Na skróty

3 marca 2013

Solidne zakończenie solidnego tygodnia


Debiut prezentu :)
   No i doczekałem się kolejnej niedzieli. A jak niedziela to co? Wiadomo - wybieganie :) Już w sobotę, jadąc do Pępowa, umówiłem się z Małą, że spotykamy się o 7:54 w Rębiechowie i stamtąd lecimy razem na wycieczkę biegową. Ona miała podjechać z Chełmu autobusem, ja natomiast zamierzałem przelecieć się te kilka kilometrów dzielące Patrycji dom od miejsca zbiórki.
   W związku z tym, że wczoraj dość szybko i bezproblemowo zasnąłem już chwilę przed 22, obudziłem się dość wcześnie. Bo jak inaczej nazwać otwarcie oczu chwilę po 5 w niedzielny poranek. Po cichu wymknąłem się z łóżka, a pół godziny później wkradłem się do niego z powrotem. Tym razem z owsianką i kawą. Komputer przygotowałem już wcześniej, a więc mogłem przystąpić do swoich "obrządków". Jeszcze przed 7 przebudziła się Pati, a więc nie było innej opcji - szybko poleciałem do kuchni przygotować gorącą kawę na miły początek dnia.
Na miejsca...gotowi...
   Na trening wyruszyłem około 7:35 i od razu skierowałem się w stronę Banina i dalej w kierunku Rębiechowa. Po wczorajszym bieganiu byłem tak naładowany optymizmem, że pomyślałem nawet o tym, żeby dzisiaj zaliczyć nawet około 40 kilometrów. Jednak już po pierwszy kilkuset metrach wiedziałem, że będzie o to bardzo, ale to bardzo ciężko. O ile głowa i płuca tryskały energią o tyle mięśnie, i to nie tylko nóg, jeszcze nie doszły do siebie po sobotnim lataniu. Co prawda czasy nie potwierdzają moich słów, gdyż pierwsze 5 kilometrów pokonałem w odpowiednio: 5:01, 4:51, 4:54, 4:42, 4:50. Jednak nie przychodziło mi to z taką łatwością jak 24 godziny wcześniej.
...START!
   Kiedy dobiegłem na miejsce planowanego, spotkania Małej wciąż nie było. Nie mogłem się też do niej dodzwonić. Na szczęście dostrzegłem ją po kilku minutach - okazało się, że zafundowała sobie dodatkowe 2 kilometry biegu wysiadając omyłkowo na wcześniejszym przystanku :) A więc dalej ruszyliśmy już razem w kierunku Barniewic. Co ciekawe tym razem to nie ja dyktowałem tempo. Kolejne tysiączki łykaliśmy po 5:05, 5:10, 5:08, a ja miałem tylko nadzieję, że wytrzymam bieg z taką prędkością. Mała wyraźnie była w gazie i to nawet pomimo wczorajszej dwudziestki! Z Barniewic pobiegliśmy w stronę Osowej i wciąż nie zwalnialiśmy. Bieg umilaliśmy sobie rozmową i tak leciał kilometr za kilometrem. 
   Nawet się nie obejrzeliśmy, a już mijaliśmy gdański ogród zoologiczny. Na Oliwie odbiliśmy w stronę Żabianki, aby za siedzibą TVP skręcić w stronę głównej arterii Gdańska i znaną nam trasą, AWFiS - Chełm, wrócić do domu. Mijając pętlę tramwajową w Oliwie po raz pierwszy zauważyłem, że również Mała zaczyna odczuwać trudy biegu. Jednak na pytanie: - Jak tam? odparła, że ok. Mniej więcej kilometr dalej już nie było "ok", było "ciężko" jednak wciąż parliśmy do przodu.
Pieczony "cycek" i warzywa - mniam :)
   Kryzys nadszedł około 25. kilometra kiedy odbiliśmy w ulicę Szymanowskiego. Tam, chyba pierwszy raz na dłużej, to ja wysunąłem się na przód. Rozmowa już jakoś specjalnie się nie kleiła, tym bardziej, że biegliśmy w pewnej odległości od siebie. Jednak Mała nie odpuszczała i dzielnie parła dalej. Przed ulicą Słowackiego odbiłem nieco w bok, aby nadłożyć kilkadziesiąt metrów i znowu biec bark w bark. Ponownie mogliśmy cieszyć się rozmową, jednak zmęczenie było już spore. Z moimi nogami wcale nie było lepiej niż na początku, aczkolwiek ich stan, co mnie cieszy, nie pogorszył się. 
   Na 27. kilometrze nieświadomie podkręciłem nieco tempo - 5:01. Kolejne tysiąc metrów w 5:04 to był chyba gwóźdź do trumny dla naszego wspólnego treningu. Jeszcze przez 2 kilometry biegliśmy razem, a na 30. odcinku podjęliśmy decyzję, że ja lecę dalej sam swoim tempem i swoją trasą, a Mała pobiegnie swoją trasą, swoim tempem. 
"Pobiegowa" nagroda
   Jeszcze nieco przyspieszyłem, ale tak podziałała na mnie myśl, że koniec jest coraz bliżej. W tym momencie myśl o wydłużeniu treningu nawet o kilkaset metrów była nie do zniesienia. Pragnąłem tylko jak najszybciej zdjąć buty, dokończyć trening (nawet w takie dni, a może zwłaszcza w takie dni, uważam, że nie można zapominać o rozciąganiu i ćwiczeniach) i paść na swój mięciutki fotel. Myśl o tym wszystkim sprawiła, że ostatni kilometr pobiegłem w 4 minuty i 21 sekund!   W domu zameldowałem się po 2 godzinach 53 minutach oraz 27 sekundach. Pokonałem 34 kilometry i 150 metrów średnim tempem 5:05/km. Po jakimś czasie również Mała skończyła swój bieg. Co najlepsze od momentu jak się rozstaliśmy ja przebiegłem 4,15km, a ona o ponad kilometr... więcej! A chcąc mieć zaliczony swój najdłuższy trening znalazła w sobie jeszcze tyle siły, aby "dobiegać" na osiedlu brakujące metry!
   Po treningu słodkie lenistwo. Miłą niespodziankę ponownie sprawiła mi Narzeczona, która chcąc umożliwić mi zgranie treningów, uzupełnienie bloga i obrobienie zdjęć, specjalnie przyjechała autobusem, aby przywieźć mi moje rzeczy (w tym kabel do Gremlina i aparat). Razem też postanowiliśmy "uczcić" ukończenie mojego dzisiejszego, morderczego treningu. Kawałek biszkoptu z galaretką i truskawkami w 100% zrekompensował mi trudy tego biegu. Tym razem żadnych wyrzutów nie było :)
   A ponadto w końcu udało mi się przekroczyć magiczną barierę 5 000 kilometrów! Po dzisiejszym biegu mój całkowity, przebiegnięty dystans wynosi 5056km 683m!


Już od jutra w Lidlu przysmak biegacza - masło orzechowe!
fot. facebook.com/lidlpolska


3 komentarze:

  1. Do 18. km było rewelacyjnie :) W sumie jak się umawialiśmy to założyłam, że pobiegnę od Rębiechowa do Oliwy, a stamtąd wrócę tramwajem,no maksymalnie obstawiałam do 25 km :D Ale życie zmodyfikowało moje plany :P I wcale nie żałuję, świetny trening! :) Dzięki Brat :) - bo sama chyba bym się nie zdecydowała na tak długi trening (z lenistwa oczywiście), w moim przypadku 2:50:28

    OdpowiedzUsuń
  2. Brawo gady moje jestem z was dumny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratulacje i szacun dla Waszej sily i wzajemnego wsparcia!To wlasnie Twoja historia Michale popchnela mnie do zmian w moim zyciu:)podobnie jak Ty pod koniec pazdziernika 2012 roku mialem juz 122kg:(teraz mam 102:)fajnie ale wciaz duzo za duzo.Tutaj pytanko czy tez miales okres przestoju wagi?bo moja waga od 3 tyg stoi w miejscu:(Biegam kolo 65 -70 km tygodniowo:)zmienilem swoj styl zycia dzieki Tobie:)!!!!!!!!!!!to taki wstep do mojej co do mojej osoby,kiedys napisze wiecej a teraz do parku;)pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń