Na skróty

30 czerwca 2014

100 minut rozmienione - relacja z II Półmaratonu Żarnowieckiego

   Czymanowo znane jest przede wszystkim z mieszczącej tam elektrowni wodnej. Można by rzecz, że jest to miejscowość bogata w energię. Nie powinno więc nikogo dziwić, że energii nie brakuje również organizatorom biegu, którego start i metę zlokalizowano właśnie w Czymanowie. Mowa oczywiście o Półmaratonie Żarnowieckim.
   W tym roku obywała się II edycja tej imprezy. Trzeba szczerze powiedzieć, że przed rokiem organizatorzy wysoko zawiesili sobie poprzeczkę (Wysoko zawieszona poprzeczka - I Półmaraton Żarnowiecki) i teraz musieli wyjątkowo się postarać, żeby utrzymać ten poziom. 

Półmaraton z perspektywy kibica - fotorelacja z II Półmaratonu Wyspy Sobieszewskiej

   W tym roku, tak jak w ubiegłym, w czasie jednego weekendu odbywały się dwa półmaratony. W sobotę można było pokonać 21 kilometrów na Wyspie Sobieszewskiej. Dzień później ten sam dystans można było przebiec wokół Jeziora Żarnowieckiego. Dwanaście miesięcy temu wziąłem udział w obu imprezach. Teraz natomiast wolałem skupić się na jednym biegu. Jeżeli ktoś czytał moje relacje to wie, że z wyborem nie miałem problemu - ponownie zamierzałem obiec jezioro. Jednak pojawiłem się też w Sobieszewie, gdzie miała pobiec moja siostra.
   Start tego biegu przewidziano na godzinę 16:00. Trochę byłem zdziwiony, że zawodnicy pobiegną znowu tą samą trasą co przed rokiem. Wtedy organizatorzy obiecywali, że następna edycja będzie prowadziła głównymi drogami po asfalcie.
   Ustawiliśmy się z Patrycją pod koniec 1. kilometra i czekaliśmy na start. W końcu około 16:13 pojawili się biegacze. W tym roku było ich niemal dwa razy mniej niż podczas I PWS.

27 czerwca 2014

Bez biegania, lecz aktywnie

   Piątek - chyba najbardziej problematyczny dzień w całym tygodniu. W pozostałe sześć dni nie mam problemu - poniedziałki są wolne, a w każdy inny dzień biegam. A w piątek? No właśnie ciężko jednoznacznie określić. Przez pierwsze 2 lata mojej przygody z bieganiem piątki miałem wolne. Nawet przygotowując się do złamania trójki w Krakowie trenowałem 5 razy w tygodniu. Później jednak dorzuciłem 6. dzień. I tak latałem aż do momentu kontuzji, czyli do lutego. Do treningów wróciłem już dawno, ale co z tym piątkiem jeszcze nie postanowiłem definitywnie. Póki co trzymam się zasady, że jak nie mam ochoty, jestem obolały to odpuszczam. W przypadku kiedy mnie nosi - idę pobiegać.

26 czerwca 2014

Choćby na łokciach, byle do celu, czyli zwiedzam Kaszuby

   Prawdę mówiąc w ostatnich dniach byłem w nieco gorszej formie. I to zarówno fizycznej jak i psychicznej. Byłem po prostu rozbity. Nic mi się nie chciało, a już na pewno nie miałem ochoty na bieganie. Założenie biegowych butów to ostatnia rzecz na świecie jaką chciałbym zrobić. Wiedziałem, że po ostatnich dniach bieg na pewno nie będzie przyjemny. 
   Jednak co gorsze - zdawałem sobie również sprawę, że im dłużej będę zwlekał z wyjściem z domu tym będzie gorzej. We wtorek jeszcze "wziąłem wolne". Za to w środę postanowiłem, że choćby nie wiem co to pójdę polatać. 
   Jak zaplanowałem tak zrobiłem. Zjadłem owsiankę i 3 godziny później wybiegłem z domu. Umówiłem się, że Mała będzie mi towarzyszyć na rowerze. Bieg planowałem skończyć albo w domu albo u Patrycji pod pracą - w zależności od czasu i chęci.
 

25 czerwca 2014

Nocny (ultra)półmaraton po gdańskich pagórkach

   Ta niedziela miała być inna. Tym razem miało zabraknąć długiego wybiegania. Chciałem biegać nie więcej niż 10 kilometrów. Od strony teoretycznej wszystko było jasne i proste. Jednak od strony praktycznej już tak klarownie nie było. Wyjechałem do domu, odpuściłem poranne bieganie, wyskoczyłem na basen i saunę. Czułem się po tym naprawdę rewelacyjnie. Na tyle rewelacyjnie, że zadzwoniłem do Małej i zaproponowałem jej nocne bieganie. Nie zakładaliśmy żadnego konkretnego dystansu. Chcieliśmy po prostu spędzić noc w biegu.

20 czerwca 2014

Rekonesans (prawdopodobnej) trasy Półmaratonu Gdańskiego

   Jakiś czas temu trafiłem na profil na FB o nazwie "Półmaraton Gdańsk". Nie ukrywam, że mocno mnie to zainteresowało. Zacząłem wyszukiwać informacji na ten temat. I wygląda na to, że faktycznie - w Gdańsku odbędzie się bieg na dystansie 21 kilometrów i 97 metrów. Natrafiłem również na niepotwierdzoną (przynajmniej na razie) trasę tego biegu.
   Jednak nie czekając na jej potwierdzenie postanowiłem bliżej się jej przyjrzeć. A mówiąc wprost - przebiec się nią. Oczywiście nie całą - ciągle stawiam przede wszystkim na odpoczynek. Wybrałem sobie więc 7-kilometrowy fragment w pobliżu domu i ruszyłem.
   Mój pierwszy kilometr to mniej więcej odcinek od 16,5. do 17,5. kilometra trasy półmaratonu. Fajna szeroka jezdnia. Do tego profil prowadzący lekko w dół. Ten fragment minął mi strasznie szybko.

19 czerwca 2014

Dwie cholernie przyjemne dyszki

   Ostatnie dwa dni były niezwykle udane, szczególnie patrząc na nie z biegowej perspektywy.  Ciągle biegam, tak jak założyłem, nie więcej niż 10 kilometrów. To co się zmieniło to przede wszystkim - pozbyłem się uciążliwego bólu w pachwinie. I to w jak banalny sposób. Otóż sprzątając znalazłem tubkę po maści, którą używałem podczas rehabilitacji. Już miałem ją wyrzucić, ale okazało się, że coś jeszcze zostało. Była to maść przeciwzapalna i przeciwbólowa - pomyślałem więc, że mogą ją wetrzeć w tą pachwinę. Jeszcze tego samego dnia sytuacja się nieco poprawiła. Po powtórzeniu zabiegu dnia kolejnego praktycznie nic nie czułem. I w takim właśnie stanie wyszedłem na trening.
   Fantastyczny humor miałem już od początku. Zresztą kto by nie miał. Nic nie bolało, słońce przyjemnie grzało, wiał lekki wiatr a ja mknąłem wzdłuż morza. 

17 czerwca 2014

Bieg a'la Janek Ziobro

   Tak - luz w... zresztą wiadomo gdzie, czułem dzisiaj od samego początku treningu. Chociaż nie! Pierwsze 300 metrów aż tak przyjemne nie było. Zdążyłem nawet pomyśleć, że ten trening może być do bani. A przecież naprawdę miałem ochotę dzisiaj pobiegać. Zresztą jak (niemal) zawsze po dniu odpoczynku. 
   Mała miała dość napięty plan dnia, dlatego przyjechała na rowerze i już z drogi dzwoniła, że mam być gotowy, bo od razu ruszamy. Jak tylko odstawiliśmy jej pojazd ruszyliśmy na wyznaczoną wcześniej przeze mnie trasę. Dzisiaj wyjątkowo (biorąc pod uwagę, że nie planowałem przebiec więcej niż 10 kilometrów) na nogi wciągnąłem CompresSport R2. Po ostatnim treningu naciągnąłem sobie mięsień pod łydką i pomyślałem, że opaski mogą pomóc. W każdym bądź razie na pewno nie mogły zaszkodzić.

15 czerwca 2014

Snickers... i biegniesz dalej

   Po sobotniej rześkiej dyszce w niedzielę planowałem nieco wydłużyć dystans oraz zwolnić. Oj tak - musiałem zwolnić. Dlaczego? Bo wolniej oznacza przyjemniej. A dlaczego więcej kilometrów? Bo chciałem tej przyjemności jak najwięcej. Szkoda tylko, że nie do końca sprawdziły się moje założenia...
   Po kilku dniach przerwy znowu miałem polatać z Małą. Umówiliśmy się, że spotkamy się w połowie drogi między naszymi domami. Zanim jednak zostawiłem żonę samą wyznaczyłem wstępną trasę dzisiejszego treningu. Wiadomo, że w trakcie biegu może się sporo zmienić, ale mimo to chciałem mieć jakiś zarys. Tak na wszelki wypadek, żebyśmy nie zapuścili się zbyt daleko i moja małżonka mogła w razie czego nas zlokalizować.

14 czerwca 2014

Płaska dycha na własnym podwórku - relacja z Biegu do źródeł

   Dystans 10 kilometrów. Fajna, płaska trasa. A to wszystko oddalone od domu o... kilkaset metrów. Czy można chcieć czegoś więcej? W Gdańsku, poza parkrunem, ścigałem się tylko raz - na Półmaratonie Wyspy Sobieszewskiej. Tyle, że wtedy na start i tak musiałem jechać kilkadziesiąt kilometrów. A teraz, w końcu mogłem zaliczyć dychę na własnym podwórku.Przecież po nadmorskich alejkach biegam na co dzień. 
   Niewiele brakowało, a zrezygnowałbym z tego biegu. Jeszcze tydzień temu, kiedy schodziłem z trasy ultramaratonu z cholernym bólem nogi, byłem pewien że nie dam rady. Moje myśli nie zmieniły się też przez kolejne 2 doby. Dopiero kiedy wyszedłem we wtorek na krótki rozruch pomyślałem, że może jednak dam radę przetruchtać tą dyszkę. Im bliżej biegu tym większej pewności nabierałem, że stawię się na starcie. W piątek zrobiłem sobie wolne i byłem gotowy na sobotnią imprezę.

11 czerwca 2014

Spokojny powrót po ultra wyskoku

   Póki co swój udział w ultramaratonie traktuję jako jednorazowy wyskok. Była to niesamowita przygoda, ale pora wrócić na ziemię. Ze Szczecina zamiast pamiątkowego zdjęcia z mety przywiozłem kontuzję. I właśnie z jej powodu oraz przez obolałe mięśnie nie myślę jeszcze o powrocie do treningów pełną parą. Jednak nie odpuszczam całkowicie biegania. Problemy z nogą nie wydają się bardzo poważne. A wiem, że w moim przypadku całkowite zawieszenie treningów nigdy dobrze się nie kończy ;)
   Niedzielę miałem wolną. Zresztą o bieganiu nie było w ogóle mowy. Po pierwsze miałem problemy z chodzeniem. Ostatnio dowiedziałem się, że leniwiec porusza się w tempie 2 metry na minutę. No i podobnie to wyglądało u mnie. Po drugie cholernie chciało mi się spać. Każdą wolną godzinę wykorzystywałem na spanie. Chyba trzykrotnie uciąłem sobie drzemkę w trakcie dnia.

10 czerwca 2014

Ultra przygoda z obietnicą w tle - relacja z III ULTRAMARATONU SZCZECIN-KOŁOBRZEG

fot. Andrzej Jarmołowski
   Na początku chciałbym wspomnieć jak w ogóle doszło, że postanowiłem stanąć na starcie ultramaratonu. Po jakimś czasie, kiedy coraz trudniej poprawiać wyniki w biegach na 5, 10, 21 czy 42 kilometry, biegacze szukają czegoś innego. Część próbuje swych sił w triathlonie, część postanawia sprawdzić się w biegach górskich, a część po prostu wydłuża dystans. Jednak tak jak napisałem - najczęstszym powodem szukania nowych wrażeń jest uczucie, że w tym co się robiło do tej pory dotarło się już do granic możliwości. A ja nie uważam, że nic już nie poprawię w krótszych biegach. Moje wyniki na 5, 10 kilometrów są jak najbardziej do poprawienia. Tak samo zresztą jak te z połówki czy maratonu. Jedynym wymogiem jest ciężka praca i konsekwencja. Skąd więc pomysł, aby teraz pobiec ultra? Otóż jeszcze na studiach podjąłem postanowienie, że jeżeli uda mi się je skończyć to pobiegnę z Gdańska do Lidzbarka, a więc około 150 kilometrów. Studia skończyłem jesienią 2013 i na początku tego roku powiedziałem sobie, że w końcu nadszedł czas, aby dotrzymać danego sobie słowa.