Prawdę mówiąc nie planowałem startu w tym biegu. Mało tego, jeszcze do niedawna, w ogóle o nim nie słyszałem. Będąc dwa tygodnie temu na Parkrunie dostałem od Darka propozycję dołączenia do zespołu. Zgodziłem się, ale skłamałbym gdybym napisał, że byłem jakoś mocno zajarany biegiem, w którym miałem trzaskać przez godzinę kółka na stadionie w 5-osobowej sztafecie. Nie wiedziałem nawet jak go wcisnąć w plan treningowy. Uznałem, że będzie to jedynie dodatek do normalnego treningu, który zrobię wcześniej.
Od stadionu AWFiS, gdzie miały odbyć się zawody dzieliło mnie około 16 kilometrów. Dystans idealny na sobotnie bieganie. Spakowałem rzeczy do torby, wrzuciłem je dla Pati do samochodu, a sam wskoczyłem w biegowe ciuchy i w drogę.
Planowo miałem zrobić jedynie I zakres. Tym bardziej, że znowu od czasu do czasu pojawiają się bóle w pośladku. I jak na złość dziś się pojawiły.
Po pierwszym kilometrze Gremlin pokazał 4:44. Biegło mi się wyjątkowo dobrze, dlatego po prostu zignorowałem tempo. Nie zamierzałem ani go utrzymywać ani zwalniać.
Leciałem tak aż do 8. kilometra, a później... przyspieszyłem. Nawet nie wiem jak to się stało, ale Gremlin pokazał, że 8 tysiączek poleciałem w 4:29. To już było tempo maratońskie. W głowie zapaliła mi się lampka. Teraz już trzymałem tempo, a nawet... delikatnie je podkręcałem. I to podkręcałem aż do 15 kilometra, który to poleciałem w 3:49! Na koniec, na uspokojenie, przebiegłem jeszcze 2,5 kilometra, wsiadłem do auta i wspólnie z Pati pojechaliśmy na AWFiS.
Nasz kapitan, Darek, wręczył nam numery startowe i koszulki. Na stadionie czuć było atmosferę biegowego święta. O ile wcześniej nie byłem specjalnie rozentuzjazmowany, o tyle teraz już zaczynałem się nakręcać.
Organizatorzy zadbali niemal o wszystko. W tym także o pogodę :) Ta była fantastyczna - słoneczko świeciło, było ciepło, ale nie upalnie. Normalnie chciało się biegać.
Darek zarządził, że pobiegnę po nim, na drugiej zmianie. Po mnie miał biec Rafał, a dalej Agnieszka i Justyna. Zmiany - co okrążenie. Cel? Wybiegać jak najwięcej posiłków dla dzieciaków.
Trochę się zdziwiłem jak mi Darek przed biegiem zakomunikował, że zakłada, że każdy pokona kółko średnio po 1:15! Niemniej dodał, że przede wszystkim mamy się dobrze bawić. Ulżyło mi :)
Wśród uczestników była cała masa znajomych - na czele z Zibim :) Nawet nie wiem kiedy, a już trzeba było biec! Punktualnie o 9:50 sześćdziesiąt sztafet ruszyło na pierwsze okrążenie.
Od początku było widać, że część drużyn dość poważnie podchodziła do rywalizacji. Mimo to panowała naprawdę fajna atmosfera. Nikt nie patrzył kto z jakiej jest drużyny - na dobre słowo i łyk wody można było liczyć z każdej strony.
Darek ledwie wybiegł, a już był na ostatniej prostej. Nadeszła moja kolej. Pierwszy łuk poszedł gładko. W dodatku na łuku stała Pati i cykała zdjęcia. Widok żony zawsze dodaje mi sił. Niestety tych starczyło tylko na 200 metrów. Dalej już była walka! Pałeczkę podałem po 1 minucie i 16 sekundach! Pozytywnie zaskoczyłem sam siebie. Super pobiegł też Rafał i dziewczyny.
W międzyczasie okazało się, że nasi znajomi - z Zibim na czele, liczyli się w walce o tytuł drużyny, która zapewni największą ilość posiłków.
Początkowo wydawało mi się, że strasznie będzie dłużyć się ta godzina. Tymczasem czas leciał jak szalony. Ledwo dobiegłem na metę a już znowu musiałem wybiegać na swoje okrążenie. W międzyczasie miałem okazję skonsultować swoje ostatnie treningi z Suchym, który pomógł mi przed dwoma laty w walce o życiówkę.
Kolejne okrążenia pokonałem w 1:16, 1:14, 1:16, 1:20, 1:20, 1:19 oraz 1:16. Na 40 sekund przed końcem pałeczkę miał przejąć Darek i jakoś tak mnie coś tknęło i się wyrwałem, że ja pobiegnę. I tym oto sposobem zrobiłem jeszcze 200 metrów.
Ostatecznie nasza sztafeta zapewniła dzieciom 40 posiłków. Każdy pokonał po 8 pełnych kółek, więc śmiało można rzecz, że mieliśmy bardzo wyrównaną ekipę :) Na koniec wszyscy uczestnicy zostali udekorowani pamiątkowymi medalami. Jednak w związku z tym, że na stadionie było sporo dzieci postanowiłem oddać swój krążek :)
Na koniec muszę uderzyć się w pierś, bo mimo że nie spodziewałem się wiele po tym biegu to wziąłem udział w fantastycznych zawodach. Dzisiaj, na stadionie AWFiS, było wszystko. Było bieganie, była zabawa, było mnóstwo znajomych, była okazja do truchtania i ścigania się. Mogłem zrobić naprawdę wartościowy trening. Była super idea, pomoc dzieciom. Był tam tak wiele pozytywnej energii, że nie wyobrażam sobie, aby nie odbyła się kolejna edycja tego biegu.
Jedyny zgrzyt, o którym muszę wspomnieć, miał miejsce przy dekoracji. Przy dekoracji, która w moim odczuciu nie była w ogóle potrzebna. PKO mogło kasę z nagród śmiało przeznaczyć na dzieciaki i byłoby jeszcze lepiej. Jednak organizatorzy postanowili inaczej i wyszło jak wyszło. W czasie dekoracji najpierw nagrodzono drużynę żeńską, następnie drużynę męską - tę w której biegł Zibi :) A następnie wręczono nagrodę dla drużyny mieszanej...... w której biegli sami Panowie. Okazało się, że drużyna MTB zgłosiła kobietę, której dzisiaj nie było. Skoro organizatorzy zdecydowali się nagradzać drużyny to VIP może czuć się pokrzywdzoną. Bo to właśnie oni byli najlepszą drużyną mieszaną. Tak jak wspomniałem - nie byłoby nagród, nie byłoby zgrzytu. A taka pojawiła się niewielka skaza na tej, powtarzam raz jeszcze, fantastycznej imprezie!
W Bydgoszczy dostaliśmy nagrodę dla najlepszej drużyny żeńskiej. I super, tyle, że w czasie rozgrzewki wskoczyłem na siusiu i wówczas wszystko miałem na miejscu. My nie usłyszeliśmy, że to kategoria kobiet, bo wybitnie zdziwiło nas samo wezwanie na podium. Szczęśliwie od razu zauważono błąd i nagroda powędrowała w godne ręce.
OdpowiedzUsuńWiadomo, że mogli te nagrody nawet przeznaczyć na dzieci, ale czasami ludzie są tacy problemowi, że chyba woleli dać troszkę tu i tu :) Dobrze, że i tak nagrody to nie był nie wiadomo jaki sprzęt sportowy czy wycieczki - to by dopiero był zgrzyt :-)
OdpowiedzUsuń