Minął już równo tydzień, a ja ciągle nie zabrałem się za relację z kartuskich zawodów. W sumie to nawet nie miałem większych wyrzutów, bo Klasufki nie traktowałem jak wyścigu. Zresztą aż do momentu pojawienia się w Kartuzach i odebrania numeru byłem niemal pewien, że to będzie zwykła, koleżeńska ustawka bez większego ładu, składu i zasad. No i się zaskoczyłem.... pozytywnie się zaskoczyłem, a więc relacja być powinna. Szczególnie, że był to mój pierwszy start w jeździe indywidualnej na czas.