Jak dzisiaj pamiętam jak czytałem Urodzonych Biegaczy i jak bardzo zafascynowała mnie ta książka. Opowieść o legendarnym plemieniu biegaczy Tarahumara, o tym jak żyli i jak biegali. Dosłownie pochłaniałem kolejne strony. Wtedy po raz pierwszy nieco bardziej zagłębiłem się w temat biegania naturalnego. Po przeczytaniu jak ci ludzie dosłownie latali nad ziemią, w sandałach bądź na boso - sam miałem ochotę spróbować. Jednak wówczas na chęciach się skończyło. Czegoś zabrakło - miałem wówczas całkiem niezłe wyniki, wszelkie kontuzje omijały mnie szerokim łukiem. Ponadto Urodzeni Biegacze była dla mnie ciekawym dokumentem, a nie poradnikiem, który krok po kroku mnie poprowadzi do nowego, innego, naturalnego biegania. Takim poradnikiem okazała się książka Gotowy do biegu dr. Kellyego Starretta!
Kiedy pierwszy raz wziąłem do ręki tę książkę nawet przez myśl nie przeszło mi, jaką lawinę zmian wywoła w moim bieganiu. W zasadzie to nie tylko w bieganiu, ale ogólnie w życiu.
Już na początku książki autor zwraca uwagę na najczęściej popełniane przez biegaczy błędy oraz przedstawia możliwe skutki takiego postępowania. I gdyby faktycznie jedynie wytknął mi co robię źle, to by to do mnie nie trafiło. Ale autor dokładnie mówi, że przez to, czy przez tamto, mogę odczuwać ból w tym lub tym miejscu. Kiedy czytam opis dnia typowego biegacza, to wypisz wymaluj czytam swój plan dnia.
Część I zaczyna się od:
A może oprócz pudła pełnego maratońskich medali uzbierałeś już tak dużą liczbę chronicznych dolegliwości, że zaczynasz myśleć o przesiadce na rower? Albo nabrałeś przeświadczenia, że bieganie najwyraźniej nie jest sportem dla Ciebie
Też tak kiedyś myślałem (...)
Przy wadze 104 kilogramów, mając na nogach płaskie, ważące zaledwie 150 gramów buty, przebiegłem ultramaraton Quad Dipsea. Jak? Wszystko zaczęło się od porzucenia starych nawyków.
No i coś we mnie pękło. Z każdą kolejną stroną nabierałem pewności, że też chcę wprowadzić zmiany u siebie. Początkowo zamierzałem zacząć dopiero po przeczytaniu całej książki, tzw. od poniedziałku. Jednak zmiany zacząłem wprowadzać mimochodem, z każdym kolejnym rozdziałem II części. To właśnie tam Starrett opisuje 12 punktów, które posłużą do oceny czytelnika. Zrobiłem te 12 testów swojej sprawności. Zrobiłem i niemal się załamałem. Nie byłem w stanie zrobić większości z nich. Oblewałem je jeden po drugim. I to nie tylko jakieś skomplikowane przysiady, ale także "czy wypijasz 2-3 litry wody dziennie?".
Ta książka wytknęła mi moje błędy. Następnie wyjaśniła, co dokładnie robię źle i dlaczego to co robię jest złe. Autor szczegółowo opisał jak mam dokonać przeglądu swojego ciała. W kolejnej części dał mi potężną broń - zestaw ćwiczeń, za pomocą którego mogę wyeliminować swoje słabe strony. I to czym mnie kupił - 10 minut dziennie - tyle czasu wg niego wystarczy, aby odczuć zmiany. Zresztą część ćwiczeń można śmiało wpleść w codzienne obowiązki. Kto powiedział, że schylając się do zmywarki nie można zrobić przysiadu, a siedząc przed TV ugniatać podeszwy piłką gumową?
Książka ta ma nas chronić od kontuzji. Jednak nikt nie powinien mieć wątpliwości - kontuzja może się zawsze przyplątać. Wie o tym również Starrett, dlatego w ostatniej części opisuje jak sobie radzić z najpopularniejszymi problemami biegaczy.
Są książki, które po przeczytaniu kładę na półkę, gdzie obrastają kurzem. Są też jednak takie, które trzymam pod ręką i często do nich zaglądam - czy to szukając danych do przygotowania treningu, czy chcąc ugotować obiad. Po prostu przygotowując się do kolejnego dnia. Książka Gotowy do biegu dr. Starrett na pewno na półkę nie trafi. Prędzej się rozpadnie niż zarośnie kurzem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz