Na skróty

7 kwietnia 2014

Pierwszy tydzień po powrocie, ale...

   ... ale na pewno nie po kontuzji. Jeżeli jeszcze po pierwszych biegach miałem jakieś złudzenia to ten ostatni, niedzielny brutalnie mnie ich pozbawił.
   We wtorek wybrałem się z siostrą na pierwsze od ponad 3 tygodni szuranie. Po okresie niebiegania, słabego prowadzenia się, w końcu wróciłem na właściwe tory. Udało mi się pokonać 6 kilometrów jednak po biegu czułem się jakbym miał zaraz zejść. Kondycja podobna albo jeszcze gorsza niż ta sprzed 3 lat. Dokładnie tak się czułem! Umówiłem się jednak na powtórkę dnia kolejnego.
   W środę przelecieliśmy już 9 kilometrów. Całkiem przyzwoicie, ale wciąż bieg był dla mnie katorgą. Głowa niby się cieszyła, ale płuca umierały.

   Prawdziwym wyzwaniem był jednak czwartkowy trening, na który polecieliśmy z Małą do Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. Kilkukrotnie robiliśmy sobie postoje. Raz nawet podchodziłem po jedno ze wzniesień. Jednak mimo wszystko 14-kilometrowy trening to już było to!
   No i właśnie - najważniejsze, że podczas tych trzech treningów biodro jakoś specjalnie mi nie dokuczało. Naprawdę optymistycznie zapatrywałem się na kolejne biegi. 
   W sobotę pobiegłem z Gdańska do Pępowa. Ponad 20 kilometrów w biegu. Ekstra! Jednak odezwało się biodro. Nie tyle sama panewka, jak do tej pory, ale całe biodro. Jednak większych problemów z ukończeniem biegu nie miałem.
   Problemy nadeszły dopiero w niedzielę. Mimo, że bieg był o wiele krótszy i znacznie wolniejszy to jego ukończenie było już nie lada wyzwaniem. Problemy zaczęły się już po 5 kilometrze. A od 10. było już naprawdę kiepsko. Jedyne o czym marzyłem to o dobiegnięciu do domu. Udało się! Mimo, że podczas niektórych treningów w Niemczech było jeszcze gorzej to ten niedzielny bieg, nie ukrywam, podciął mi nieco skrzydła. Wydawało mi się, że w końcu wychodzę na prostą. Tymczasem ciągle jestem w lesie. W czwartek kolejna wizyta u ortopedy. Zobaczymy czego dowiem się tym razem!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz