Nowy rok zaczął się naprawdę bardzo pozytywnie - praktycznie z marszu udało się odhaczyć punkt pierwszy na liście planów na 2015, czyli bieganie po górach. Jednak to nie jedyne nowości w tym roku. Dla mnie ma to być rok przejściowy. Póki co mocno kombinuję i eksperymentuję z bieganiem. Jedyne założenie jest takie - biegać i nie odpuszczać.
Jeszcze w styczniu musiałem zrezygnować z biegania porannego. Przyczyna prozaiczna - brak czasu. Mógłbym niby wstawać o 3 i iść biegać, ale na dłuższą metę pewnie bym tak nie pociągnął. A jednak chciałbym, aby bieganie stale gościło w moim rozkładzie dnia. Nie będę tutaj deklarował, że biegać będę całe życie, ale od ponad 3,5 roku to robię. Chyba więc to nie jest taka chwilowa zachcianka. Tak mi się wydaje.
No więc zacząłem biegać popołudniami. Pierwszy, drugi, trzeci trening. Początki były dość ciężkie, ale czułem, że dałbym radę się przestawić. Przy okazji w końcu miałem okazję częściej korzystać z prezentu gwiazdkowego - czołówki :) Prawdę mówiąc bez niej bieganie po lesie w godzinach popołudniowych byłoby niemożliwe.
Jednak tak jak napisałem - rok 2015 jest w moim przypadku rokiem zmian. I to dość częstych. Na tyle częstych, że zaledwie po tygodniu odpuszczania porannych treningów... wróciłem do nich. Ale, żeby nie było - nie porzuciłem też biegania po południu. Wcześniej biegałem 10-15 kilometrów raz dziennie, a teraz pokonuję 6-7 dwa razy w ciągu doby.
W zasadzie to powinienem powiedzieć - pokonywałem. Tak - od przyszłego tygodniu znowu czekają mnie zmiany. Na tę chwilę nie wiem jeszcze jak będzie wyglądało moje bieganie. Ale jednego jestem pewien - zrobię co w mojej mocy, aby biegać!
A na koniec porównując bieganie rano, bieganie wieczorem i bieganie podzielone na rano i wieczór muszę stwierdzić, że najbardziej chyba odpowiada mi to ostatnie. Przynajmniej w ciągu tygodnia. Wiadomo, że w weekend fajnie jest jednorazowo zrobić, więcej kilometrów. Jednak w tygodniu dwie sesje po 30-40 minut w zupełności mi wystarczają. Na tak krótkim odcinku nie kaleczę mocno techniki, a i na kontuzje jestem mniej narażony.
A na koniec porównując bieganie rano, bieganie wieczorem i bieganie podzielone na rano i wieczór muszę stwierdzić, że najbardziej chyba odpowiada mi to ostatnie. Przynajmniej w ciągu tygodnia. Wiadomo, że w weekend fajnie jest jednorazowo zrobić, więcej kilometrów. Jednak w tygodniu dwie sesje po 30-40 minut w zupełności mi wystarczają. Na tak krótkim odcinku nie kaleczę mocno techniki, a i na kontuzje jestem mniej narażony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz