Fot. Mateusz Kuchtyk |
Już od samego rana nie mogłem zebrać się na trening. W planach miałem interwały, a to wcale nie zachęcało do sięgnięcia po rower. Podświadomie szukałem pretekstu, żeby opóźnić wyjście w czasie. I wtedy z pomocą przyszedł Mateusz i jego zaproszenie na Wieczorny Gravel vol. 13. Kurczę pamiętam jak dostałem jakiś czas temu zaproszenie na inauguracyjną imprezę. Nie pamiętam już dokładnie dlaczego się wówczas nie pojawiłem, ale obiecywałem sobie, że na kolejnej ustawce na pewno będę. Zaproszenia dostawałem na każdą z kolejnych 12 i zawsze coś stawało na przeszkodzie. Pomyślałem, że dziś jest ten dzień kiedy pojadę. Tym bardziej, że trasa miała przebiegać w zasadzie pod moimi oknami.
Fot. Mateusz Kuchtyk |
Do Barniewic około 17:50 dojechała 9-osobowa ekipa z Mateuszem i Bartem na czele. Patrząc na jej skład, raczej niewiele było obcych rowerów. Przypadkowych osób też tam nie było, więc zapowiadała się fajna i żwawa wycieczka. Osobiście bardzo lubię jak na ustawce jest odpowiedni stosunek sportu do rekreacji. Oczywiście spotykając się z kolegami na rowerze w środku tygodnia nie zamierzam ujeżdżać się z jęzorem na brodzie. Niemniej piknikowy koc i termos z ciepłą herbatą zostawiam z domu. Lata temu chodziłem na ustawki, których motto brzmiało "Bez spiny i bez ziewania" i to jest właśnie clou takich ustawek w moim mniemaniu.
Trasa choć przebiegała niedaleko domu potrafiła mnie parokrotnie bardzo pozytywnie zaskoczyć i pozwolić zobaczyć nowe miejsca, fajne szlaki. Poza paroma wyjątkami była naprawdę szybka, mocno gravelowa. Uniknęliśmy większych przeszkód, sypkich piasków, grząskiego błota. A zsiąść musieliśmy tylko dlatego, że w ostatnich dniach spadło z nieba nieco więcej wody.
Fot. Mateusz Kuchtyk |
... aczkolwiek na pewno bym nie pojechał. No właśnie - prawda jest taka, że choć te wieczorne ustawki są kapitalne i odbywają się w świetnej atmosferze to mają jedną cholernie dużą wadę. Obywają się popołudniu/wieczorem. A ja wychodzę z założenia, że jest to czas dla rodziny. Żona wraca z pracy, dzieci wracają z przedszkola, a ja idę na rower? Może gdybym normalnie pracował na etacie 7-15 i po prostu raz na jakiś czas urywał się popołudniami to byłoby to ok. Tyle, że u mnie tak nie jest - jak idę do pracy to nie ma mnie dzień, dwa, trzy, tydzień. Za to jak jestem to jestem cały dzień i mając ochotę pojeździć mogę to robić od samego rana, gdy nikogo w domu nie ma. I dlatego wiem, że choć wczoraj było kapitalnie (dzięki Panowie raz jeszcze!) to w najbliższym czasie bardzo wątpliwym jest aby zdecydował się na powtórkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz