Był sobotni wieczór. Siedziałem lekko rozbity w fotelu. Po wczorajszej wizycie w Fizjolabie ciągle dokuczał mi ból w prawej nodze. Co najmniej trzy plany na sobotni trening nie wypaliły. Zacząłem rozmyślać czy nie lepiej będzie odpuścić. Powiedziałem to Pati, że chyba dzisiaj zostanę w domu. I wtedy usłyszałem - "Jak chcesz to mogę z Tobą wyjść na rowerze na taki krótszy trening".
Nie byliśmy razem na treningu od... nawet nie będę zgadywał ani sprawdzał starych zapisków gdzieś w dzienniczkach. Kilka lat na pewno!
Takiej okazji nie mogłem przegapić. Szybko wskoczyłem w strój biegowy. Przygotowałem rower dla żonki i czekałem pod domem. Mieszko został z babcią - możemy ruszać.
Trasę wybrałem też nie byle jaką. Chciałem abyśmy polecieli z Pępowa przez Małkowo do Żukowa i dalej do domu. Dotychczas tylko raz mierzyłem się z tą trasą i wiedziałem, że to co ją wyróżnia to malownicze, piękne widoki na Kaszuby.
Pierwsze kilometry nie należały do specjalnie przyjemnych. Pośladek faktycznie dawał się mocno we znaki. Jednak nie było to dla mnie wielkim zaskoczeniem. Mateusz ostrzegł mnie w piątek, że może się tak dziać.
Aczkolwiek co tam dupa - znowu trenowałem z żoną u boku! Tylko to się liczyło. Nie zraził mnie nawet fakt, że przez pierwsze trzy kilometry wiał cholerny wmordęwind i głównie napieraliśmy pod górę. Mi to nie przeszkadzało, choć Pati rzuciła w moją stronę klasyczne - "Nigdy więcej" :)
Wszystko jednak wynagrodziły nam widoki po przekroczeniu krajowej 20. Małkowo i okolice są naprawdę piękne! Równie malownicza jest trasa między Małkowem a Żukowem. Niby niedaleko domu, a trochę tak jakbyśmy się przenieśli w zupełni inną okolicę. Bieganie pośród krów? Nie pamiętam kiedy ostatnio coś takiego miało miejsce :)
Nim się obejrzeliśmy - byliśmy już w Żukowie. Do miasta wbiegliśmy od strony kościoła w którym nie tak dawno braliśmy ślub. W pierwszej chwili wydawało mi się, że było to 13 miesięcy temu. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że tych miesięcy minęło już 25... Czas leci niesamowicie szybko. Prawie tak szybko jak kilometry na naszym treningu. Dopiero co ruszaliśmy, a w nogach była już ósemka.
Przed sobą mieliśmy już tylko powrót do domu najkrótszą trasą - nową ścieżką rowerową. Miło było popatrzeć jak wiele osób korzysta z tej nowej ścieżki. Gołym okiem widać, że coraz więcej ludzi ma zajawkę na sport. I to już nie dotyczy tylko dużych miast. Oby tak dalej.
Nim się obejrzeliśmy - byliśmy już pod domem. Dyszka minęła jak z bicza strzelił. Ale jakby mogło być inaczej - z ukochaną żoną u boku żaden dystans się nie dłuży. Mam nadzieję, że na kolejny wspólny trening nie będę musiał czekać kilka lat :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz