Na skróty

23 listopada 2019

Gravelondo to Gravelondo - relacja z Gravelondo #6 19/20

Fot. Rafał R.
   Niby wiem, że nie zaczyna się zdania od "ale" jednak w tym wypadku inaczej nie mogę. ALE byłem cholernie nakręcony na dzisiejsze Gravelondo. Nie zrozumcie mnie źle - jeździłem w ostatnim czasie normalnie. W zasadzie nawet więcej niż zazwyczaj. Mamy 23 dzień listopada, a ja już nakręciłem więcej kilometrów niż przez cały październik. Startowałem też w zawodach, więc nie brakowało mi rywalizacji. Jednak Gravelondo to Gravelondo. Przyjeżdżasz do Michała, nalewasz sobie kawę, pijesz, plotkujesz, a jednocześnie wiesz, że za chwilę będzie taki ogień, że ciężko będzie złapać oddech. Tempo choć piekielne (przynajmniej dla mnie) to nie będzie narzucane przez anonimowego gościa, a przez jednego z Twoich kompanów. To jeszcze bardziej motywuje to dania z siebie maksa.
   Niby wszystko przygotowałem na tip top, jednak nie przewidziałem, że córa obudzi mi się wcześniej i po chwili zabawy zaśnie wtulona we mnie. 5... 10... 15... minut opóźnienia. W końcu postanowiłem spróbować się wydostać z łóżka. Sukces! O śniadaniu już nie było nawet co myśleć, ale szansa, że się nie spóźnię byłą realna.
Fot. Paweł K.
   Udało się - pod Drop Bikes pojawiłem się chwilę po 9 i po chwili już sączyłem kawę. Czekała nas pierwsza w tym roku jazda na mrozie. Na termometrze -2, odczuwalna -7. Innymi słowy - bajka :) Przecież chcąc bawić się w zimowe jeżdżenie nie można oczekiwać +15 i słońca - na to przyjdzie czas wiosną na szosie.
   Punktualnie 9:30 ruszyliśmy na trasę w grupie średnio zaawansowanej pod przywództwem Pawła i Rafała. Było całkiem żwawo, ale też nie można tego było nazwać jazda "do odcięcia". Konkretny przelot i tyle.
   Jednak cholernie zdziwiłem się kiedy na 8. kilometrze, na czele naszej grupy zobaczyłem Arka, który miał rozprowadzać najszybszą ekipę. Rozejrzałem się dookoła - był też już z nami Szymon. Aczkolwiek reszta ekipy bez zmian.
   Tyle tylko, że w momencie jak Arek dołączył do Pawła na czele grupy tętno wzrosło. Wiedziałem, że o odpoczynek nie będzie wcale już tak łatwo. Aczkolwiek również się pod nosem ucieszyłem. Chciałem się dzisiaj ujechać i oto dostałem do tego idealną sposobność. Po którymś z kolei podjeździe głowa zaczęła podsuwać wizję skończenia przelotu w pojedynkę, zerwania się w Tokarach czy w jakikolwiek inny sposób skończenia jazdy z ekipą. Już wiedziałem, że jest dobrze!
   Nie zamierzałem odpuszczać. Nie dzisiaj. Chociaż przez większą część przelotu trzymał się u kogoś na kole to jak trzeba było to pojawiałem się także na czele. Brakuje mi jeszcze do chłopaków, ale tyle ile mogłem tyle z siebie dałem. A najlepszym potwierdzeniem tego były skurcze, które nie pozwoliły już powalczyć na ostatnim podjeździe na Osowie.
   Jadąc dzisiaj na ustawkę plan był prosty - ujechać się. Czy się udało? W 100%. Oby więcej takich ustawek. Za tydzień Bodzio zapowiedział nową trasę i czuję w łydkach, że podjazd pod Łężyce będzie grany ;)

2 komentarze:

  1. Nie zaczyna się od więc :) ... ok czytam dalej

    OdpowiedzUsuń
  2. According to Stanford Medical, It is in fact the ONLY reason women in this country get to live 10 years more and weigh 42 pounds lighter than us.

    (And really, it has totally NOTHING to do with genetics or some secret-exercise and absolutely EVERYTHING related to "HOW" they eat.)

    P.S, I said "HOW", not "WHAT"...

    CLICK on this link to determine if this short questionnaire can help you discover your real weight loss possibility

    OdpowiedzUsuń