Ostatni raz biegałem... oj dawno. A jeżeli chodzi o bieganie bez bólu to nawet nie pamiętam, kiedy szurałem i nic mnie nie cisnęło, drapało, uwierało czy rwało. Od jakiegoś czasu jedyna moja aktywność to solidne rozciąganie. Rano i wieczorem - wszystko wg zaleceń fachowca. Do tego dorzucam brzuszki, pompki, grzbiety - w ramach obowiązkowej pracy nad siłą. Niespecjalnie jestem tego fanem, ale jak trzeba to trzeba. A o tym, że trzeba chyba nie muszę nikogo przekonywać.
Jednak choć to wszystko jest niewątpliwie, tak jak napisałem - ważne, to nie jest to to co sprawia mi frajdę. Leżenie na ziemi, choć całkiem przyjemne to endorfinowego kopa nie zapewnia. W przypadku biegania, każdy kilometr dalej, każdy minuta dłużej - wszystko to dawało dodatkową frajdę. Teraz tego nie ma. A przynajmniej nie było do dzisiaj.
Dzisiaj w końcu wyszedłem chwilę potruchtać. Pogoda wyjątkowo fajna - słonecznie i niewiele powyżej zera. Nie trzeba było obawiać się przegrzania. Nie zamierzałem szarżować, wychodzić na nie wiadomo jaki trening. Chciałem przez choćby krótką chwilę poczuć frajdę z biegania.
I poczułem! Wspólnie z żoną przetruchtałem 5 kółek wokół małego boiska pod domem. W sumie może 0,9 - 1km. Ale to poczucie, że znowu biegam - bajka! Po tych 5 okrążeniach poćwiczyłem jeszcze chwilę na "siłowni pod chmurką", a na koniec przebiegłem jeszcze 2 kółka. I co najważniejsze - nic mnie nie bolało. Z nogą jeszcze nie jest ok - ciągle coś tam czuć, ale praca przynosi rezultaty. To najważniejsze! W czwartek kolejna konsultacja z fizjoterapeutą i zobaczymy jak on to widzi. Pozostaje trzymać kciuki, aby podzielał mój optymizm.
powodzenia w leczeniu kontuzji :) miejmy nadzieję, że spokojnie i z czasem wrócisz do biegania
OdpowiedzUsuńrajmalucha