Na skróty

7 marca 2013

Postęp boli, czyli powrót interwałów


Dzisiaj nie uśmiechałem się na myśl o treningu...
   Co to był za trening! Już dawno nie byłem, po treningu, taki skonany, zniszczony i... szczęśliwy. Ale nie ma co uprzedzać faktów. Zacznę więc od początku. Już jakiś czas temu postanowiłem, że czwartek będzie dniem poświęconym na ciężkie, szybkie treningi, a więc sesje interwałowe czy chociażby biegi ciągłe z dużą intensywnością. W tym tygodniu postawiłem na tą pierwszą opcję. Wczoraj znalazłem sobie idealną, płaską pętlę na Chełmie, na której bez problemu mogę realizować tego typu treningi. Niestety nie dane było mi jej jeszcze przetestować, bowiem po kolacji pojechałem do Pępowa. Zmiana trasy nie spowodowała jednakże zmiany planów treningowych. Rano, po wrzuceniu w siebie porcji owsianki, kiedy czytałem forum, natknąłem się na wątek, w którym ktoś zachwalał możliwości planowania treningów w Garminie. Kurczę nigdy z tego nie skorzystałem, a dzisiaj nadarzała się idealna, ku temu, okazja. Tak więc wziąłem swoją 305-tkę i przystąpiłem do działania. Zaplanowałem na początek 1 kilometr rozgrzewająco-wybudzający, następnie część właściwa, a więc tysiąc metrów mocno + 2 minuty truchtu. Część właściwą ustawiłem na 8 powtórzeń. Po chwili zastanowienia, zmieniłem 8 na... 16. O tym, jakie "faux-pas" popełniłem, miałem się dopiero przekonać.
... takiego gestu też próżno
było wyczekiwać...
   Około godziny 8 buziak na pożegnanie i wyruszyłem. Pierwszy kilometr tak jak zaplanowałem, spokojnie i bez ciśnienia, pokonałem w 4:43. Już podczas pierwszego tysiączka przeliczyłem sobie dystans i wychodziło mi, że aby zrealizować to co ustawiłem w zegarku musiałbym przebiec jakieś... 24 kilometry. 
   W tym momencie przystąpiłem do pierwszego mocnego akcentu. Zaczęło się łatwo dość długim zbiegiem, jednak jak nie trudno się domyśleć, na końcu zbiegu czekał podbieg. Interwały na pofałdowanym terenie wcale nie należą do łatwych. Ten pierwszy akcent zajął mi 3 minuty i 46 sekund i nie będę ukrywał, że już w tym momencie nie marzyłem o niczym innym jak o końcu tego treningu. A przede było jeszcze blisko 18 kilometrów biegu... Podczas 2 minut "aktywnej regeneracji" przeleciałem 359 metrów. Chcąc bym szczerym to były chyba najszybciej mijające 2 minuty w moim życiu. Kolejny tysiączek mogłem pokonać w końcu na płaskim terenie, na pustym chodniku. Czas - 3:44. Szkoda, że nie miałem podglądu po każdym kilometrze (ustawione było wyświetlanie tempa chwilowego, a to przeważnie jest mylące), wiedziałbym, że powinienem zwolnić. Następnym razem zaprogramuje sobie Gremlina nieco wcześniej niż chwilę przed wyjściem :) Po tym odcinku pomyślałem, że może na dzisiaj starczy tych interwałów i lepiej będzie jak taki trening przełożę na "innym razem". Jednak nic z tego. Dwie minuty przerwy i po raz kolejny przyspieszyłem. Tym razem zanotowałem czas 3:50. I uważam, że to właśnie było właściwe dla mnie tempo. A w uzyskaniu go wcale nie pomagał silny wiatr, który się akurat zerwał i był moim "towarzyszem" już do samego końca treningu. Czwarty, mocny akcent wypadł na drodze krajowej. W kilku miejscach musiałem zbiec na pobocze, jednakże te mimo, że nieco miękkie było względnie równe i czyste. Czas - 3 minuty i 51 sekund. Po kolejny 120 sekundach, odcinek 5. poleciałem w 3 minuty i 50 sekund. 
...zmęczenie było
większe niż po niejednych zawodach...
   Jednak zdecydowanie trudniejszy był odcinek numer 6. Tutaj musiałem pokonać kilkaset metrów... po lodzie. To jakim cudem udało mi się odnotować czas 3:51 jest dla mnie wielką niewiadomą :) Dwie minuty "odpoczynku" i po raz kolejny zmusiłem swoje nogi, serce i płuca do ciężkiej pracy. Tutaj najtrudniejszym momentem było wbiegnięcie na wiadukt nad obwodnicą. Jak go tylko zobaczyłem to pomyślałem, że najlepiej byłoby... zawrócić, wybiegać te 1000 metrów na Karczemkach, a obwodnicę pokonać dopiero podczas spokojnych 2 minut :) Może i tak by było najlepiej, ja jednak postanowiłem biec dalej. Za wiaduktem nie było lepiej. Fakt - płasko, ale otwarta przestrzeń niespecjalnie chroniła przed wiatrem. Ten, siódmy tysiączek, zajął mi 3 minuty i 55 sekund. A więc moja prędkość niebezpiecznie spadła. Nie chciałem jednak jeszcze kończyć tej sesji. Jeszcze chociaż jeden zryw. Tak więc, po 359 metrach, truchtu jeszcze raz, ten jeden ostatni, "spiąłem pośladki" i pognałem przed siebie. Zanotowałem czas 3:54 i na tym postanowiłem zakończyć tą część treningu.
... ale to po takich treningach satysfakcja
jest największa!
   Do domu miałem jeszcze 8 kilometrów jednak te pokonałem już spokojnym biegiem notując średnie tempo 4:57/km. Dopiero teraz, kiedy przejrzałem swoje treningi okazało się, że tak naprawdę nigdy jeszcze nie biegałem prawdziwych interwałów. Moje dotychczasowe "treningi interwałowe" polegały na przeplataniu szybkich kilometrów truchtem na dystansie... kilometra. A więc organizm się niemalże całkowicie regenerował, mimo, że nie powinien podczas tego typu treningu :) A nawet mimo to nigdy chyba nie pokonałem więcej niż 5-6 mocnych kilometrów podczas jednego treningu. Nie ukrywam, że nieco mnie ta informacja podniosła na duchu, bo w pierwszej nieco zwiesiłem głowę, kiedy przerwałem swoje interwały na gdańskim Jasieniu. Szybko też otworzyłem "biblię treningu biegowego", czyli książkę Jacka Danielsa, gdzie znalazłem informację, że takie mocne kilometry nie powinny stanowić więcej niż 8% tygodniowego kilometrażu oraz nie powinno ich być więcej niż 10. A więc może nie jest tak źle... :)

10 komentarzy:

  1. "Szybko też otworzyłem "biblię treningu biegowego", czyli książkę Jacka Danielsa," mówisz o tej książce http://www.innespacery.pl/nowosci/29-bieganie-metoda-danielsa.html ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, od niedawna śledzę Twój blog i mocno Ci kibicuję. Ja też biegam, też zaczęło się od chęci schudnięcia i też jestem z Gdańska :) Wszystko podobnie, tylko czasy mam...hmm..o jakąś minutę na km gorsze :( Ale do rzeczy... Chciałbym Cię zapytać, jako bardziej zaprawionego w bojach - pamiętasz w jakich butach na początku biegałeś? Tzn. czy były to już stricte biegowe buty, czy po prostu byle jakie adidasy? Ja biegam w takich zwykłych pumach, na które akurat w fashion house była promocja. Kupowałem je na siłownię, nie wiedziałem że będę w nich robił kiedyś 10-15 km. Biega się nawet ok, chociaż porównania nie mam. Jakie Ty masz doświadczenia z pierwszymi butami i pierwszej przesiadce na nowy/lepszy model? Będę wdzięczny za krótkie info w wolnej chwili

    OdpowiedzUsuń
  3. Na pierwszy trening o ile pamiętam wyszedłem w halówkach, ale już podczas drugiego biegu miałem na nogach Mizuno Wave Fortis 4. Te które widać na zdjęciu kilka postów niżej z masłem orzechowym :) Generalnie mówi się, że buty to podstawa, że amortyzacja i w ogóle, ale np. po przeczytaniu książki "Urodzeni biegacze" można wysnuć wnioski, że najlepiej biegać boso :)
    Także ja biegam w butach z amortyzacją i takie też Tobie polecam, ale wiedz, że niektórzy wolą biegać bez amortyzacji i jeśli się nie mylę to nie ma dokładnych badań mówiących o tym, że dzięki butom z amortyzacją nie odniesiemy kontuzji, które odnieślibyśmy biegając bez niej :)

    Pozdrawiam i powodzenia na biegowych szlakach :) Jeżeli też jesteś z Gdańska to na pewno się gdzieś spotkamy, jak nie na treningu to na zawodach :)

    OdpowiedzUsuń
  4. dzięki za szybką odpowiedź. Zastanawia mnie to właśnie, bo zaczynam kompletować osprzęt dedykowany do biegania i waham się czy zacząć od butów, czy od bluzy i kurtki do biegania. Ciekawi mnie, czy odczuję zmianę butów notując lepsze czasy. Mieszkam na Kowalach, często biegam przy zbiorniku retencyjnym na osiedlu 5 wzgórz( http://www.youtube.com/watch?v=0P95QGP0kX8 ) Mam nadzieję, że na zawodach się spotkamy, bo w tym roku planuję debiut.

    OdpowiedzUsuń
  5. W takim razie polecam zacząć od butów. Bluza, a już tym bardziej kurtka i tak zaraz pójdą w odstawkę - lata idzie. A buty niezależnie od temperatury się przydadzą :) Przez Kowale też parę razy biegałem :) Aczkolwiek to już jakiś czas temu było. Co do zawodów to po debiucie bieganie spodoba Ci się kilka razy bardziej :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Przepraszam że Cię tak męczę, ale jeszcze zapytam o kupno samych butów - na początek jakiś sklep typu biegosfera, czy decathlon i przymiarka na spokojnie wystarczy? W takiej biegosferze ciężko kupić but poniżej 450-500 zł :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja prawie wszystkie swoje buty kupiłem w Decathlonie. I tutaj Cię zaskoczę, bo jeżeli zapytasz to ktoś z obsługi może wsadzić Cię na bieżnię albo może podłączyć specjalne urządzenie (nazwy nie pamiętam), następnie każe Ci się przebiec i będziesz wiedział jaki masz typ stopy. A buty znajdziesz do 200zł spokojnie :)

      Usuń
  7. Dzięki za pomoc i rady. Mam nadzieję że spotkamy się kiedyś na trasie - powodzenia i oby Ci zdrowie sprzyjało.

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny blog, obserwuję. Zapraszam do siebie w wolnej chwili, blog o zbliżonej tematyce. Pozdrawiam.
    nomorepainbitch.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń