Na skróty

24 listopada 2015

Od Paryża przez Gdańsk aż po Berlin - rok 2015 w pigułce

   Kiedy odpalałem przeglądarkę chcąc napisać tego posta miał on dotyczyć czegoś zupełnie innego. Chciałem napisać kilka zdań o swoich planach na przyszły rok. Zorientowałem się jednak, że nie można planować kolejnego sezonu bez podsumowania bieżącego. Tak więc czas na małe podsumowanie! (Tak wiem, że w kalendarzu jeszcze kilka dni zostało do Sylwestra, ale biegowo sezon 2015 mam już za sobą).
   Rok 2015 zacząłem z kontuzją. To co mnie męczyło od końca 2013 nie odpuszczało i w końcu we wrześniu 2014 powiedziałem dość. Stopniowo eliminowałem problemy i dochodziłem do siebie. W styczniu 2015 już truchtałem. Mocno pociągały mnie wówczas treningi w lesie. Praktycznie w ogóle nie latałem po asfalcie. 
   W styczniu też, razem z Małą wymyśliliśmy trasę, tzw. Parszywej Dwunastki. To były naprawdę wymagające 12 kilometrów w TPK. Kurczę, jak tak teraz o tym piszę, to zdałem sobie sprawę, że dawno nie robiłem tej trasy. Trzeba to zmienić :)

   Jednak wracając do głównego wątku - w styczniu wystartowałem tylko w jednych zawodach. W Gdyni zmierzyłem się z 5-kilometrową trasą City Trail. Wynik 22:43 jak najbardziej mnie wówczas satysfakcjonował.
   Niemniej największą zmianą w moim życiu było znalezienie pracodawcy. Ile to razy słyszałem, że mogę sobie pozwolić na regularne treningi, bo nie pracuję. No cóż - w styczniu skończyłem definitywnie z życiem studenckim. Czy wpłynęło to jakoś diametralnie na moje bieganie? Póki co nie bardzo. Jednak tak jak wspomniałem - póki co :)
   Od lutego w moim dzienniczku treningowym zaczęły pojawiać się inne aktywności. Coraz częściej chodziłem na basen, zdarzały się też wypady na halę sportową czy na matę. 
   Już w lutym wystartowałem w kolejnych zawodach. Pokonałem 5 kilometrów w ramach City Trail w Gdańsku oraz dychę w Koszalinie. Szczególnie zadowolony byłem z tego drugiego biegu. Uzyskałem czas 42:39. Był to dobry prognostyk po straconym roku 2014.
   Celem numer jeden na wiosnę był maraton w Paryżu. I w momencie kiedy wszystko szło jak w zegarku - TRACH! - kontuzja. A mówiąc dokładniej - choroba. Od 26. marca do 12. kwietnia, a więc do samego maratonu zrobiłem tylko dwa treningi. Choć w stolicy Francji zamierzałem walczyć o czas minimum 3:30 (rozważałem nawet atak na 3:15) to musiałem zadowolić się 3:33.
   Na szczęście znowu mogłem biegać. Na majówkę wybrałem się do Grudziądza, gdzie pobiegłem półmaraton w 1:42. Tyłka nie urywało, ale nie ukrywałem, że nie pojechałem tam walczyć z czasem.
   Co innego na maratonie w Gdańsku. Tam, choć startować nie planowałem, to ostatecznie pobiegłem. W dodatku udało mi się załapać do materiału Polsatu i PZU promującego ten bieg. To była naprawdę fajna przygoda. No i sam maraton ten zaliczam do udanych. Mimo, że na 38. kilometrze skurcze zwaliły mnie z nóg i straciłem kilka minut to i tak trzy i pół godziny połamałem dość pewnie - 3:23.
   Stabilną i dobrą formę potwierdziłem tydzień później na Biegu Wenedów. 10-kilometrową trasę pokonałem w 42 minuty i 1 sekundę.
   Na początku czerwca podkręciłem intensywność treningów i efektem tego było złamanie 4:00/km podczas GP Dzielnic Gdańska (5 km). Całkiem nieźle zaprezentowałem się również w Biegu po rybę (15 kilometrów w TPK).
   Tyle tylko, że znowu pojawiły się problemy z mięśniami. Te same, które wyeliminowały mnie z mocniejszego biegania w 2014 roku. Na tydzień odpuściłem bieganie.
   W kolejnym zaś poleciałem z 4 kolegami Leśną Piątkę ULTRA - 100 kilometrów na 5-kilometrowej trasie w sztafecie. Mało tego - zaraz po LP wsiadłem na rower i z Michałem pokonałem 135 kilometrów na rowerze. To był jeden z bardziej intensywnych weekendów :)
   Zresztą kolejny nie był lżejszy. W sobotę "zniszczyłem się" na Biegu o Kryształową Perłę wokół Jeziora Narie. Zaś dzień później, chcąc sobie nieco powetować kiepski bieg na Warmii, poleciałem Ćwierćmaraton Szwajcarii Kaszubskiej. No i to poleciałem do odcięcia - kończąc bieg pod tlenem :)
   W lipcu odpuściłem starty. Skupiłem się na systematycznym treningu. Do ścigania się wróciłem dopiero w sierpniu - pobiegłem w Leśnej Piątce (21:02). Zaś dzień później zaliczyłem kolejną wycieczkę rowerową z Michałem. Tym razem przejechaliśmy 180 kilometrów na trasie Koszalin - Gdańsk.
   Jednak to co najlepsze nadeszło we wrześniu. Większe kontuzje mnie omijały. Trening miałem regularny i to przełożyło się na wyniki. Najpierw pobiegłem 5 km w 19:20, a następnie wystartowałem w Biegu Westerplatte. Tam z czasem 40:46 zająłem trzecie miejsce w kategorii SG. Miesiąc zaś zakończyłem maratonem w Berlinie i bardzo dobrym czasem 3:08:41. To było wymarzone zwieńczenie roku. I właśnie tym startem postanowiłem zamknąć kalendarz startów w 2015 roku.
   Wziąłem co prawda udział w jeszcze kilku biegach (i w tym ostatnim miesiącu też coś pobiegnę), ale były to starty tylko i wyłącznie dla zabawy. Obecnie buduję formę pod przyszły sezon. A zapowiada się, że będzie to kolejny już przełomowy rok w moim życiu :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz