Na skróty

29 marca 2013

Szalone eksperymenty Małego


   Regeneracja - dzień 4. Wciąż wypoczywam i próbuję doprowadzić nogę do pełnej sprawności. Co ciekawe kontuzji łydki, która obecnie mnie dopadła, nabawiłem się w swoich najdroższych, najbardziej wyszukanych Brooksach. Te buty to miał być prawdziwy diament w mojej kolekcji, a tymczasem niemal każda próba trenowania w nich obija się negatywnie na moim zdrowie. Najpierw były problemy ze stopą, teraz ta łydka. A przecież to naprawdę świetne buty. Tyle, że chyba nie dla mnie.
   Wczoraj wpadłem na, wydawać by się mogło, szalony pomysł. Otóż otrzymałem w końcu swoje Adidasy i zdecydowałem, że wykorzystam je podczas czwartkowego, spokojnego biegu. Decyzja dość ryzykowna biorąc pod uwagę, że buty był nowe, niedopasowane jeszcze do stopy, a ja, jakby na to nie patrzeć, walczę z kontuzją łydki i powinienem raczej korzystać ze sprawdzonego obuwia.
   Jeżeli chodzi o trasę to już dzień wcześniej postanowiłem, że w czwartek wyruszę na nieatestowany, aczkolwiek liczący około 21 kilometrów i 97 metrów "szlak" - Chełm - Pępowo. Spośród kilku wariantów wybrałem ten prowadzący przez Karczemki i Czaple. To chyba moja ulubiona opcja. 
Kanapki i jajka czy może coś innego na śniadanie?
   Chcąc zrobić Patrycji niespodziankę, i nie będąc do końca pewnym czy ona nie wpadnie na taki sam pomysł, musiałem wyruszyć nieco wcześniej niż normalnie. W związku z tym, już około godziny 6:30 stałem pod blokiem obuty w czarne "Adasie" oznaczone jako Supernova Glide 5. Nie ukrywam, że byłem pełen obaw. Tym bardziej, że już po starcie czułem delikatnie łydkę. Nie był to jeszcze dyskomfort, ale jednak "coś" (z perspektywy czasu zastanawiam się ile było w tym winy samej łydki, a ile głowy, która chcąc odczuwać problemy po prostu je odczuwała).
   Pierwszy kilometr zajął mi 4:48. Znowu to samo, znowu zaczynam szybko. A miałem odpoczywać. Byłem jednak nieco usprawiedliwiony. Im później bowiem skończyłbym bieg tym większe były szanse, że nie zastanę już Pati w domu. Drugi tysiączek poleciałem w 4:40, a wylatując z Chełmu osiągnąłem nawet 4:37, co jak się później okazało było drugim wynikiem tego dnia. 
   Do Jasienia, mimo, że profil trasy był dość wymagający, biegłem utrzymując tempo około 4:45/km. Stamtąd, przedzierając się w okolicy obwodnicy miałem okazję pokonać kilka kilometrów... po śniegu. Nie wiem jak wpływają ekrany akustyczne na poziom hałasu, ale pozostałości po zimie konserwują wręcz wybornie. 
   Dalsza część drogi była już zdecydowanie łatwiejsza. Nie dość, że trasa się wyraźnie spłaszczyła to jeszcze przez 90% miałem pod nogami czarny, suchy asfalt. Jedynie miejscami zmuszony byłem pomykać po lodzie, bądź śniegu.
Wczoraj się zastanawiałem czy zima odeszła definitywnie...
... dzisiaj już wiem - NIE!
   Ostatecznie osiągnąłem cel w czasie 1:39:33. Pokonany dystans wyniósł 21 kilometrów i 137 metrów, a więc kilka metrów więcej niż dystans półmaratonu. Co ciekawe rok temu debiutując w Poznaniu w połówce osiągnąłem wynik 1:40:34 i kosztowało mnie to na pewno więcej siły niż ten czwartkowy bieg. Tak więc z całą pewnością mogę powiedzieć, że w porównaniu do ubiegłego roku moja forma wzrosła. Osiągnąłem średnie tempo 4:43/km. Pati zwróciła mi uwagę na jedną rzecz, na coś z czego generalnie ja też zdawałem sobie sprawę, jednak czasem tak jest, że jeżeli coś nie zostanie wypowiedziane na głos to się tego nie dopuszcza do siebie. Chodzi o to, że... muszę zwolnic! Fajnie notuje się takie czasy przy niskim tętnie i bez żadnego wysiłku, ale to może oznaczać, że wykres mojej sportowej formy osiągnął już górne granice możliwości, a start docelowy dopiero za miesiąc. Dlatego muszę zrobić wszystko, żeby właśnie na Kraków przypadł szczyt moich obecnych, sportowych możliwości.
   No i na koniec muszę dodać jeszcze jedną, kto wie czy nie najważniejszą, rzecz. Otóż skończyłem trening bez żadnych problemów z łydką! Z każdym kolejnym kilometrem czekałem aż znowu poczuję ucisk, jaki dopadał mnie we wtorek i środę. Tym razem jednak się nie doczekałem. Ok nie jest to jeszcze w 100% zaleczona kontuzja, ale jest coraz lepiej! Ile w tym zasługi obuwia, a ile autosugestii? Nie mam zielonego pojęcia. Ale czy ma to jakiekolwiek znaczenie? Ważne, że jest coraz lepiej!

1 komentarz:

  1. Heloł! To moje śniadanko ;)
    A po osobistym oglądaniu przyznaję, że buty eleganckie ;]

    OdpowiedzUsuń