Na skróty

9 października 2015

Do trzech razy sztuka - test Salomon S-LAB Sense 4 Ultra

   Wyobraźcie sobie, że macie możliwość pobiegania w dowolnej parze butów. Możecie zażyczyć sobie markę i model jaką tylko chcecie. Brzmi ekstra, co nie? Ja właśnie taką możliwość miałem i w tym miejscu chciałbym za nią bardzo podziękować Milenie oraz portalowi Aktywnie Bardzo.
   Długo zastanawiałem się nad tym jakie buty wybrać, jednak ostatecznie zdecydowałem się na Salomon S-LAB Sense 4 Ultra. Potrzebowałem butów do biegania w terenie i pod tym względem Sense 4 pasowały jak ulał. Niemniej wszystko inne wskazywało, że... to nie będą buty dla mnie.


   Po pierwsze - do tej pory miałem 2 pary butów od Salomona. W jednym i drugim przypadku były to Speedcrossy. I w jednym i drugim przypadku w butach (a dokładnie zapiętkach) pojawiły się dziury. Na szczęście producent nie robił problemów z reklamacją i zwrotem pieniędzy.
   Pytając znajomych o Sense 4 Ultra dowiedziałem się, że są to buty typowo startowe, dla lekkich biegaczy. A przecież ja ani nie szukałem butów tylko i wyłącznie do startów. Ani nie zaliczam się do kategorii "lekki biegacz" ze swoimi 87 kilogramami. W Internecie można też wyczytać zarzuty w stosunku do wytrzymałości tych butów.
   Jednak mimo tego, to właśnie Salomon S-LAB Sense 4 Ultra były moim wyborem. W nich chciałem przemierzać ścieżki Trójmiejskiego parku Krajobrazowego. I, nie ma co się oszukiwać, to była bardzo dobra decyzja.

   Budowa

   To co od razu rzuca się w oczy, w przypadku tych butów, to niewielki spadek pięta - palce. W tym modelu wynosi on zaledwie 4 mm (13 mm / 9 mm). Dla mnie była to spora nowość, gdyż dotychczas najniższy drop z jakim miałem do czynienia to 8 mm.
   Tak jak w przypadku innych butów Salomona zastosowano system QUICKLACE, który jest świetną alternatywą dla tradycyjnych sznurowadeł. Mamy możliwość nie tylko szybkiego włożenia oraz zdjęcia buta, ale także sposobność do ewentualnego poluzowania sznurówki.
   Nieco obawiałem się, że z powodu systemu SENSIFIT, który sprawia, że but dopasowuje się ściśle do stopy, w tą stopę będzie się po prostu coś wrzynać. Nic takiego na szczęście nie miało miejsca. Zresztą zapobiegał temu również język - nieco grubszy od całości cholewki, który dodatkowo połączony jest cienkim materiałem z podeszwą - tworząc coś na wzór rękawa. W tych butach nie ma szans, aby noga swobodnie przemieszczała się wewnątrz. Jednocześnie nie czuje się żadnego ucisku czy dyskomfortu. Porównując - but ten nieco przypomina skarpetę - tyle, że z podeszwą.
   A jak już mowa o podeszwie, to ta w Sense 4 Ultra jest na pewno mniej agresywna niż we wspomnianych wcześniej Speedcrossach. Początkowo obawiałem się, że może nie poradzić sobie w przypadku bardziej stromych zbiegów czy podbiegów - szczególnie  w mokre dni. Niemniej pozytywnie się zaskoczyłem. W dodatku wydaje mi się, że kiedy od czasu do czasu wybiegam z lasu na asfalt, nie muszę aż tak bardzo obawiać się o szybkie zużycie bieżnika.
   Jeżeli zaś chodzi o wentylację, to nie mogę jej nic zarzucić. Szczelnie osłonięta pięta, pojedyncze siateczki na śródstopiu i podwójna siatka w okolicach palców. Ani razu nie przegrzały mi się stopy, mimo, że biegałem głównie latem.
   No i na koniec - zapiętki, czyli to co osłabiło nieco mój zachwyt nad produktami Salomona. Na szczęście o ile w Speedcrossach były one naprawdę masywne i napakowane gąbką, co w połączeniu z twardszymi elementami wokół powodowało szybie pojawianie się przetarć, o tyle w Sense 4 Ultra o cholewce mogę powiedzieć jedynie tyle, że dobrze trzyma piętę. Nie ma za bardzo nad czym się rozpływać, ale jednocześnie ciężko coś skrytykować. I o to chyba chodzi!

Przeznaczenie

   Salomon S-LAB Sense 4 Ultra to but postrzegany jako typowa startówka. Wskazuje na to szczególnie - niska waga (w moim przypadku, przy wkładce 30 centymetrów, było to 283 gramy) oraz niewielka amortyzacja. Ja jednak szukałem butów zarówno do startowania jak i do trenowania. I tak też traktowałem swoje Sense 4 Ultra - jak but uniwersalny. 
   Najbardziej utkwił mi w pamięci mój pierwszy trening (24 km) w tych butach - (Nowe buty, nowe moce i kolejne rachunki do wyrównania). Trochę dałem ciała ze sznurowaniem i przez to, że za mocno ścisnąłem, nieco uwierał mnie jeden but. Jednak to odczułem dopiero na koniec biegania. Leciałem po dość trudnej, pagórkowatej trasie, a notowałem międzyczasy jak z asfaltu. Buty założyłem i w zasadzie o nich zapomniałem. Stopa nie latała nawet na stromych zbiegach, co pozwoliło na zachowanie wszystkich paznokci. Było sucho - buty trzymały się podłoża idealnie. Mimo, że było ciepło to skarpety nie były przepocone po treningu. To o czym należy wspomnieć, to zmasakrowane łydki. Tak jak pisałem wcześniej - pierwszy raz miałem do czynienia z tak małym dropem. A co za tym idzie - moje łydki są mocno rozleniwione. No i w momencie, kiedy Salomony zaprzęgły je do pracy - przeżyły szok. Przez kilka dni miałem problemy z normalnym chodzeniem.
   Kolejnym testem były treningi w deszczowe dni. Naprawdę obawiałem się, że na zbiegach Sense 4 Ultra mogą polec w takich warunkach. Na szczęście się myliłem. Oczywiście cudów nie ma - w przypadku większego błota albo śniegu popłynę - tego jestem pewien. Jednak wg mnie nie ma butów, które w takich warunkach zachowywałyby jakąkolwiek przyczepność
   Pierwszy start w Salomonach miał miejsce w Koszalinie. Była to Leśna Piątka, a więc wyścig na dystansie 5 kilometrów. Ciężko wyobrazić sobie lepsze buty na taką imprezę. Przez cały wyścig cierpiała moja głowa, drażniło mnie wszystko, ale na buty nie zwróciłem uwagi ani razu. A wkurzały mnie nawet bzykające muchy czy latająca lekko koszulka.
   Jednak najważniejszy, z mojego punktu widzenia, trening zrobiłem w Salomonach na koniec sierpnia. Była to wycieczka biegowa - 40 kilometrów w średnim tempie 5:12/km. Blisko 3,5 godziny na szlaku. Wszystkie możliwe rodzaje podłoża - miękkie ścieżki, kamieniste drogi, asfalt, łąki, leśne dukty, polne ścieżki. Owszem łydki po raz kolejny dostały mocny wycisk. Jednak na stopie nie pojawił się ani jeden odcisk, pięta była wolna od obtarć, a w czasie biegu nie odczuwałem żadnego dyskomfortu.

Podsumowanie

   Decydując się na Salomon S-LAB Sense 4 Ultra szukałem butów, które będę mógł wykorzystywać podczas każdego rodzaju treningu w terenie. Choć z definicji jest to but startowy - u mnie miał służyć jako treningowo - startowy. I spisał się, naprawdę się spisał. Oczywiście sięgając po te buty trzeba pamiętać o niskim dropie i niewielkiej amortyzacji. Trzeba trochę poprawić technikę. W przeciwnym wypadku dłuższe biegi będą się kończyły naprawdę mocno obolałymi łydkami. Wiem co mówię :)
   Buty nie są wygodnymi, ciepłymi, mięciutkimi kapciami. Zakładasz je na stopę i bez rozpływania się nad doznaniami lecisz pobiegać. Po raz kolejny przypomni Ci się o Salomonach jak będziesz je ściągał.
   Największym minusem butów jest niewątpliwie ich cena. Jednak aby powiedzieć jak drogi jest dany but, należy go "zużyć" i zobaczyć na jak wiele starcza. Moje S-LABy, po przebiegnięciu około 150 kilometrów, wyglądają tak jak na zdjęciach. Nie ma na nich żadnych oznak zużycia. I mam szczerą nadzieję, że ten stan rzeczy utrzyma się jak najdłużej.
















































 Przebieg ~150 km








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz