Na skróty

15 lutego 2015

Pierwsze koty za płoty. Tydzień zakończony happy endem.

   O ile przed kilkoma dnia, pisząc poprzedniego posta, nie miałem zielonego pojęcia jak będzie wyglądało moje bieganie w najbliższych dniach, tygodniach, miesiącach, o tyle teraz mam już jako taki pogląd sytuacji. Przede wszystkim wiem, że biegać będę! A to już podstawa. 

   Biegać na pewno będę mniej. Jednak jest to mój własny wybór. Chciałbym poza bieganiem włączyć do treningu elementy crossfitu, siłowni, pływanie oraz gry zespołowe. Wyobraźcie sobie sytuację, że macie do swojej dyspozycji siłownię, halę, matę, salkę do ćwiczeń, bieżnię, oświetlone szlaki czy basen. Wszystko w pełni za darmo i sporo czasu, aby z tego korzystać. Czy muszę pytać jak byś się zachowali w takiej sytuacji? Istnym grzechem byłoby z tego nie skorzystać. Dostałem od losu szansę i nie zamierzam jej zaprzepaścić! Będę czerpał ile się da i jak długo się da!
   W ostatnim tygodniu wybrałem się na bieganie 4-krotnie. I muszę przyznać, że każdy z tych biegów był na swój sposób wyjątkowy. 

   Wszystko zaczęło się od wtorkowego treningu, podczas którego pokonałem... niecałe 4 kilometry. O ile kilometr stanowił lekki trucht o tyle pozostałe 3 to było bieganie bo "zaminowanej bieżni". Naprawdę latałem już po równych nawierzchniach na stadionach lekkoatletycznych - od żużlu, przez piasek po tartan. Jednak to co ujrzałem tym razem zapamiętam na długo. Trawa, w której chowały się buty, błoto no i oczywiście dziury. Jak do tego weźmiemy fakt, że miałem na sobie bawełniane dresy bez gumki (tak, tak - podciągałem je niemal punktualnie co 200 metrów :)))) ) to wynik jaki udało mi się nabiegać naprawdę mnie zadowolił. Prawdę mówiąc każdy wziąłbym w ciemno.
   Kolejny trening odbyłem... również we wtorek. Tym razem już w większej grupie wybrałem się na leśne manewry - wieczorne, leśne manewry. Było błądzenie, kilka potknięć, czołówka na głowie i to wszystko co takim wyprawom powinno towarzyszyć. Do tego udało się pokonać około 10 kilometrów, z czego ostatnie 5 na 700-metrowej trasie, na której zamierzam trenować w najbliższych tygodniach. 
   Właśnie na ową trasę powróciłem również w czwartek. I nie wiem do końca czy nie lepiej było tego dnia odpuścić. Przez poprzednie 48h niewiele spałem. Do tego w środę zafundowałem sobie trening na macie, po którym czułem każdy jeden mięsień w swoim ciele. Wyszedłem z myślą, że pokonanie nawet 1-2 kilometrów będzie sukcesem. Jednak z każdym kolejnym krokiem poziom endrofin wzrastał, a wraz z nim wzmagały się chęci na kolejne kilometry. Ostatecznie, ze względu na ograniczony czas, licznik Gremlina zatrzymał się na 10.
   W piątek byłem na w pół przytomny, dlatego z kolejny biegiem wstrzymałem się do soboty. Rozważałem wybranie się do TPK na Parszywą Dwunastkę, jednak ostatecznie zdecydowałem się na Parkrun Gdańsk. Do Parku Reagana biegałem z Chełmu, więc tym bardziej nie wypadało jechać samochodem z Zaspy. Około 8:30 wyszedłem z domu i poleciałem spokojnie, prosto na start biegu. Fajnie było przybić kilka biegowych piątek. Sam Parkrun pokonałem w całości wspólnie z Andrzejem. Miałem relację z Zamieci z pierwszej ręki. Okazało się, że tak jak Justyna Kowalczyk walczyła na ZIO z pękniętą stopą, tak Andrzej biegał po górach z pękniętym palcem. To się nazywa hart ducha.
   Jaki czas uzyskałem podczas tego, naszego biegu? Nie mam pojęcia - tym razem Gremlin został w domu. Z Parku Reagana obrałem kierunek na Zaspę, oczywiście po drodze zahaczając o kwiaciarnię :), i po chwili mogłem wrócić do świętowania Walentynek wspólnie z Ukochaną ;)
   Jednak walentynkowy prezent postanowiła mi również zrobić ekipa ze Sklepu Biegowego, gdzie odebrałem buty na przyszły sezon. Mogę już oficjalnie powiedzieć, że w roku 2015 ponownie będę biegał w Adidas Energy Boost. Naprawdę mocno przypadł mi do gustu ten model. Mam nadzieję, że nowa cholewka będzie sprawowała się równie dobrze jak jej poprzedniczka :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz