Na skróty

19 listopada 2019

Tak proszę Państwa powinno wyglądać sportowe święto! - relacja z Pucharu Polski CX Owocowy Przełaj

   Kolarstwem przełajowym zainteresowałem się w zeszłym roku. I to w sumie tylko i wyłącznie dzięki chłopakom z Velomania.pl, którzy organizowali w Gdyni Velomania CX Race. W ramach Gravelondo zrobiliśmy objazd trasy, więc głupio byłoby nie wziąć udziału. Spróbowałem i... wpadłem jak śliwka w kompot. W relacji z tamtych zawodów (link) napisałem:
Do minionej niedzieli i wyścigu Velomania CX Race, nigdy tego nie spróbowałem, choć kilka okazji ku temu było. Dziś zastanawiam się - dlaczego?! Ta forma wyścigu jest fantastyczna! I to zarówno dla zawodników jak i dla kibiców. Kiedy jechałem z rodziną chociażby na maraton to widzieliśmy się na starcie, a następnie po kilku godzinach na mecie. A tutaj? Co chwilę przejeżdża się przez start.
   Zaraz po tych zawodach zacząłem wyszukiwać informacji o przełajach. A jak tylko zacząłem szukać to bardzo szybko trafiłem na Owocowy Przełaj. Czytałem relacje, oglądałem zdjęcia - zazdrościłem tym, którzy tam byli i obiecałem sobie, że za rok też się tam pojawię.
   Niemniej sami wiecie jak to jest z planami na "za rok" - czasami się udaje, a znacznie częściej nie. Oczywiście przełaje fascynują mnie nadal i wciąż uważam, że to najlepszy sposób na spędzenie zimy. Nie trenażer, a CX :) Jednak harmonogram na ten weekend sugerował, że za cholerę nie dam rady pojawić się w Laskowicach. Tym bardziej, że w sobotę startowałem w PP CX w Kartuzach (relacja), czyli przełaje w weekend miałem zaliczone. Szczęście w nieszczęściu tego startu do udanych nie mogłem zaliczyć, a ja nie lubię mieć niewyrównanych rachunków. Okazji do rewanżu postanowiłem poszukać już dzień później. A że żona niespecjalnie protestowała przeciwko rodzinnej wycieczce do sąsiedniego województwa podjąłem dość spontaniczną decyzję - jedziemy na Owocowy Przełaj!
   Mieszko ostatecznie wybrał niedzielę u babci, więc do Laskowic pojechaliśmy w okrojonym 3-osobowym składzie. Niemniej mając u boku 2 kobiety mojego życia widziałem, że to będzie zajebisty wyjazd!
   Pobudka na budzik, poranne pakowanie do pożyczonego od rodziców auta, brak czasu na śniadanie i w drogę - normalnie jak kiedyś :) Daleko nie mieliśmy więc 90 minut podróży szybko minęło. 
   Po wjeździe do Laskowic pierwsze, pozytywne zaskoczenie - oznakowane dojazdy na parking. Nawet przy większych impreza jakoś nie kojarzę, żeby organizator dbał o takie szczegóły.
   Miasteczko zawodów i lokalizacja też robiły ekstra wrażenie. To wszystko miało swój urok. Mówimy o imprezie rangi Pucharu Polski z aspiracjami na organizację Mistrzostw Polski, a jednocześnie czujemy się jak na lokalnej ustawce, gdzie poza rywalizacją jest czas na luźne pogadanki, wypicie kawki czy zjedzenie kilku ruchanek z fjutem (tak, tak to nie pomyłka - ruchanki z fjutem naprawdę wymiatają!).
   Biuro zawodów - mistrzostwo! Tego nawet nie opiszę, to trzeba zobaczyć na własne oczy, a ja jedynie wspomnę że tutaj nikt nie próbował mi wcisnąć, że skoro jadę w PP to agrafki muszę mieć swoje :)
   Mimo, że dopiero zaczynam swoją przygodę z przełajami to spotkałem sporo znajomych twarzy - była ekipa z Gravelondo z Bodziem na czele, Mariusz którego znam jeszcze z czasów mieszkania w LW, ekipy VeloGD i Fali, w tłumie widziałem stroje BUU. Jedyne czego nie widziałem to to czy będę miał tu z kim rywalizować czy wzorem dnia poprzedniego będę jechał na granicy żenady. Cel? O nie, nie - tym razem żadnych celów sobie nie stawiałem. Chciałem dać z siebie wszystko, pojechać w miarę bezbłędnie i na mecie móc powiedzieć, że zrobiłem wszystko co w mojej mocy, żeby dobrze wypaść.
   Objazd trasy pokazał, że... może być nieźle. W Kartuzach ciężko było nawiązać walkę z rowerami MTB. Laskowice zaś oferowały trasę typowo przełajową. Ten widok z góry na wszystko.... żadne zdjęcia tego nie oddają! Jednak nie o widokach - schody były ok, bunny hopa nie opanowałem (jeszcze!) więc wiedziałem, że będę zeskakiwał z roweru, ciasne nawroty wszystkich spowalniają podobnie, podjazdów trudnych brak, zjazd jeden i gdyby nie moja przygoda z 4. okrążenia też uznałbym go za łatwy.
   Około 15 minut przed startem dostałem dwa buziaki na szczęście od dziewczyn i udałem się na linię startu. Było koło 10 stopni więc wspominając jak gotowałem się dzień wcześniej zrezygnowałem z długiego rękawa, nogawek i czapki. To miał być ogień!
   Wzrokiem już wypatrywałem tylnych szeregów kiedy zawołał mnie Mariusz wskazując pierwszą linię. Raz kozie śmierć. W przełajach start ze zbyt odległych miejsc może mocno napsuć krwi. 
   Punktualnie o 11 zaczęło się! Jak to przełaj - ogień od początku! Każdy szukał miejsca dla siebie więc od razu łokcie poszły w ruch. Ciasno, nerwowo, ale nikt nie zamierzał odpuszczać! Po kilku nawrotach zrobiło się nieco luźniej i można było rzucić okiem na ludzi wokół siebie. Był tam Paweł z VeloGD i Lesze z BUU. Zawsze to jakieś znajome twarze do rywalizowania.
   Do tej pory na wszystkich swoich wyścigach przełajowych miałem identyczną myśl na pierwszym kółku. Jest to mniej więcej tak:
O k***, ja p*** ale dzisiaj jest w ch*** ciężko. Za*** już chyba tyle czasu, że dzisiaj sędzia zamiast pokazać ile do mety to zadzwoni dzwonkiem, że drugie okrążenie jest naszym ostatnim.
I wiecie co? Sędzia to jakiś sadysta, bo nigdy tak nie robi. W Kartuzach pokazał 5, dzisiaj były 4. Używając nomenklatury biegowej przełaj to jest taki start na 5km tylko, że na mecie każą Ci biec kolejną piątkę, a później jeszcze jedną! Ktoś pomyśli, że można przecież zacząć spokojnie. Nic bardziej mylnego. Cholernie dużo zależy od tego gdzie znajdziesz się w momencie jak sytuacja (pozornie) nieco się uspokoi. Jak zbyt dużo tracisz do czołówki - po zawodach.
   A gdzie ja się znalazłem? No cóż na drugim kole udało mi się dogonić Pawła i myślałem, że to w sumie by było na tyle jeżeli chodzi o moją dzisiejszą rywalizację. Jednak wtedy dostrzegłem Leszka i to była naprawdę ciekawa walka. Od tego drugiego okrążenia cały czas tasowaliśmy się. Raz prowadziłem ja, raz on, potem znowu ja, a później on. 
   Na 4. okrążeniu wydawało mi się, że w końcu odjadę i wtedy przyszedł ten nieszczęsny zjazd. Chłopaki przede mną zwolnili, a ja zupełnie nie widziałem powodu, żeby to robić. Już 3 razy dzisiaj cyknąłem tą górkę i wydawała mi się cholernie prosta, więc nie dość, że nie zwolniłem to jeszcze przyspieszyłem. Nie przewidziałem tylko, że koleina na dole będzie robiła się coraz większa. Lekki balans ciałem i już frunąłem przez kierownicę waląc plecami w słupek odgradzający trasę. 
   Już lecąc pomyślałem sobie, że znowu zaliczyłem start niczym w Warce i znowu mam po zawodach. Tylko kiedy już przywaliłem w ten słupek zdałem sobie sprawę, że w zasadzie to nic mi nie jest. Szybko złapałem rower i zacząłem gonić Leszka, który w międzyczasie mnie wyprzedził. Nie czułem żadnego bólu, ale rower trochę ucierpiał - klamki były powyginane w przekomiczny sposób. Niestety cały czas szedł taki ogień, że wyprostowałem je dopiero na mecie.
   A tę udało mi się przekroczyć minimalnie przed Leszkiem i co dość istotne - bez dubla :) Teraz pisząc tą relację zdałem sobie sprawę, że w zasadzie to był mój pierwszy start bez dubla. To chyba te moje dopingujące dziewczyny na mecie pomogły tego dokonać :)
   Jednak po przekroczeniu linii mety impreza się nie skończyła. Teraz można było wreszcie posłuchać robiącego świetną robotę DJ'a, skosztować lokalnych smakołyków czy napić się najlepszej (wg Pati) kawy! Kiedyś wydawało mi się, że najlepszy klimat mają małe, kameralne imprezy. Tutaj zaś mieliśmy największą imprezę przełajową w Polsce, kampera Michała Kwiatkowskiego pod biurem zawodów, a jednocześnie czułem się jakbym pojechał do babci na wieś i z chłopakami umówił się na rundę po sadzie. Panie i Panowie organizatorzy chapeau bas i do zobaczenia za rok!

3 komentarze:

  1. Kwiato jechał te zawody. Tak wychodzisz jego Stravy.
    Osobiście chyba bym strzelił sobie fotę z MŚ.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie był, ale startował nieco później, a że łowca zdjęć ze mnie żaden to darowałem sobie szukanie go :)

      Usuń
  2. If you're attempting to lose weight then you absolutely have to start following this totally brand new custom keto diet.

    To create this keto diet, licensed nutritionists, fitness couches, and professional chefs joined together to develop keto meal plans that are efficient, convenient, price-efficient, and enjoyable.

    Since their first launch in 2019, 100's of clients have already remodeled their body and well-being with the benefits a good keto diet can offer.

    Speaking of benefits; in this link, you'll discover 8 scientifically-certified ones provided by the keto diet.

    OdpowiedzUsuń