Na skróty

24 marca 2013

Warszawa zdobyta! Kolejna życiówka! Wspaniały wyjazd!

"Ona tu jest..."
   W ostatnich dniach działo się tak dużo, że nie wiem nawet od czego zacząć pisanie. Najprościej chyba jednak będzie zacząć od samego początku, a więc od piątku. Wtedy to, o 7:07 wyruszyliśmy pociągiem z Gdańska Głównego w stronę stolicy. W ostatnim czasie sporo mówiło się o przewozach kolejowych w naszym kraju i raczej nie były głosy zachwytu. Dlatego nieco się zdziwiliśmy kiedy bez problemu udało nam się zająć, przydzielone nam, wygodne, miejsca, a pociąg meldował się na każdej stacji z zegarmistrzowską wręcz precyzją. Podczas podróży jedyna rozrywka to wiadomo - książka, prasa i telefon. I właśnie ten ostatni okazał się niezwykle użyteczny. Otóż na jednym z popularnych portali społecznościowych poszukiwano fotografa, który zrobiłby fotorelację z 8. Półmaratonu Warszawskiego. Zaledwie kilka minut po przeczytaniu tego ogłoszenia wysłaliśmy maila, a po chwili Pati dostała telefon od ogłoszeniodawcy i tym samym po raz pierwszy miała szanse dostać za swoje zdjęcia coś więcej niż buziaka ode mnie :)
Pakiet startowy już odebrany
   Dalsza część drogi przebiegła spokojnie i bez przygód. W Warszawie zameldowaliśmy około 13:30 i od razu ruszyliśmy w kierunku Pałacu Kultury i Nauki, gdzie mieściło się biuro zawodów. Expo raczej nie powalało swoimi rozmiarami. Imponujące było jedynie stanowisko Adidasa, którego w ostatnim czasie jest wszędzie pełno. Promocja boostów naprawdę powala skalą. Niemniej sam odbiór pakietów przebiegał bardzo sprawnie. A co do samych pakietów to te również nie rzuciły na kolana - stos ulotek, bawełniana koszulka i izotonik. W dodatku napój izotoniczny ZERO, a więc pozbawiony węglowodanów. A co jest w tym najlepsze? Organizatorem Półmaratonu Warszawskiego jest Fundacja Maraton Warszawski. Ta sama fundacja jest również wydawcą miesięcznika Bieganie, w którym, w ostatnim numerze, zamieszczono przegląd napojów izotonicznych i dokładnie określono ile taki napój powinien mieć m.in. węglowodanów. I by najmniej nie było to zero :) Wpadka podobna do tej w Gdyni, kiedy organizatorzy zaopatrzyli uczestników w wodę... gazowaną.
Widok z okna
   No ale koniec z tym marudzeniem. Nikt nikogo do udziału nie zmuszał :) Mając już swój, oraz siostry, pakiet ruszyliśmy do hotelu. Jako bazę noclegową wybraliśmy Hotel Harenda na Nowym Świecie. To był rewelacyjny wybór. Samo centrum Warszawy, wszędzie blisko, a do tego cena w miarę przystępna. Szybko zrzuciliśmy rzecze w pokoju i ruszyliśmy w poszukiwaniu jadłodajni. Po długich wędrówkach zdecydowaliśmy się na niewielki lokal na starówce, gdzie zamówiliśmy grillowaną pierś z ziemniakami dla mnie oraz pieczarkowe spaghetti dla Pati. Ostatecznie jednak Pati dostała ziemniaczki, a ja wsuwałem makaron :) A po obiedzie pozwoliliśmy sobie jeszcze na lody. Potrafię sobie odmówić niemalże wszystkiego, ale lodów nie! Ot taki ze mnie dziwak! Po takim obżarstwie udaliśmy się do hotelu na zasłużony odpoczynek.
Mój największy nałóg - lody :)
   Sobota była bardzo wyjątkowym dniem. A wszystko to z powodu owsianki, a dokładnie jej braku. Tak, tak - nie miałem możliwości przyrządzenia swojego ulubionego śniadania. Mało tego, nie miałem nawet możliwości zaparzenia sobie gorącej kawy, dlatego zaraz po przebudzeniu wrzuciłem na siebie jakieś ciuchy i poleciałem na poszukiwania gorącej kawy. O godzinie 6 rano, jedynym otwartym lokalem w okolicy, serwującym kawę okazał się Subway. Wziąłem więc dwie białe i pognałem z powrotem do Mej Ukochanej. Zamiast owsianki wciągnąłem kawałek ciemnego pieczywa z wędliną drobiową i serkiem wiejskim i około 8 wyruszyłem na Agrykolę. Uznałem, że zajęcia BBL dobrze mi zrobią dzień przed startem. Kiedy tylko wyruszyłem poczułem ból w lewej łydce. Może nie był on przesadnie silny, jednak powodował lekki dyskomfort. Nie zawracałem sobie jednak nim głowy. Za bardzo przejęty byłem swoim pierwszy treningiem w Warszawie. Na stadionie byłem trochę przed czasem dlatego potruchtałem jeszcze po okolicy.
W drodze na start
   Punkt 8:30 na Agrykoli pojawiła się Pani Trener (którą de facto chwilę wcześniej pytałem o drogę nie wiedząc z kim mam przyjemność) oraz... 2 dziewczyny, które przyszły pierwszy raz na trening. A więc w sumie była nas czwórka. Prawdę mówiąc byłem w szoku. W Gdańsku, czy Lidzbarku na BBL przychodzi po 20-30 osób, a tymczasem w stolicy na sobotnim bieganiu była nas czwórka... Niemniej trening w tak kameralnym gronie był naprawdę fajny. Miałem okazję przedyskutować kilka aspektów treningowych, co byłoby raczej nie możliwe w większej grupie. Po zajęciach wróciłem do hotelu w identyczny sposób, a więc biegiem :) Takie biegowe wycieczki dostarczają naprawdę niesamowitych wrażeń. Świat widziany oczami biegacza jest o wiele ciekawszy niż ten widziany chociażby z za szyby tramwaju czy autobusu. A w pokoju już czekała na mnie pyszna sałatka, którą udało się Patrycji gdzieś zorganizować na prędce :)
AKB Lidzbark Warmiński
   Po treningu przyszedł czas na zwiedzanie stolicy. Nie ukrywam, że dla nas taki wyjazd to nie tylko zawody. Podczas tych kilku dni mamy okazję spędzić razem trochę czasu, poznać ciekawe miejsca, a sam bieg stanowi, mimo że najważniejszą, to jednak tylko część całej wyprawy. Niestety podczas spaceru coraz bardziej dokuczała mi noga. Z każdym kolejnym krokiem dyskomfort zamieniał się w ból. Cała sytuacja przestawała być zabawna. W końcu za niecałe 24 godziny miałem stanąć na starcie biegu, który miał być generalnym sprawdzianem przed maratonem w Krakowie. W związku tym do do hotelu wróciliśmy już około godziny 16 i resztę wieczoru spędziliśmy w pokoju. Nadmienię tylko, że i tego dnia nie obyło się bez lodów. Lody chałwowe w jednej z popularnych lodziarni są naprawdę rewelacyjne. Do tego stopnia, że zamawiając rożek firmowy i mając do wyboru 4 gałki, poprosiłem o 4 gałki o smaku chałwy :) Wieczorem odwiedziła nas Mała, która chwilę wcześniej przybyła do stolicy (mam nadzieję, że kanapki smakowały ;) ).
Spotkanie z kolegą z forum (Radslo1)
   No i w końcu nadeszła niedziela. Wstałem już około godziny 5. Noga wciąż bolała, do tego doszło lekkie zdenerwowanie samym startem. Nie wiedziałem czy w związku z kontuzją nie lepiej będzie po prostu odpuścić. Ale przecież nie po to tłukłem się przez pół Polski, żeby teraz zrezygnować. Na śniadanie owsianka. Aczkolwiek gotowa owsianka, kupiona na dziale z nabiałem nie ma nic wspólnego z moją codzienną porcją owsa. Cóż jednak mogłem poradzić - jak się nie ma co się lubi to wiadomo. Do tego kupiliśmy jeszcze pieczywo jasne, a Pati dokupiła dodatkowo miód i dżem, żeby niczego mi nie brakowało. Z hotelu wymeldowaliśmy się około 8:30 i wyruszyliśmy w okolice stadionu, gdzie mieliśmy zostawić bagaże. Pod stadionem czekała na nas Mała, zrobiliśmy wspólne zdjęcie z AKB Lidzbark Warmiński i przystąpiłem do rozgrzewki. Miałem wyjątkowo paskudny humor. Noga bolało, było mi zimno, nie miałem większej ochoty na bieg. Nawet stojąc już w swojej strefie startowej nie czułem się nic lepiej. Ustawiłem się co prawda na 1:25, ale każdemu kto mnie się pytał ile chcę nabiegać odpowiadałem, że poniżej 1,5h będzie ok. Najgorsze było to, że ja naprawdę przestałem wierzyć w to, że mogę odnieść sukces. Zacząłem się zastanawiać czy w obecnej sytuacji te 90 minut w ogóle było realne.
Jeszcze chwila i ruszamy
   Nad około 5 minut przed startem z głośników popłynął głos Niemena, a chwilę potem ruszyliśmy. Wtedy wszystko się zmieniło. Czułem nogę, ale w zasadzie jak się na niej nie skupiałem to mogłem normalnie biec. Czas pierwszego kilometra to 4:06. Pomyślałem, że nie jest źle. Kolejny tysiączek zajął o sekundę mniej czasu. Może więc nie będzie tak dramatycznie jak mi się wydawało? Następne kilometry to kolejno 3:58, 3:49. Pomyślałem, że muszę zwolnić, bo nie wytrzymam takiego tempa. Przed wyjazdem do Warszawy, kiedy byłem w pełni zdrowia, marzyłem o utrzymaniu 3:59/km. Tymczasem leciałem o 10 sekund szybciej! Zwolnij! Zwolnij! Mówił głos w mojej głowie. Do 10. kilometra biegłem notowałem jednak około 3:55. Pierwszą dyszkę pokonałem w czasie poniżej 40 minut. Wtedy po raz pierwszy pomyślałem, że może mi się udać poprawić życiówkę. Na 11. kilometrze zrzuciłem z siebie czapkę i rękawiczki i postanowiłem - trzymam tempo - 3:54, 3:56, 3:55, 3:57, 3:58.
Jeszcze tylko połowa
   Zwolniłem dopiero na 16. tysiączku. Ale podbieg na Belwederską był chyba dla każdego najtrudniejszym momentem na trasie. Jednak dla mnie był to niejako punkt zwrotny podczas tego półmaratonu. W tym miejscu nie myślałem już o nodze, zapomniałem o całym gadaniu, że złamanie 1:30 będzie sukcesem. Podjąłem decyzję - walczę. Skoro zające na 1:25 wciąż byli za mną, a do mety została mi jedynie "piątka" to czemu miałbym się teraz poddać. Wrócił dobry humor, wróciła energia. Od tego momentu zacząłem cieszyć się biegiem. Przybijałem piątki z kibicami (po jednej takiej piątce do teraz boli mnie bark :) ), machałem do kamer i aparatów. Miałem moc, co zresztą oddawały czasy. Z każdym kolejnym kilometrem przyspieszałem.  Tempo podkręciłem tak bardzo, że 20. kilometr pokonałem w 3 minuty i 38 sekund. Każdy udany atak na zawodnika przede mną tylko mnie nakręcał. Na 5. kilometrze byłem 314. Dychę minąłem jako 257. biegacz, a już 5 kilometrów dalej ustępowałem miejsca jedynie 247. zawodnikom.
Pokonałem BOOSTy :)
   Ostatecznie zająłem 200 miejsce z czasem netto 1:23:06. Byłem 177. mężczyzną, w kategorii M20 wyprzedziło mnie 70 osób, a klasyfikacji studentów uplasowałem się na 19 pozycji! Byłem cholernie szczęśliwy. I miałem się tym szczęściem z kim dzielić, bo na mecie czekała już na mnie Moja Ukochana. I poza buziakiem dostałem jeszcze... oficjalną koszulkę 8. Półmaratonu Warszawskiego firmy Adidas. Chciałem zaoszczędzić nieco i zrezygnowałem z jej zakupu. Jednak Pati nie pozwoliła mi opuścić stolicy bez tej pamiątki!
   Niedługo po mnie na mecie zameldowała się moja siostra! Mała wykręciła czas 1:42:50 co dało jej 53. miejsce wśród wszystkich startujących kobiet! Brawo siostra!
   Tym samym ustanowiłem kolejny rekord życiowy. Tej wiosny poprawiłem już czasy na 5km oraz w półmaratonie. Wykonałem więc plan minimum jaki sobie założyłem na koniec poprzedniego sezonu. Przede mną jednak najważniejsze starty - Kraków, a później Berlin. Będę z Wami szczery - chciałbym złamać trójkę w maratonie, ale niezależnie czy zrobię to już w tym roku czy nie - będę zadowolony z wyników osiągniętych tej wiosny. Jeżeli dalej będę systematycznie i mądrze pracował na treningach to efekty same przyjdą.
Zacząłem jak piłkarze - niemrawo, ale ten finisz... :)
   W drogę powrotną zabraliśmy się ze znajomym z AKB Lidzbark Warmiński, gdyż chcieliśmy zajechać do mojej rodzinnej miejscowości i zrobić niespodziankę mojej mamie. Zanim jednak tak się stało niespodzianka spotkała nas. I to niezbyt miła. Otóż jeszcze przed wyjazdem z Warszawy mieliśmy stłuczkę. Na szczęście nic nikomu się nie stało i po krótkim postoju ruszyliśmy w drogę.
   Kończąc chciałbym jeszcze powiedzieć, że tak jak pisałem wcześniej - sam bieg to była jedynie część wyjazdu. A cała wyprawa na 8. Półmaraton Warszawski była rewelacyjna. Wiem, że wyjazdy do Krakowa, Berlina czy gdziekolwiek indziej będą niemniej udane, i to niezależnie od wyniku, jeżeli tylko będę mógł sobie zanucić: "...Ona tu jest..." ;)

PS: Dziękuję wszystkim za trzymane kciuki przed oraz za gratulacje już po biegu!


Kolejna fotorelacja pojawi się już po naszym powrocie do Gdańska :)



Jestem medal, uśmiech, szczęście - możemy wracać :)

13 komentarzy:

  1. BRAWO!!!!
    Czekam na relację, mam nadzieję że kontuzja chwilowa ,tylko z przeciążenia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratulacje! Ostatnio natrafiłem na twój blog, jestem pełen podziwu gdy dziś rano zacząłem przeglądać relacje online i wyniki na poszczególnych pomiarach czasu znalazłem twoje Nazwisko :) i potem do końca już śledziłem poczynania ! Świetny bieg.

    Ps. tak przy okazji to chyba byliśmy w tym samy hostelu w Toruniu dzień przed Półmaratonem świętych Mikołajów ;) Tak jakoś Cię kojarzę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Fantastyczny wynik, szczerze podziwiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Fantastyczny wynik, szczerze podziwiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Ej, co to jest, gdzie dalsza część relacji? Usiadłam wygodnie, żeby sobie poczytać, a tu co? :D

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja myślałem że Cię prawie dogoniłem z rekordem na połówkę a Ty wykręciłeś taki wynik:) gratulacje

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeśli łydka nadąży za głową to trójka nie ucieknie :) Gratulacje, wreszcie pobiegłeś, a nie się bawiłeś w pomaganie innym czy inne rzeczy robiąc w czasie zawodów. Był jeszcze jakiś zapas ?

    OdpowiedzUsuń
  8. Piękny wyjazd! Świetnie się bawiłam i jestem z Was dumna! Fajnie, kiedy stojąc z innymi kibicami, uciekam od nich na samym początku, bo wszyscy na których czekam przybiegają w czołówce :)
    Już nie mogę się doczekać kolejnych zawodów! Dziękuję Mój M :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Kanapki? Śmiało można stwierdzić, że był to posiłek na złamanie 1:45 :D Mam nadzieję, że wymyślisz coś równie mocnego jak będę chciała powalczyć z 1:40 :D Ale to jeszcze nie teraz :)
    Opanowaliśmy Warszawę, więc szykujmy się na Kraków, żebyśmy za miesiąc w takich samych nastrojach opuszczali gród podwawelski - chciałam przez to powiedzieć, że idę na trening! :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Tu radslo1. Gratuluję Michał. Wiedziałem, że połamiesz 1:25 ale aż o 2 minuty to kosmiczny wynik. Niewiele zostało do 1:19. Ja też trzasnąłem życiówkę ale mój wynik jest o 15 minut gorszy. Widzimy się w Berlinie. To co łamiesz tam trójkę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na mecie sam byłem w szoku :) Jednak co do 1:19 to chyba jeszcze nie ten poziom :) Ale będę ostro trenował, żeby to zmienić :)
      Berlin? No cóż nie ukrywam, że byłoby miło, ale to wszystko wyjdzie w trakcie przygotowań, po treningu będzie widać czy uda mi się odpowiednio przygotować. Zauważyłem też, że w moim przypadku bardzo dużo zależy od dyspozycji dnia. Ciężko więc cokolwiek wyrokować, ale będę walczył!
      Gratuluję wyniku! Mam nadzieję, że z Berlina przywieziemy kolejne życiówki i przede wszystkim dobry humor :)

      Usuń
  11. Przylaczam sie do gratulacji ;)
    Ja juz mialem w tym roku swoja probe lamania 3 zakonczona jednak 3:07 ;)
    Ale ja juz M40 i wiele mi nie brakuje wiec pewnie next time.
    Tez lubie turystyke maratonska. W Barcelonie, bo tam startowalem, na drugi dzien widac bylo na kazdych schodach kto biegl ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Również gratuluję! Świetny rezultat i relacja z zawodów:) Oby takich więcej. Z Twoim zaparciem '3' w maratonie złamiesz prędzej czy później. Widać to po Twoim nastawieniu i mobilizacji. Trzymam za Ciebie kciuki! :)

    P.S.
    Podoba mi się 4 zdjęcie od końca. Doskonale na nim widać prawidłową technikę biegu w porównaniu z niewłaściwym sposobem biegania. Prawidłowo oczywiście w Twoim wykonaniu :)

    OdpowiedzUsuń