W minioną sobotę w Lidzbarku Warmińskim odbył się bieg na dystansie 10 kilometrów. Niestety nie było dane mi w nim pobiec. Za to Mała pobiegła. Pobiegła i... wygrała! Zgarnęła pełną pulę! Jak tego zrobiła? Sami przeczytajcie: W 2013 roku w Lidzbarku Warmińskim
po raz pierwszy zdecydowano się zorganizować bieg na dystansie 10 km w ramach
Lidzbarskich Biegów Ulicznych, wtedy też wystartowałam i triumfowałam
wygrywając w kategorii open kobiet. Rok później również wzięłam udział w zawodach, lecz
już bez sukcesów.
Przed rokiem bieg kolidował z maratonem. Tak więc po roku
przerwy wróciłam na swoje podwórko ;) Założenia na bieg? Żadne. Obecnie jestem
w trakcie przygotowań na swój debiut w górach (ten zbliża się wielkimi
krokami!). Z racji tego bardziej skupiam się na wytrzymałości niż na szybkości.
No dobra, ale wróćmy do lidzbarskiego biegu.
Czas do wystrzału startera upłynął w oka mgnieniu. Na bieg przyjechali
chłopaki z Morąga - Tomek i Daniel. Wykonaliśmy wspólnie rozgrzewkę, w
międzyczasie Tomek zapytał czy mam jakieś szanse na nagrodę dla „najlepszej
lidzbarczanki”. Mając ciągle w głowie start sprzed 2 lat (kiedy to nie udało mi
się obronić tytułu), a także moją obecną dyspozycję odpowiedziałam, że może być
różnie. Chciałam, pewnie, że chciałam, ale wolałam się nie nastawiać, nie
wywierać na sobie żadnej presji, żeby się nie rozczarować. Wykonaliśmy trochę
ćwiczeń, kilka przebieżek i po chwili już staliśmy na linii startu odliczając
sekundy do biegu. Punktualnie o 12 grono ok. stu biegaczy ruszyło na ulice
miasta. Zaczęłam bez szaleństwa. Zbyt często daję się
ponieść na początku, co powoduje, że później cierpię przez dalszą część trasy. Tym
razem miało być inaczej.
Trasę biegu stanowiły 3 pętle, było dużo górek, zbiegów,
podbiegów, niewiele płaskiego. Nie ukrywam, że nie traktowałam tego jako jakieś
wyzwanie, bo wyzwaniem jest zielony szlak w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym, gdzie miejscami trzeba wspinać się na kolanach.
W Lidzbarku nie było łatwo, ale byłam u siebie. Podbieg w stronę Astronomów pokonywałam przez 3 lata, 5 razy w tygodniu, idąc do szkoły. Znałam
go doskonale. Wiedziałam, gdzie jest łagodniej, gdzie stromiej, gdzie się
wypłaszczy, gdzie znowu trzeba będzie mocniej napierać. Zresztą całą trasę
znałam metr po metrze. Kurczę, naprawdę lubię Lidzbark! Stąd pochodzę, tutaj
wracam w każdej wolnej chwili. No, ale wracając
do samego biegu, już na pierwszej prostej wyprzedziłam jedną koleżankę i w ten
sposób znalazłam się na prowadzeniu. Choć początkowo jeszcze to nie wzbudzało
we mnie żadnych emocji to po pierwszym okrążeniu już pojawiła się myśl, że
super by było dotrwać na tej pozycji do końca.
Przy punkcie nawadniającym
spotkałam mamę i dziadka, najlepszych kibiców Poprosiłam o wodę. Częściowo wypłukałam usta, a resztę wylałam na głowę. Chyba
zrobiłam to odruchowo, bo przez cały bieg padał deszcz, więc chłodzenia nie
brakowało.
Na drugiej
pętli dobiegł do mnie klubowy kolega Daniel, wymieniliśmy kilka zdań i Daniel
poleciał. Kiedy przebiegałam drugi raz przez metę i speaker po raz kolejny
wyczytał moje nazwisko, postanowiłam, że zrobię wszystko, aby przypomnieć sobie
smak zwycięstwa sprzed 3 lat.
Wybiegając na trzecią pętlę spotkałam finiszowego
prezesa – Tomka, miał on już przed sobą tylko zbieg ulicą Krzywą, rundkę po
centrum i podbieg przed samą metą. Był na trzeciej pozycji. Wiedziałam, że już
na podium będzie zielony akcent. To
dodatkowo mnie motywowało.
Odwróciłam się, by zobaczyć czy moja pozycja jest
zagrożona. W odległości jakiś 50 metrów było 2 biegaczy, obaj mężczyźni.
Uspokoiło mnie to. Już śmiało leciałam w kierunku mety. Dogonił mnie jeszcze
jeden z tych, którzy nie tak dawno był za mną. Okazało się, że to 16-letni
debiutant. Chwilę
porozmawialiśmy, już nawet pogratulowaliśmy sobie wyników, by po chwili minąć
linię mety!
Moje szczęście było ogroooomne!!! W życiu nie spodziewałam się, że
mogę wygrać, a taki sukces dodatkowo motywuje do dalszej pracy. Stanąć trzy razy na najwyższym
stopniu podium to przecudowne uczucie. Ten dzień
zdecydowanie należał do Finiszowców, bo zwycięzcą całego Grand Prix Warmii i
Mazur został nie kto inny jak nasz prezes. Finisz
Morąg najlepszą drużyną na świecie!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz