Na skróty

13 marca 2016

Epickie, leśne manewry vol. 4

   I na samym początku dodam, że choć epickie to lajtowe. Oj tak zdecydowanie dzisiaj było luźniej. Ale nic straconego - za tydzień jestem na miejscu i Ci którzy nie wybierają się do Gdyni będą mogli się spocić. Dobra tyle tytułem wstępu. Wracamy do poranka.
   Choć budzik ustawiłem na 4:55 to... przebudzałem się wspólnie z Mieszkiem już od 4. Mam cudowną żonę i raczej to ona wstaje do Młodego. Aczkolwiek zdarza mi się podnieść powiekę jak są jakieś manewry w pokoju :) No i właśnie dzisiaj tak skutecznie podniosłem powiekę, że nie zmrużyłem jej już do samej piątej. Ale przynajmniej się na coś przydałem - jeszcze przed myciem zębów zaliczyliśmy szybką zmianę pieluchy.

   Dalej szło już jak po sznurku. Toaleta, kawa, owsianka, serial, przegląd prasy. W zasadzie poza tym ostatnim mógłbym wszystko robić z zamkniętymi oczami. Ktoś zapyta co z serialem? Serial też mógłbym "oglądać" z zamkniętymi oczami. Teorię Wielkiego Podrywu męczę już chyba 5-6 raz. Do porannej owsianki nadaje się idealnie.
   Na Matarni umówiliśmy się o 6:30. Napisałbym z kim, ale to kto się pojawi zawsze stanowi dla mnie niespodziankę. Tym razem dotarła Mała, Kamil, Przemek, Zibi i Bartosz. Dość kameralnie, ale to bardzo dobrze. Można tempo biegu dopasować do wszystkich.
   Rozważaliśmy dwie opcje trasy. Naszą standardową "drogę przez mękę" z legendarnymi "tylko sześcioma podbiegami do końca" oraz coś co wymyśliłem rano jedząc owsiankę. Pomyślałem, że fajnie byłoby polecieć na Matemblewo, dalej zielonym szlakiem aż nad Jezioro Otomińskie i z powrotem szlakiem czarnym na Matarnię. Decyzja zapadła jednogłośnie. Nikt nie stęsknił się jeszcze za sześcioma górkami.
Zaczynamy...
   Tempo biegu jak zwykle dyktowała Mała. Jeszcze chyba poziom endorfin jej nie spadł po wczorajszej życiówce. Naprawdę nieźle nam szło. Pewnie przez to nikt nie był za bardzo rozmowny. Innym powodem może być fakt, że była 6:30 rano... niedziela... Tak - to również mogło mieć znaczenie.
   To co nas niepokoiło to profil trasy. Przez pierwsze 4 kilometry w zasadzie biegliśmy tylko w dół. A wiadomo jak to jest z biegiem który posiada start i metę w tym samym miejscu :)
   Pierwsze podbiegi trafiły się w okolicach Karczemek. Tyle, że w porównaniu z tymi z żółtego szlaku te były niczym mini pagórki. Jeżeli wbiegając prowadziliśmy dyskusje to nie mogło być mocno. Chwila moment i już byliśmy pod Auchan.
   Dalej czekało nas trochę przełajów i ponownie do lasu. Lataliśmy już tą trasą podczas swojej pierwszej, leśnej wycieczki - z Andrzejem i Rafałem. Przynajmniej do Otomina.
... i jedziemy do domu :)
   Powrót czarnym szlakiem to to na co czekałem najbardziej. Oj dawno już nie robiłem tego odcinka. Jarałem się każdym kilometrem jak dzieciak. Nieco inne zdanie odnośnie trasy miał Zibi. Ale nie ma co się dziwić - o 8:30, w niedzielę byliśmy pod jego firmą :) O dziwo nie chciał zostać i trochę popracować.
   Budowa PKM nieco zmieniła przebieg szlaku między Kokoszkami, a Matarnią. W zasadzie to nawet bym o tym nie wiedział, ale Mała z Zibim już tędy biegali.
   Nim się obejrzeliśmy - byliśmy już z powrotem na Matarni. Kurczę naprawdę nie wiem kiedy minęły nam te 22 kilometry. Może dlatego, że dzisiaj wcale nie wyczekiwałem końca z wytęsknieniem. Było fajnie, nie ziewałem, ale i specjalnie nie zasapałem się. Po prostu zrobiłem swoje. No i to co najważniejsze - jeszcze przed 9 byłem w domu - z Pati i Mieszkiem :) Za to najbardziej lubię te nasze, leśne manewry.

Aha, żeby tradycji stało się zadość:

2 komentarze:

  1. To skarpetki czy Tobie również wkładki z butów się zawijają podczas biegu?

    OdpowiedzUsuń