Po raz pierwszy wciągnąłem na nogi Adidas Energy Boost w sezonie 2014. I tak mi te buty przypadły do gustu, że nie wyobrażałem sobie zmiany na inne. Jednak każdy but się zużywa, niestety ten także. I choć ciągle biegam w moich pierwszych, pomarańczowych AEB (pisałem o nich tutaj) to potrzebowałem nowej pary.
Po raz kolejny z pomocą przyszedł mi Sklep Biegowy, który wysłał mi nowiutkie Adidas Energy Boost 2.0 ESM.
Buty te, już na pierwszy rzut oka, różniły się wyglądem od swojego pierwowzoru. Adidas wprowadził zupełnie inną cholewkę. Ta w poprzedniej wersji bardziej przypominała skarpetę. Obecna zaś, to coś co mi osobiście kojarzy się z Nike i ich Flyknit. Zapewne producent wziął do siebie głosy biegaczy, którzy twierdzili, że w Energy Boost 1.0 mocno poci się noga. Ja tego nie zaobserwowałem, ale kilka razy spotkałem się z takimi opiniami.
Jak już jesteśmy przy cholewce, to warto zwrócić uwagę na kilka rzeczy. Przede wszystkim, tak jak pisałem, poprawiono wentylację w przedniej części. Ponadto, aby uniknąć przetarć w okolicach palców, zastosowano wzmocnienie od wewnątrz i od zewnątrz (w poprzedniej wersji też występowało i w 100% wywiązywało się ze swojej roli).
To co bardzo mi odpowiada, to dość miękki zapiętek wzmocniony jedynie od zewnątrz miękkim plastikiem, który zapewnia dobre trzymanie pięty, a jednocześnie nie dopuszcza do przecierania się zapiętka. W wielu parach butów moim głównym problemem jest pojawianie się dziur w zapiętkach. W Energy Boost nie mam z tym problemów.
Mówiąc o plastikowym wzmocnieniu warto zauważyć, że występuje właśnie od zapiętka, aż końca sznurowadeł. W poprzedniej wersji cholewka była na całej długości przymocowana do wzmocnienia. W obecnym modelu okolice sznurowadeł nie są przyklejone do charakterystycznych trzech pasków. I to właśnie w tym miejscu zaobserwowałem jedyny jak na razie mankament tego buta - a mianowicie ucisk w okolicach wiązania. Parokrotnie zdarzyło mi się czuć dyskomfort w tej części stopy.
Jeżeli chodzi o podeszwę, to nie zauważyłem jakichkolwiek zmian w stosunku do poprzednika. I dobrze, bo "lepsze jest wrogiem dobrego". Podeszwa w Energy Boost jest świetna i nie widzę jakiekolwiek sensu, aby w nią ingerować. Mamy tutaj sporo widocznego tworzywa BOOST, widoczny system Torsion, który ma zapewnić prawidłowy ruch stopy. Do tego Adiwear, którego zadaniem jest poprawienie wytrzymałości podeszwy.
Najwięcej obaw zawsze jest w stosunku do "styropianu". Boost faktycznie styropian przypomina, ale mogę zapewnić, że wytrzymałość ma o wiele większą. W Energy Boost 1.0 biegałem przez blisko 1,5 roku i Boost pozostał praktycznie nienaruszony. Co do ścierania Adiwear - cudów nie ma - ściera się jak każda inna podeszwa. Niemniej ponad 2000 kilometrów - i ciągle trenuję w tych butach.
W kwestii wagi niewiele się zmieniło. But w rozmiarze 46 i 2/3 waży 330 gram, czyli niemal tyle co poprzednik (338 gram). Choć do startówek jeszcze sporo brakuje, to wśród butów treningowych należy raczej do tych lżejszych.
Komfort biegania jak u poprzednika - dla mnie absolutny top! Może faktycznie poprawiłbym okolice sznurowadeł, ale ponoć do ideałów się dąży, a nie je osiąga. Nieważne, czy robiłem w nich 5 czy 45 kilometrów - czułem wygodę od początku do końca biegu. But dobrze trzyma się stopy, a jednocześnie nie powoduje żadnych obtarć. Wydaje mi się, że w stosunku do poprzednika posiada nieco więcej miejsca w przedniej części. Zapewne jest to spowodowane zmianą cholewki.
Choć but wydaje się być stworzonym typowo na asfalt, to bardzo dobrze spisuje się również w terenie oraz na bieżni.
Podsumowując - świetny but treningowo - startowy. Jest dość dynamiczny, a jednocześnie zapewni uczucie komfortu. Nawet podczas bardzo długich biegów. W EB 1.0, najdłuższy dystans, który przebiegłem bez zdejmowania butów, to 105 kilometrów. W obecnej póki co "tylko" maraton, ale widać, że Energy Boost 2.0 nie straciły nic ze swoich zalet. Być może lżejszy biegacz, szczególnie na krótkim dystansie, będzie wolał pobiec w leciutkich butach startowych, jednak ja, ze swoimi 87 kilogramami, nawet na 5 kilometrów zakładam Energy Boost. Nie tracę na dynamice, a jednocześnie mam poczucie bezpieczeństwa.
Po raz kolejny z pomocą przyszedł mi Sklep Biegowy, który wysłał mi nowiutkie Adidas Energy Boost 2.0 ESM.
Buty te, już na pierwszy rzut oka, różniły się wyglądem od swojego pierwowzoru. Adidas wprowadził zupełnie inną cholewkę. Ta w poprzedniej wersji bardziej przypominała skarpetę. Obecna zaś, to coś co mi osobiście kojarzy się z Nike i ich Flyknit. Zapewne producent wziął do siebie głosy biegaczy, którzy twierdzili, że w Energy Boost 1.0 mocno poci się noga. Ja tego nie zaobserwowałem, ale kilka razy spotkałem się z takimi opiniami.
Jak już jesteśmy przy cholewce, to warto zwrócić uwagę na kilka rzeczy. Przede wszystkim, tak jak pisałem, poprawiono wentylację w przedniej części. Ponadto, aby uniknąć przetarć w okolicach palców, zastosowano wzmocnienie od wewnątrz i od zewnątrz (w poprzedniej wersji też występowało i w 100% wywiązywało się ze swojej roli).
To co bardzo mi odpowiada, to dość miękki zapiętek wzmocniony jedynie od zewnątrz miękkim plastikiem, który zapewnia dobre trzymanie pięty, a jednocześnie nie dopuszcza do przecierania się zapiętka. W wielu parach butów moim głównym problemem jest pojawianie się dziur w zapiętkach. W Energy Boost nie mam z tym problemów.
Mówiąc o plastikowym wzmocnieniu warto zauważyć, że występuje właśnie od zapiętka, aż końca sznurowadeł. W poprzedniej wersji cholewka była na całej długości przymocowana do wzmocnienia. W obecnym modelu okolice sznurowadeł nie są przyklejone do charakterystycznych trzech pasków. I to właśnie w tym miejscu zaobserwowałem jedyny jak na razie mankament tego buta - a mianowicie ucisk w okolicach wiązania. Parokrotnie zdarzyło mi się czuć dyskomfort w tej części stopy.
Jeżeli chodzi o podeszwę, to nie zauważyłem jakichkolwiek zmian w stosunku do poprzednika. I dobrze, bo "lepsze jest wrogiem dobrego". Podeszwa w Energy Boost jest świetna i nie widzę jakiekolwiek sensu, aby w nią ingerować. Mamy tutaj sporo widocznego tworzywa BOOST, widoczny system Torsion, który ma zapewnić prawidłowy ruch stopy. Do tego Adiwear, którego zadaniem jest poprawienie wytrzymałości podeszwy.
Najwięcej obaw zawsze jest w stosunku do "styropianu". Boost faktycznie styropian przypomina, ale mogę zapewnić, że wytrzymałość ma o wiele większą. W Energy Boost 1.0 biegałem przez blisko 1,5 roku i Boost pozostał praktycznie nienaruszony. Co do ścierania Adiwear - cudów nie ma - ściera się jak każda inna podeszwa. Niemniej ponad 2000 kilometrów - i ciągle trenuję w tych butach.
W kwestii wagi niewiele się zmieniło. But w rozmiarze 46 i 2/3 waży 330 gram, czyli niemal tyle co poprzednik (338 gram). Choć do startówek jeszcze sporo brakuje, to wśród butów treningowych należy raczej do tych lżejszych.
Komfort biegania jak u poprzednika - dla mnie absolutny top! Może faktycznie poprawiłbym okolice sznurowadeł, ale ponoć do ideałów się dąży, a nie je osiąga. Nieważne, czy robiłem w nich 5 czy 45 kilometrów - czułem wygodę od początku do końca biegu. But dobrze trzyma się stopy, a jednocześnie nie powoduje żadnych obtarć. Wydaje mi się, że w stosunku do poprzednika posiada nieco więcej miejsca w przedniej części. Zapewne jest to spowodowane zmianą cholewki.
Choć but wydaje się być stworzonym typowo na asfalt, to bardzo dobrze spisuje się również w terenie oraz na bieżni.
Podsumowując - świetny but treningowo - startowy. Jest dość dynamiczny, a jednocześnie zapewni uczucie komfortu. Nawet podczas bardzo długich biegów. W EB 1.0, najdłuższy dystans, który przebiegłem bez zdejmowania butów, to 105 kilometrów. W obecnej póki co "tylko" maraton, ale widać, że Energy Boost 2.0 nie straciły nic ze swoich zalet. Być może lżejszy biegacz, szczególnie na krótkim dystansie, będzie wolał pobiec w leciutkich butach startowych, jednak ja, ze swoimi 87 kilogramami, nawet na 5 kilometrów zakładam Energy Boost. Nie tracę na dynamice, a jednocześnie mam poczucie bezpieczeństwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz