Na skróty

4 listopada 2015

"Powiedz mi jak wyglądały Twoje treningi zimą...

   ... a powiem Ci jakim jesteś biegaczem" - cytat zasłyszany lata temu, ale ciągle jakże aktualny. Szczególnie w obecnej porze roku. W momencie kiedy temperatura coraz częściej zbliża się ku zeru, a nocami zahacza nawet o minus.
   Biegać zaczynałem w 2011 roku, w połowie sierpnia. Zanim to bieganie w ogóle mi się spodobało, zanim w ogóle moje ciało zaczęło je akceptować, minęło kilka miesięcy. I tak oto pierwsze przyjemne treningi zaliczyłem dopiero zimową porą. Jaka była radość jak na Boże Narodzenie dostałem swój pierwszy zegarek z GPS. Pierwszy dzień świąt wypadał wtedy w niedzielę i od razu mogłem wypróbować sprzęt na długim wybieganiu. 

   Czy zastanawiałem się wtedy czy powinienem biegać zimą? A czym niby ta pora roku różni się od każdej innej? Śnieg? Mróz? Krótkie dni? Wymówki jak każde inne.
   W momencie, gdy sprawdzam słupek rtęci to chcę uzyskać odpowiedź nie na pytanie Czy powinienem dzisiaj iść na trening? ale na pytanie Jak powinienem się ubrać na dzisiejszy trening?.

   Tak naprawdę u mnie to bieganie zimą było instynktowne. Wiedziałem, że jak nie zrobię minimum 3 treningów w tygodniu to nie tylko nie zanotuję progresu, ale zaliczę regres. Nie chciałem sobie na to pozwolić. Dużo czytałem i rozmawiałem z innymi, bardziej doświadczonymi biegaczami, którzy opowiadali o tym jak potrafi wiosną zaprocentować solidnie przepracowana zima. W zasadzie to ja nie mogłem się doczekać pierwszego mrozu i pierwszego śniegu, aby zobaczyć jak to jest latać w takich warunkach :)
   Dopiero po jakimś czasie zacząłem zwracać uwagę na to, że całkiem pokaźna liczba ludzi po prostu rezygnuje z biegania albo (olaboga) w ogóle z ruchu. Tematy na forach typu Co robić zimą zamiast biegania wyrastały jak grzyby po deszczu. A co najgorsze coraz więcej znajomych również zaczęło odpuszczać po lecie. No i te komentarze ludzi, którzy często biegać zaczęli wiosną, a już jesienią zgrywali ekspertów wygłaszając jakie to fatalne skutki dla zdrowia ma bieganie zimą. Jak to zimne powietrze demoluje nam gardło, a mokre stopy z miejsca skazują na pobyt w szpitalu z zapaleniem płuc. Aż scyzoryk w kieszeni się otwiera. A co z hartowaniem własnego ciała? 

   Wiadomo, że jak ktoś całą zimę siedzi przy ciepłym kominku to po wyjściu na dwór i spędzeniu kilku godzin na mrozie może nieco podupaść na zdrowiu. I nic w tym dziwnego, bo wszystko trzeba robić stopniowo i z umiarem. Po to mamy jesień, aby dać czas organizmowi się przyzwyczaić. Wiem po sobie, że jeżeli nie będziemy bali się zimy, odpowiednio się ubierali oraz zapewniali sobie wszystkie ważne składniki wraz z pokarmem to śmiało możemy trenować przez okrągły rok. 
   Mnie zawsze motywowały dwie rzeczy. Po pierwsze ktoś mi kiedyś powiedział, że jak przełamię się i przebiegam regularnie swoją pierwszą zimę to później będę już biegał zawsze. Bałem się, że bieganie po prostu mi się znudzi jak wiele innych rzeczy i w pewnym momencie mimochodem odpuszczę. Zima była dobrym powodem ku temu, dlatego w tą pierwszą tak bardzo pilnowałem, aby nie daj Boże nie wyjść na trening. Udało się - biegam do dzisiaj, a od tamtego czasu minęły już 4 lata.
   Druga moja motywacja to oczywiście wyniki. Z którym doświadczonym biegaczem bym nie rozmawiał to zawsze słyszałem, że nic tak nie procentuje jak solidnie przepracowana zima. Każdy z nich mówił, że o życiówki wiosną jest znacznie łatwiej niż jesienią. I z perspektywy czasu muszę przyznać im rację. A na poparcie moich słów powiem tylko, że życiówki na 5 kilometrów, 10 kilometrów oraz w półmaratonie ustanowiłem właśnie wiosną. Jedynie maraton pobiegłem szybciej jesienią.
   Zima to naprawdę wspaniały czas pod względem biegowym (zresztą nie tylko). Nie słuchajcie pseudo sportowców, którzy wygłaszając swoje teorie o tym jak to szkodliwe jest bieganie zimą. Zima po prostu testuje charakter. Idealnie weryfikuje jak twarda/twardy jesteś.

PS: Oczywiście choroba może dopaść każdego. W ciągu ostatnich kilku zim dopadała również i mnie. O ile dobrze pamiętam - dwukrotnie. Kiedy już podupadnę na zdrowiu przyjmuję zasadę, że na trening idę tylko jeżeli czuję, że nie pogorszę tym swojego stanu zdrowia. A definitywnie rezygnuję z treningu w przypadku, gdy mam gorączkę. Trenowanie z temperaturą nigdy do niczego dobrego mnie nie zaprowadziło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz