Na skróty

12 listopada 2013

Na biegowym zakręcie

   Jest źle. Tak źle, że nie pamiętam aby kiedykolwiek było gorzej. Jeżeli przetrwam najbliższe dni, tygodnie i nie porzucę biegania to już chyba nigdy tego nie zrobię. Dzisiejszy trening to był koszmar. Jeszcze we wrześniu biegając w takim tempie uzyskiwałbym wartości tętna około 110-120. Dzisiaj zaś serce waliło jak oszalałe. Częstotliwość rzędu 140-150 uderzeń na minutę to była norma. Momentami sapałem i dyszałem jak lokomotywa. Tak bardzo w kość nie dał mi chyba nawet mój pierwszy trening, ten sprzed 2 lat, kiedy po raz pierwszy podniosłem tyłek z kanapy.

   Nie będę opisywał tego pseudotreningu wg utartego schematu. Bo i ten dzisiejszy bieg nie bardzo łapie się jakiekolwiek normy. Od wczoraj jestem na antybiotykach. Tak - nie jednym, ale kilku. Tak zalecił lekarz. Ten sam lekarz powiedział, że nie ma żadnych przeciwwskazań, żeby brać lekarstwa i biegać. Więc biegam. Staram się biegać. Ale łatwo nie jest. Mam tylko nadzieję, że owa kuracja przyniesie skutek i niedługo będę miał pełną kontrolę nad całą twarzą.
   Ponadto postanowiłem nieco się wysuszyć przed wiosennymi biegami. Po ostatnich dniach, kiedy moja dieta wołała o pomstę do nieba wracam na właściwe tory. Muszę, inaczej się nie da. Zaliczyłem w ostatnim czasie kilka treningów przy "niewłaściwym" odżywianiu i teraz już wiem, że sport i zdrowa dieta muszą iść w parze. Inaczej można się zamęczyć. Nie mówiąc już o braku radości z tego co się robi.
   Chęć zgubienia kilku kilogramów oraz planowana reorganizacja planu dnia sprawiły, że wracam do biegania na czczo. A więc do czegoś za czym nie przepadam. Ale trudno. Czasami trzeba i tak.
   Żeby jednak nie było aż tak bardzo pesymistycznie zauważyłem w tym wszystkim jeden pozytyw. Jaki? Otóż dzisiaj było już tak źle, że chyba gorzej już być nie może. Tak więc liczę na to, że jutro i podczas każdego kolejnego treningu będzie coraz lepiej. Wierzę w to!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz