Dokładnie 77 dni minęło od ostatniego biegania po gdańskich ścieżkach. Biegając po Zaspie 26. września nie przypuszczałem, że tyle czasu upłynie do kolejnego szurania. Jednak po powrocie z Berlina zdrowie było najważniejsze. Choć jeszcze nie wszystko jest ok, to wydaje się (odpukać), że jestem na dobrej drodze.
Od dwóch tygodni, poza pływaniem, zacząłem także truchtać na bieżni. Nie miało to żadnego negatywnego wpływu na nogę. Po bieganiu rozciągało się o wiele lepiej rozgrzane mięśnie. Dlatego dzisiaj postanowiłem zrobić kolejny krok w stronę swojego powrotu. W końcu wyszedłem pobiegać nadmorskimi alejkami.
Pakując się rano na trening wrzuciłem do torby krótkie spodenki i koszulkę z myślą o bieżni. Jednak kiedy popatrzyłem na leginsy i bluzę, pomyślałem - Kurna, czemu nie?. Szybka zmiana sprzętu i po zameldowaniu się w klubie, wrzuciłem tylko rzeczy do szafki i poleciałem.
Najlepszy po treningu :) |
Znowu miałem na ręce Gremlina, pod cyckami pasek HR, a na głowie czapkę. Znowu przeskakiwałem z nogi na nogę telepiąc się z zimna i czekając na sygnał satelitów. Ależ było zajebiście! Jeszcze chwila, JEST, ruszam!
Już od pierwszych kroków było ekstra. Lekko (albo i nie lekko) zadyszany, zgrzany i zlany potem, ale przede wszystkim cholernie szczęśliwy. Tym razem nie musiałem czekać na zastrzyk endorfin, aż do końca biegu. Dzisiaj endorfiny buzowały od samego początku.
W ostatnich tygodniach tempo kontrolowała za mnie maszyna i to było dzisiaj odczuwalne. Biegłem trochę za szybko, jednak nie miał to dzisiaj znaczenia. Ja znowu biegałem! Co za różnica jak wolno, czy jak szybko. Biegałem - to się liczy.
Bardzo nie chcę z niczym przesadzić, dlatego dość szybko musiałem przerwać to sielankowe szuranie. Zrobiłem nieco ponad 5,5 kilometra i wróciłem do klubu. Nigdy nie przypuszczałem, że kiedyś moje trening będą wyglądały tak, że przez pół godziny biegam i przez godzinę się rozciągam. Ale tak właśnie teraz jest!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz