Na skróty

8 kwietnia 2015

Pierwszy, ostatni, a do tego okraszony życiówką

   Mam już za sobą ostatni trening przed wylotem do Francji. Jeżeli wszystko pójdzie po mojej myśli to jutro po południu pakujemy się i w piątek skoro świt meldujemy się na lotnisku. Marathon de Paris - nadciągamy!
   No właśnie - MARATHON. W niedzielę mam zamiar przebiec 42 kilometry, a tymczasem przez ostatnie 10 dni nie pokonałem nawet metra. Przez cały czas leczyłem się zarówno domowymi sposobami, jak i farmakologicznie. Jedyne czego unikałem to antybiotyk. 

   Mówiąc szczerze nie czułem się jeszcze specjalnie gotowy na bieganie, ale nie chciałem w niedzielę stać na starcie zupełnie nie zdając sobie sprawy w jakim stanie jest mój organizm. Musiałem go sprawdzić. No i sprawdziłem. Zrobiłem mu istny survival. Zaliczyłem blisko 36 godzin bez snu, a następnie, zamiast wtulić się w poduszkę, zasznurowałem biegowe buty. Swoją drogą nie byle jakie, bo postanowiłem sprawdzić mój najnowszy nabytek - Lidl Balance.
   Chłopaki chcieli mnie wyciągnąć na leśne manewry, ale tym razem wolałem odpuścić. Nie czuję się jeszcze na siłach na takie wariacje. Chciałem po prostu "zaliczyć" kilka kilometrów po mieście, aby podnieść sobie morale przed Paryżem.
   Pierwsze 1200 metrów to wspinaczka na Górę Chełmską. Dobrze, że było chociaż równo. Mimo przyspieszonego oddechu i dość mocno podkręconej pracy serca - nie zamierzałem zwalniać. Chciałem chyba jak najszybciej mieć trening za sobą.
   Nieco przyjemniej zrobiło się na 2. tysiączku. Zresztą w ogóle do końca nie musiałem się mierzyć z tak trudnymi odcinkami jak na początku. 
   To był raczej bieg bez historii. W końcówce, kiedy już wiedziałem, że za chwilę wcisnę STOP, pozwoliłem sobie na delikatne podkręcenie tempa. Zacząłem od 4:40,29, następnie 4:40,41 a całość zakończyłem 500-metrówką pokonaną w 2:15.
   I to właśnie w samej końcówce odnotowałem rekordowo wysokie tętno. Od dzisiaj mój Hr max empiryczny wynosi 190 bpm :) Po takim akcencie na koniec nie czułem się najlepiej. W pokoju myślałem, że osunę się na podłogę. Paskudnie byłem wykończony. A patrząc obiektywnie tempo biegu było spokojne. Także maratońskie plany przełożę sobie na jesień, a w Paryżu po prostu będę dobrze się bawił.
   A no i na koniec nie wypada nie wspomnieć w kilku zdaniach o pierwszych wrażeniach z użytkowania Lidl Balance :) Jeżeli chodzi o podeszwę to wydaje się dość elastyczna - bałem się, że będzie zbyt sztywna i nie będzie chciała się zginać. Pod tym względem było dzisiaj ok. Odpowiadała mi też twardość buta. Nie są to ani kapcie, ani drewniaki. To co jest na minus to to, że stopa mi w nich latała. No i wykonanie - wydaje mi się, że dość szybko pojawią się pierwsze przetarcia i dziury. Niemniej - zobaczymy jak to będzie w rzeczywistości. Po tych 10 kilometrach mogę powiedzieć, że buty nie są złe, ale zdecydowanie latałem już w takich gdzie komfort był większy.

2 komentarze:

  1. Szkoda tylko, że to buty zerżnięte z NB

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahah NB vs Lidl kto będzie szybszy. Mi te z Lidla też pasują ;) Ja teraz Cracovia maraton .

    OdpowiedzUsuń