Na skróty

9 października 2014

Jak nie bieganie to co?! Nie chcę być MISIEM!

   No właśnie - wszyscy Ci, którzy wciągnęli się w bieganie raczej trudno wyobrazić sobie kilka dni z rzędu szurania po swoich ulubionych ścieżkach. Znam takich co dnia nie wyobrażają sobie nawet jednego dnia przerwy. A co w sytuacji jeżeli taka przerwa ma potrwać dłużej? Tydzień? Dwa? Trzy? Miesiąc? Rok? 
   Na dzień dzisiejszy nie wiem dokładnie ile jeszcze będę musiał "pauzować". Mam nadzieję, że za kilka, kilkanaście dni będę nieco mądrzejszy. A póki co nie biegam. Jestem na przymusowym zwolnieniu. 
   Jednak, jak to napisał Piotr Suchenia, "żeby nie zapomniały jak się pracuje - serducho i płuca muszą być cały czas bodźcowane". No i faktycznie staram się im ten bodziec dostarczyć. 
   Po pierwsze zaliczyłem dwie wizyty na basenie. Jedna co prawda była przymusowa, ale nie ma sensu wnikać. Druga zaś to było 45 minut pływania. Chociaż jakby na to popatrzył pływak to nazwałby to zapewne dryfowaniem :) Ale co tam - utrzymywałem się na wodzie, przemieszczałem się i co najważniejsze - wyszedłem z basenu zmęczony jak jasna cholera. 

   Jednak pływanie pływaniem, ale głównym substytutem biegania jest dla mnie obecnie rower! Kurczę naprawdę kiedyś nie za bardzo za nim przepadałem (wielkim pasjonatem nie jestem zresztą i teraz). Tymczasem okazało się, że można się na nim nie tylko dość przyjemnie zmęczyć. Na rowerze można się poruszać sprawniej niż samochodem! W poniedziałek wybrałem samochód. Zapłaciłem za to około 22 złote za paliwo + 25 złotych za parking. Rano podróż zajęła mi mniej więcej 25-30 minut. Zaś wieczorem jechałem blisko godzinę! Jakby tego było mało po powrocie musiałem jeszcze jakoś się poruszać, bo trening niezrobiony. Kolejna godzina... 
   Następnego dnia wsiadłem na rower. Poranna jazda pozbawiła mnie blisko 60 minut, czyli niemal dokładnie tyle samo ile wieczorna. Tym razem jednak - po powrocie do domu jedynie się porozciągałem i byłem wolny. W końcu w ramach rozruszania stawów machnąłem 2 razy 20 kilometrów. Paliwo? Owsianka + kawa, czyli to co lubię!
   Na chwilę obecną taka zamiana musi mi wystarczyć. Mam nadzieję, że specjaliści nie zabronią mi takiej aktywności, bo bez żadnego ruchu słabo siebie widzę. Wiem, że idzie zima. Wiem, że niedźwiedzie gromadzą tłuszcz na tę porę roku, ale JA NIE JESTEM I NIE CHCĘ BYĆ MISIEM!

2 komentarze:

  1. Witam. Czytam Twój blog regularnie i wpływa na mnie niezmiernie motywująco. Dziękuję za inspiracje. Nie znam charakteru twojej kontuzji. Ja w swojej amatorskiej "karierze" biegacza przeszedłem ich sporo (wiele by pisać). Jedna była szczególnie uciążliwa. Okazało się, że mam przeciążone przyczepy na łydce (mięsień płaszczkowaty - kość goleniowa). Bieg - ból - przerwa (kilka dni). Ponownie: próba biegu - ból - przerwa. Żadna maści nie pomagała. Dopiero za poradą znajomego ortopedy, który zdiagnozował problem udałem się do poleconego fizjoterapeuty i zarazem osteopaty. Po trzech kompleksowych wizytach mogłem wrócić dobiegania (4 miesiące przerwy). Może zastanów się nad pomocą specjalisty.
    Pozdrawiam
    Grzegorz z zachodu Polski

    OdpowiedzUsuń
  2. rower też jest fajną aktywnością fizyczną, ja np. bardzo lubię robić sobie takie kilkudziesięcio kilometrowe wycieczki :) slusar

    OdpowiedzUsuń