Na skróty

6 września 2015

Mocne przetarcie przed startem sezonu - relacja ze 186. Parkrun Gdańsk

   Oj dawno nie zaglądałem do Parku Reagana w sobotnie poranki. Jakoś tak się wszystko układało, że zawsze miałem inne plany. A to trening w lesie, a to zwiedzanie Kaszub, a to wyjazd na zawody. Jednak 5. września 2015 to była data zarezerwowana specjalnie na Parkrun Gdańsk. Wiedziałem, że organizatorzy będą chcieli pobić rekord frekwencji i chciałem wziąć w tym udział.
   W ostatnim czasie pomyślałem, że skoro już będę startował to może warto by było sprawdzić się przed 53. Biegiem Westerplatte. Gdyż chyba to właśnie start na dystansie 10 kilometrów będzie dla mnie startem sezonu. To w związku z tym biegiem czuję delikatny dreszczyk emocji. Tam, pod Pomnikiem Obrońców Wybrzeża, chciałbym dać z siebie wszystko i jak najkorzystniej się zaprezentować. Na myślenie o Berlinie przyjdzie czas później.

   Do Parku Reagana wybrałem się oczywiście wspólnie z Pati. Moja żonka tradycyjnie już uzbroiła się w aparat, a więc można było zakładać, że nikt bez zdjęcia tego dnia nie wyjdzie :)

   Parkrun, jak to Parkrun - masa znajomych, więc czas do startu mijał dość szybko. Nim się obejrzeliśmy trzeba już było ustawić się na starcie. Krótkie odliczanie i START!
   Mimo, że ustawiłem się w drugiej linii to na pierwszych metrach zostałem dosłownie stratowany. Po dwustu metrach zacząłem się zastanawiać czy ja jakoś bardzo wolno nie rozpocząłem tego biegu. Zamierzałem utrzymywać tempo 4:00/km. Przez myśl mi nawet przeszło, że może tutaj wynik poniżej 20 minut robi połowa uczestników. Tak naprawdę luźno zrobiło się dopiero po wbiegnięciu na chodnik. Tam też zauważyłem Tomków - Jankowskiego i Bagrowskiego. Przed biegiem dowiedziałem się, że ten pierwszy planuje zrobić luźny bieg po 4:00/km. Wiedziałem, że jest w stanie biegać o wiele szybciej, a więc mogłem być pewny, że spokojnie będzie trzymał równe tempo. Postanowiłem się go trzymać.

   Pierwszy tysiączek poleciałem po 3:58. O dziwo było spokojnie i... przyjemnie. Średnie tętno 155 bpm tylko to potwierdzało. Na drugim kilometrze odnotowałem 4:02 i wciąż biegło się bez większego wysiłku i cierpienia. A przecież katusze na piątce to rzecz normalna. Prawdę mówiąc tylko dlatego nie włączałem się do żadnych dyskusji, że byłem skupiony na swoim zadaniu. Przyjechałem na ten bieg mając za cel uzyskanie wyniku poniżej 20 minut i chciałem go osiągnąć.
   Na początku drugiego kółka w końcu zacząłem odczuwać zmęczenie. Już nie było tak przyjemnie, ale ciągle miałem nad wszystkim kontrolę. Pod koniec trzeciego kilometra (3:57) dołączył do nas Andrzej.
   W międzyczasie Tomki postanowili, że na ostatnim kilometrze trochę "przewietrzą nogi" i podkręcą tempo. Ja już wiedziałem, że mnie na taki zryw raczej nie będzie stać. I faktycznie już na początku ostatniego kilometra obaj panowie zaczęli się oddalać. Został za to ze mną Andrzej. I wielkie dzięki dla niego, bo nie wiem czy wytrzymałbym tą końcówkę. A tak nie dość, że wytrzymałem to jeszcze przyspieszyłem. 
   Ostatecznie oficjalny czas jaki uzyskałem to 19:20, choć wg mnie trzeba by było dodać jeszcze z 20 sekund, aby był to czas na 5 kilometrów :) Nie ma to jednak większego znaczenia. Znaczenie ma to, że przez 5 kilometrów byłem w stanie biec w tempie <4:00/km. I to bez większych problemów. Średnie tętno 171 bpm mówi wyraźnie - są rezerwy, które można (i należy) wyzwolić.
   Dawno już nie byłem tak zadowolony po dawnym biegu. I choć na Parkrunie żadnych nagród ani medali nie ma to ja swoją największą nagrodę w postaci buziaka od żony oczywiście dostałem! Jak to mówi Beata Sadowska - i jak tu nie biegać?!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz