Na skróty

24 kwietnia 2014

Pomarańczowa rewolucja - test Adidas Energy Boost

   Adidas Energy Boost - but, o którym słyszał chyba każdy - niezależnie od tego czy biega czy nie. Firma Adidas zrobiła naprawdę wielką kampanię reklamową temu modelowi. Modelowi, w którym jako pierwszym zastąpiono piankę EVA tworzywem Boost. Od strony teoretycznej, można powiedzieć, że poznałem te buty na wylot już rok temu. Otóż tak się złożyło, że pracowałem jako ambasador marki Adidas przy promocji właśnie Adidas Energy Boost. 
   Wiedziałem jakie zastosowano w nich systemy. Wiedziałem na czym polega ich innowacyjność. Wszystko fajnie super, ale teoria to tylko teoria. Możliwość przetestowania tych butów pojawiła się na początku tego roku, kiedy skontaktował się ze mną przedstawiciel firmy Adidas, współpracujący ze Sklepem Biegowym, od którego dostaję sprzęt do testów. Umówiliśmy się, że prześle mi Boosty.

   Tak się jednak niefortunnie złożyło, że buty dostałem w dniu... kiedy odniosłem kontuzję. Co prawda gdy wyjąłem je z pudełka, jak tylko zobaczyłem te gryzące w oczy "pomarańcze"... nie mogłem się powstrzymać! - zrobiłem w nich kilkaset metrów wokół domu. Pamiętam, że uczucie było niesamowite. Miałem obawy, że będą to typowe "poduszki". Na szczęście okazały się miękkie i sprężyste, ale daleko im było do tego, aby nazwać je "kapciami".
   Moja niedyspozycja sprawiła, że przez blisko miesiąc buty leżały w kartonie. W międzyczasie nie tylko spadła niemalże do zera moja kondycja, ale co ważniejsze, podskoczyła waga. Kiedy po raz pierwszy założyłem Boosty biegowe ścieżki, ważyłem około 90 kilogramów. I nie ukrywam, że zastanawiałem się czy buty to (a w zasadzie - mnie) udźwigną. Tym bardziej, że o ile pod piętą amortyzacja wyglądała dość solidnie, o tyle w przedniej części jej ilość nie wydawała się zbyt zawrotna.
   Wrażeń po pierwszym treningu opisywać nie będę, bo byłem wtedy zbyt zmęczony, żeby myśleć o butach. Jednak kolejne biegi utwierdzały mnie w przekonaniu, że Energy Boosty to dobry wybór. Choć przyznaję, że przekonywałem się do nich stopniowo. Musiałem przyzwyczaić do nich swoje stopy. Przebiegłem w nich ponad 200 kilometrów, z czego zdecydowaną większość pokonałem podczas spokojnych rozbiegań na asfalcie czy chodnikach. I po pierwszych treningach miałem nieco obolałe stopy. Z czasem jednak wszystko zaczęło ze sobą współgrać.
   Zanim założyłem Boosty miałem problemy z obtarciami i stłuczeniami zewnętrznej części stopy pod małym palcem (tzw. haluksy). Niby drobnostka, ale cholernie boli. Często buty biegowe mają w tym miejscu jakiś twardszy element (a to wykończenie cholewki, a to znaczek). A to jedynie pogłębia ból. Mam jedną parę butów, w których nie jestem w stanie trenować więcej niż kilka dni z rzędu. Jednak cholewka Techfit, którą zastosowano w Adidasach, nie uciska tego miejsca. Mało tego, kiedy już nabawiłem się problemu w innych butach, to okazywało się, że Energy Boosty były jedynymi butami. w których mogłem trenować bez bólu aż do czasu zagojenia się stopy.
   Zastanawiała mnie jednak trwałość tej cholewki, którą reklamują jako "drugą skórę". Do tej pory nie miałem chyba ani jednej pary skarpet, w której nie dorobiłbym się dziury na paluchu. Oczywiście regularnie przycinam paznokcie (być może robię to nieumiejętnie?), ale to nic nie zmienia. Prędzej czy później (u mnie raczej prędzej). pojawia się dziura. Tutaj jednak, po 200 kilometrach, nie widać przetarć cholewki. Mało tego, w przeciwieństwie do cholewki jaką miały Adidas Glide 5, ta w Energy Boostach nie mechaci się w przedniej części. A to ważne, bo właśnie w Glide'ach, w miejscu mechacenia się, zrobiły się dziury.
   Buty spisały się podczas biegów po asfalcie, dlatego postanowiłem przetestować je także na innym terenie. Po kilku treningach w lesie, kiedy to przebijałem się przez niejedne chaszcze, latałem po gałęziach, przeskakiwałem na strumykami i kałużami, nie stwierdziłem żadnych uszkodzeń mechanicznych. Ani w cholewce, ani, co chyba ważniejsze, w podeszwie. Zapewniam, że Boost to nie styropian :) Jednak nawet gdyby doszło do przecięcia tego tworzywa, to z odbytych szkoleń wiem, że uszkodzenie nie będzie się pogłębiało wraz z dalszą eksploatacją. Oczywiście bieżnik nie jest zbyt agresywny, dlatego na błocie i śniegu Energy Boost nie będzie spisywał się tak dobrze jak but trailowy. 
   To, na co jeszcze zwracam uwagę w przypadku butów (zresztą nie tylko tych biegowych), to zapiętek. Większość moich butów ma zapiętki w co najmniej kiepskim stanie. To, że musi on trzymać stopę to jedno. Ale drugie to to, że musi być wytrzymały. Co z tego, że cholewka będzie cała, amortyzacja w porządku, jak zapiętek będzie mi wgryzał się w nogę? Po 200 kilometrach w Boostach mogę powiedzieć jedno - zarówno zapiętek i pięta są całe.
   Wielu biegaczy zwraca też uwagę na wagę buta. Adidas Energy Boost w rozmiarze 46 i 2/3 waży 338 gram (wg mojej wagi kuchennej). Dla porównania Adidas Supernova Glide 5, w których do niedawna biegałem, był o 20 gram cięższy. Różnica jest niewielka, aczkolwiek na korzyść Boostów. Czy jednak jest wyczuwalna podczas biegu? Śmiem wątpić.
   W "pomarańczach" miałem okazję nie tylko trenować. Zabrałem je również na zawody. Przebiegłem w nich 10 kilometrów w Łodzi. I choć muszę przyznać, że stłukłem sobie podczas wyścigu jedną stopę, to jednak Boostom udało się przetransportować 90 kilogramów żywej wagi od startu do mety w mniej niż 45 minut. I jeżeli podczas biegu mi czegoś brakowało, to na pewno nie komfortu. 
   Podsumowując - Adidas Energy Boost to but treningowo - startowy dla każdego biegacza. Jak widać niezależnie od wagi :) Nadaje się nie tylko do codziennych treningów. Świetnie sprawdza się również podczas zawodów oraz wycieczek biegowych. Tego, że zapewni komfort w czasie biegu każdemu, jestem niemal pewien. Problemem może być jedynie jego cena, gdyż but nie należy do najtańszych. Jednak warto go chociaż przymierzyć, przebiec się i dopiero podjąć decyzję. Bo różnicę naprawdę czuć.

Aktualizacja 1:
W butach tych 6. czerwca wystartowałem w ultramaratonie. Miałem jedną, prostą zasadę - choćby nie wiem co nie zdejmuję butów aż do momentu zakończenia biegu. I tak zdjąłem swoje Boosty po 16 godzinach, po ponad 105 kilometrach biegu. W trakcie biegu lecieliśmy w pełnym słońcu po asfalcie, nocą po lesie, po trawie, po piasku. Naprawdę było tam wszystko. Buty na zmianę - mokły, schły, mokły, schły. Kiedy je zdejmowałem byłem przygotowany na najgorsze. Tymczasem stopy były praktycznie nienaruszone. Niektórzy mieli stopy tak zmasakrowane, że aż wolę o tym nie myśleć. A ja miałem zaledwie jeden malutki odcisk, który zniknął po 2 dniach bez żadnej mojej ingerencji. Także na następny dłuuuugi bieg na pewno znowu wybiorę Energy Boosty!










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz