Z biegowego punktu widzenia - mijający rok był krokiem w tył. Patrząc na swoje wyniki, przebiegi, prędkości mogę nawet stwierdzić, że był to bardzo duży krok w tył. Pozwolił mi jednak na wiele spraw spojrzeć z całkiem innej perspektywy.
Rok 2013 zakończyłem życiówką w maratonie. Mało brakowało, a całkiem przypadkowo, w ostatnim starcie 2013 roku, poprawił bym także wynik w półmaratonie. Wszystko układało się po mojej myśli. Już wtedy pojawiły się pierwsze zwiastuny problemów. Ale byłem na fali, "świat należał do mnie". Z optymizmem patrzyłem w przyszłość. Szybko zaplanowałem główne starty - maratony w Łodzi i Berlinie, połówki w Warszawie.

Było ok, aż tu nagle trach. Pojawiły się problemy z biodrem, leki i maści przeciwbólowe już nie dawały sobie rady. Zacząłem odpuszczać.
Pod koniec lutego zawiesiłem po raz pierwszy treningi w związku z bólem akurat łydki. Jednak już kilkanaście dni później to już biodro było głównym problemem. I to właśnie przez nie przez cały marzec udało mi się wyjść zaledwie 11 razy.

Niemniej ciągle lekceważyłem biodro. Byłem niby u jednego czy dwóch lekarzy, ale nic nie wynikło z tych wizyt. Ból nie był ogromny, mogłem biegać to biegałem. W kwietniu też pokonałem dość spontanicznie 75 kilometrów z grupą znajomych. Cały czas olewałem rozciąganie. Kilka skłonów "na odwal" i to wszystko. Jak mogłem być taki głupi? Nie wiem.
W maju zacząłem nieco konkretniejsze treningi. Znowu wróciły biegi długie i rytmy - od 100 do 400 metrów. Maj zakończyłem "Biegiem Kawalerskim". Był to bieg, który zapamiętam do końca życia i który był najjaśniejszym punktem w moim dzienniczku treningowym w 2014 roku. Otóż biegłem... na własny ślub. Sam jeden, ubrany w koszulę leciałem z Gdańska do Pępowa.

Dokładnie 7 dni po biegu ultra stanąłem na starcie biegu na 10 kilometrów. Czas około 44 minut tym razem w pełni mnie zadowalał. Dwa tygodnie później uzyskałem 1:36:29 w półmaratonie nad Jeziorem Żarnowieckim. Równie dobrze biegło mi się w Kretowinach.
Po biegu jednak znowu odezwało się biodro. Kolejny tydzień wypadł. Ponownie wyjechałem do Niemiec i ponownie to właśnie tam miałem się przygotować do półmaratonu w Warszawie - 31.08. Do pewnego momentu szło nieźle. Miałem nadzieję, że uda mi się ponownie rozmienić 90 minut w stolicy. Niestety startu kontrolnego, na dychę, nie ukończyłem. Problemy z nogą powróciły.
Ostatecznie do Warszawy pojechałem, ale na planowany wynik nie miałem żadnej nadziei. Tym bardziej, że wtedy ciągle jeszcze ból potrafił wrócić. Udało mi się pobiegać jeszcze dwa tygodnie września i... kolejna przerwa. Wróciłem tydzień przed Berlinem. Już na przeciwbólach. W stolicy Niemiec pobiegłem z kamerą. Wziąłem ją chyba głównie po to, aby nie denerwować się na kiepski czas. Czas 3:40 był o blisko 45 minut gorszy od tego przed rokiem. Ale moja forma nie była bo nie mogła być nawet w małym stopniu zbliżona do tamtej.

W listopadzie do rozciągania dołączyłem pływanie. Z nogą było różnie - raz wydawało mi się, że już jest ok, a innego dnia miałem wrażenie, że jest gorzej niż na początku. Z każdym mijającym tygodniu poprawa była odczuwalna.

W 2014 rok niewątpliwie wykonałem duży krok w tył. Jednak być może bez tego kolejne kroki w przód nie byłyby możliwe. Pewnie po tych wszystkich przeżyciach już dawno rzuciłbym to całe bieganie w cholerę. Ale nie zrobiłem tego dzięki ogromnemu wsparciu moich bliskich. Cały czas mogłem liczyć na pomoc i wsparcie moich rodziców, siostry czy znajomych. Jednak prawdziwą ostoją była moja żona. Jak potrzebowałem dobrego słowa to je dostawałem, jak chciałem się przytulić to miałem do kogo, a jak trzeba było mnie zje***ć - też nie było z tym problemu :) Dziękuję Ci Skarbie i dziękuję wszystkim, na których mogłem polegać w tym mijającym, niezbyt dla mnie szczęśliwym (z biegowego punktu widzenia) 2014 roku.
Na koniec chciałbym życzyć Wam i sobie, aby ten zbliżający się rok 2015 był lepszym rokiem. Przede wszystkim niech nam wszystkim dopisuje zdrowie, bo jak jego nie zabraknie to o całą resztę powalczymy sami!
Szkoda że ta kontuzja się przypałętała, niestety u nas amatorów to dość częste bo nie mamy trenerów i fizjologów którzy nad nami czuwają... dlatego ja się najbardziej cieszę z tego że biegam zdrowo, nawet jak wyniki nie są olśniewające :)
OdpowiedzUsuńŻyczę żeby w 2015 żadne biodro czy noga się nie odzywały! No i może się zobaczymy na maratonie w Lęborku? Zawsze tam biegnę w lato - w końcu miasto rodzinne zobowiązuje :)
Cóż - grunt, że ten 2014 rok już za nami. Z optymizmem patrzę na 2015 i wierzę, że, jakkolwiek głupio to nie zabrzmi - ta kontuzja wyjdzie mi na zdrowie :) Kolejne doświadczenie :)
UsuńA co do biegu w Lęborku to jeżeli w tym roku w końcu będę w kraju (a na to się zanosi) to zapewne się zobaczymy :)
Pozdrawiam i wszystkiego dobrego życzę w nowym roku :)