaż podbiegi mocno dały nam (albo przynajmniej mi) w kość to jednak po biegu uśmiech nie schodził nikomu z ust. No może poza mamą. Ale skoro nie biegała to sama jest sobie winna :)))) Oczywiście żartuję :) Miłego dnia - trzymajcie się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz