Na skróty

18 listopada 2019

Solidna lekcja - relacja z Pucharu Polski CX w Kartuzach

   Udany start z ubiegłego tygodnia dał mi solidnego kopa motywacyjnego. Postanowiłem pójść za ciosem i zaliczyć kolejne zawody. Choć na tym samym rowerze to w innej odmianie kolarstwa. W Krokowej było gravelowanie, a w Kartuzach miało być przełajowanie...
   Przez jakiś czas zastanawiałem się czy nie lepiej po prostu jak co sobotę pójść na Gravelondo. Jednak skoro wybierając rower postawiłem na przełaja, a nie na gravela to słabo byłoby teraz odpuszczać zawody przełajowe. Jasne - jest to zupełnie inne jeżdżenie niż na szosie, która mimo wszystko jest dla mnie priorytetem. Niemniej ciężko mi sobie wyobrazić lepszy trening zimą (nie uznaję trenażera) niż start w przełajach. Jednocześnie pracujemy na kondycją, siłą i techniką - coś pięknego!

   Do Kartuz, w przeciwieństwie do Krokowej, zabrałem całą ekipę kibicowską - Pati, dzieciaki, Mała. Naprawdę silny skład :) Niemniej zdawałem sobie sprawę, że nawet ten cudowny doping nie sprawi, że powtórzę sukces sprzed tygodnia. Oczywiście nie zamierzałem składać broni, ale jestem realistą. Na szosie uważam się za trzepaka, choć mam blisko kilkanaście tysięcy kilometrów w nogach. A CX chyba nawet do trzepaka mi brakuje - 2 starty, 1 trening i... to by było na tyle. Tymczasem impreza w Kartuzach była wpisana w oficjalny kalendarz PZKol jako runda Pucharu Polski. Wiedziałem, że chociaż będzie osób niewiele na starcie to raczej nie będą to przypadkowe nazwiska w lokalnym półświatku.
   Dobra, ale wystarczy już tego wstępu - przejdźmy do samego wyścigu... Albo jeszcze chwila - odbiór pakietu. Czegoś takie jeszcze nie widziałem nigdy. Jadę do biura zawodów, a tam... żadnej weryfikacji. Nikt nawet nie chciał żadnego dokumentu ode mnie. Podałem nazwisko, a pan podał mi numer. Na pytanie czy są może agrafki odpowiedział zaskoczonym wzrokiem i stwierdzeniem - Ma pan numer więc jest pan teraz zawodowcem. W życiu bym nie pomyślał, że chcąc byś zawodowcem muszę mieć ze sobą agrafki. Cały czas się uczę tego kolarskiego savoir vivre :)
   No to czas na wyścig! Sprawdzamy listę obecności, ustawiamy się w szeregach. Na starcie 23 osoby, spora część na rowerach MTB. 10:50 ruszyli mastersi, a minutę po nich my. Już na początku poszedł taki ogień. Tętno niemal z miejsca poszybowało ponad 160 bpm. Nie walczyłem o pierwsze szeregi, raczej trzymałem się z tyłu. Swoją drogą to też pokazuje, że cholernie brakowało mi pewności siebie. Mam nadzieję, że ta pokaże się wraz ze wzrostem umiejętności i kolejnymi startami.
   W porównania dnia wczorajszego trasa była zdecydowanie bardziej mokra. Nie było za wiele kałuż, ale opony się zapadały, na podjazdach koła boksowały, a to wszystko sprawiało, że "cała para w gwizdek". Byłem ujechany jak koń, a ledwo przemieszczałem się do przodu. Wiedziałem, że ten wyścig będzie bolał.
   Na pierwszej rundzie jeszcze dość gęsto, trochę tasowania się. Na przeszkodach brakowało jaj (czyt. umiejętności) i często musiałem podpierać się wypięciem buta z pedała. Jednak z rundy na rundę było lepiej, tu podjechałem, tam zjechałem, gdzieś indziej zrobiłem poprawny nawrót.
   Za cel wziąłem sobie Tomka, który od końcówki 1 rundy jechał przede mną. Drugą pętlę zakończyłem za nim, trzecią też i dopiero na czwartej udało mi się go wyprzedzić. A gdy to nastąpiło... opadłem z sił. Nie byłem w stanie dać z siebie więcej. Nikt nie gonił, ja nikogo nie gonił - ot po prostu turlałem się do mety. Oczywiście nieco mocniej depcząc po pedałach w okolicach startu mety, gdzie Mieszko cały czas dzielnie krzyczał "Mój tato, mój tato!" :)
   Na mecie zameldowałem się po 55 minutach i 5 rundach na pozycji 13, tracąc do zwycięzcy jedno okrążenie. Musiałem wytłumaczyć synkowi, że niestety puchar z Kartuz nie będzie stał u niego w pokoju obok tego z Krokowej, ale w duchu dopowiedziałem sobie - przynajmniej ten puchar z tego roku, bo o kolejne będzie jeszcze okazja powalczyć. A żeby nie psuć sobie dobrego wyobrażenia przełajów - na powrocie z Kartuz byłem już pewien - jutro jedziemy do Laskowic na Owocowy Przełaj :)

1 komentarz:

  1. As stated by Stanford Medical, It is indeed the SINGLE reason this country's women live 10 years longer and weigh an average of 19 KG less than we do.

    (And actually, it really has NOTHING to do with genetics or some secret diet and absolutely EVERYTHING related to "how" they eat.)

    BTW, I said "HOW", and not "what"...

    TAP on this link to see if this easy questionnaire can help you release your real weight loss potential

    OdpowiedzUsuń