Na skróty

6 marca 2014

Biegowy poranek we dwoje

   To, że wstaję o 3:45, śniadanie jem o 4, a na trening wychodzę chwilę po 5, przestało już kogokolwiek dziwić. Jednak tym razem miałem diaboliczny plan - postanowiłem na trening wyciągnąć ze sobą Pati! Najprzyjemniejsze treningi jakie miałem do tej pory, to nasze wspólne, niedzielne wycieczki biegowe, kiedy to Ukochana towarzyszyła mi na dwóch kółkach. Co prawda na takie wybieganie zwykle wychodziliśmy "nieco później" niż o 5. Jednak skoro z powodu kontuzji, w ostatnią sobotę musieliśmy zrezygnować ze wspólnego treningu, postanowiłem to nadrobić w tygodniu. 

   We wtorek wieczorem Pati w reakcji na moją propozycję powiedziała tylko, że "z chęcią, ale nie obiecuje, że rano (moje rano:) ) będzie miała podobne zdanie". Kiedy o 4:30 zadzwonił jej budzik to ja poprosiłem, żeby jeszcze poszła spać. Jednak nic z tego. Wstała ubrała się i mogliśmy ruszać.
   Wciąż bałem się nieco o łydkę. W końcu kilka dni temu nie mogłem normalnie chodzić, a teraz zamierzałem przebiec jakieś 14 kilometrów. Moje obawy jednak okazały się niepotrzebne. Łydka ani razu nie dała o sobie znać. Może w końcówce czułem lekki ucisk. Jednak nie był to ani dyskomfort ani tym bardziej ból.
   Kolejne kilometry upływały nam na rozmowie i jedyne co mnie nie niepokoiło to biodro. Znowu to cholerne biodro. Pati zwróciła mi nawet uwagę, że powłóczę nogą. Samemu ciężko było dostrzec błędy postawy. Co kilka kilometrów musiałem się zatrzymywać, aby rozciągnąć nieco mięśnie wokół biodra. Kiedy dotykałem je, w miejscu panewki stawu biodrowego czułem jak ból promieniuje po sam piszczel. Chyba jednak nie obejdzie się bez wizyty u lekarza. To jednak dopiero po powrocie do kraju. Tak więc przez najbliższe kilka tygodni będę "leczył się" domowymi sposobami. 
   Wracając do wspólnego treningu, to niezwykle fajnie było odwiedzić miejsca, gdzie tylko razy razem lataliśmy. Minęliśmy piekarnię, w której kupowaliśmy po kawałku ciasta, w ramach pobiegowej nagrody. Przelecieliśmy obok stacji, na którą wpadaliśmy co niedzielę na lody. Na 7. zbliżyliśmy się też do górki, która swego czasu dała nam mocno popalić. Przyjemnie było to powspominać. 
   A już w niedzielę kolejna okazja do wspólnego biegu! Jeżeli tylko zdrowie pozwoli, to zafundujemy sobie kolejną super wycieczkę biegową! W końcu wspólne wybieganie na koniec tygodnia, to coś, co pozwala mi znieść trudy codziennych treningów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz