Na skróty

21 lipca 2013

Międzynarodowy powrót "tęczówek"

eNBeki dały radę
   Ostatni trening, podczas którego skorzystałem z "tęczówek" od New Balance miał miejsce dokładnie tydzień temu. Na niedzielne wybieganie zabrałem ze sobą już Adidasy, później miałem drobne problemy z nogą, w związku z czym dalej latałem w Glide'ach. W ogóle muszę przyznać, że buty z trzema paskami na boku traktuję jak "najlepszy lek". Ilekroć coś mnie pobolewa niemalże zawsze zakładam Adidasy i ból przechodzi. Fakt - może w innych butach też by przeszedł. Ja jednak wolę wierzyć, że to właśnie dzięki tym "kapciom" wracam do zdrowia. Mam poczucie, że niezależnie co by się nie działo mam w zanadrzu asa :)
   Ale wróćmy do soboty i do eNBeków. Strasznie lubię te buty i mając w planach międzynarodowy trening, czyli kolejny bieg w stronę holenderskich równin, zdecydowałem iż obuję się właśnie w nie. 

   Jako, że w sobotę muszę być w pracy dopiero około 9, a sam trening miał być w ramach dojazdu (a w zasadzie to "dobiegu"), miałem nieco więcej czasu z rana. Czy oznacza to, że spałem dłużej? Nie - nawyk, przyzwyczajenie - po prostu uważam, że nie ma większego sensu zmuszanie się do snu.
48 minut i opuszczamy Niemcy
   Z Bad Bentheim wyruszyłem około 6:30 zabierając ze sobą jedynie najpotrzebniejsze rzeczy: telefon, pieniądze na śniadanie oraz... łyżeczkę i nóż :) Nie będę przecież jadł rękoma :) Oczywiście przed drogą nie zapomniałem o najważniejszym - kawa dla Ukochanej z dostawą do łóżka.
   Od samego początku czułem, że to będzie ekstra trening. Biegło mi się naprawdę przyjemnie. Nic nie bolało, nie odczuwałem braku mocy. Mówiąc inaczej - było tak jak być powinno zawsze.
   Po pierwszym kilometrze dostałem wiadomość od Gremlina, że mówiąc kolokwialnie - opierdzielam się. Tempo 4:49/km uważam za nieco zbyt komfortowe jak na codzienny trening.
   Jednak chyba za bardzo wziąłem to do siebie. O ile bowiem kolejny tysiączek poleciałem w 4:23, a następne trzy w 4:30, to już 7. odcinek zajął mi jedynie 4:15. Trzeba było zwolnić. Na szczęście to nie zawody i nie było z tym żadnego problemu. 
   Ostatnio zastanawiała mnie jedna rzecz - pocenie się. Wiele osób bowiem często narzeka, że strasznie się poci podczas biegania. Tymczasem ja biegając te swoje19stki, 20stki jestem praktycznie całkowicie suchy. Dopiero po kilkudziesięciu sekundach po treningu zalewa mnie pot. Jakieś zaburzenia? A może też tak ktoś z Was ma?
Kucyk mniejszy od psa? Cóż... :)
   A wracając do treningu to druga jego część, ta po holenderskiej stronie była już nieco spokojniejsza. Tempo oscylowało bliżej 4:40/km niż 4:30. Jednak sam bieg było od początku do końca niezmiennie przyjemny. W związku z tym, że zabrałem ze sobą telefon miałem okazję zrobić również kilka zdjęć.
   Swoje szuranie zakończyłem natomiast pod jednym z bardziej popularnych w okolicy supermarketów, gdzie nabyłem wszystkie niezbędne do przygotowania śniadania rzeczy. Według Gremlina pokonałem 20 kilometrów i 270 metrów ze średnią prędkością 13,21 km/h (4:33/km). Co ciekawe ponownie jednodniowa przerwa miała swoje odzwierciedlenie w tętnie. Tym razem średnia ilość uderzeń serca na minutę wyniosła 132.
   A w niedzielę (czyli de facto dzisiaj) pierwszy, wspólny, biegowo-rowerowy trening z Pati! Już nie mogę się doczekać! Za godzinę ruszamy :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz