Na skróty

2 marca 2017

Pierwszy tydzień za mną...

Takie tam z ostatnich treningów :)
... w zasadzie to jego pierwsza część, bo czeka mnie jeszcze bieganie w weekend. Tyle, że poza formą nic się nie zmieniło w porównaniu z rokiem 2013 - weekend = przyjemność, a poniedziałek - piątek = kształtowanie charakteru.
   Powiedziałbym, że najgorsze za mną, tyle że jak to mówię to los przeważnie za punkt honoru stawia sobie udowodnienie mi, że się mylę. Aczkolwiek o ile wstanie o 4 i wyjście na trening o 5 we wtorek i środę było koszmarem. O tyle dzisiaj sama pobudka przebiegła niemal bezboleśnie. Wyjście na dwór pewnie też by takie było gdyby nie fakt, że przygotowałem sobie zbyt wakacyjny zestaw ciuchów. Poranny przymrozek nieco zbił mnie z pantałyku. 
   Jednak wyszedłem - nie ma to jak zacząć dzień od sukcesu :) Pierwotnie planowałem zrobić lekkie rozbieganie i zakończyć je serią przebieżek. Jednak ostatecznie uznałem, że 10 x 100m machnięte w poniedziałek wystarczą na pierwszy tydzień.
   Tak się skupiłem w tym tygodniu na przestawieniu pory biegania, że w ogóle nie pomyślałem o tym, że nie wiem... gdzie biegać. Wczoraj interwały robiłem wokół domu, ale to chyba jedyny trening który dobrze biega mi się na niewielkiej pętli. Po prostu w czasie kilometrówek tak jestem skonany, że nie mam siły na rozmyślanie nad trasą.
   Po 500 metrach od wybiegnięcia z domu miałem pierwsze skrzyżowanie i spontanicznie podjęta decyzja rzutowała na resztę treningu. Pobiegłem prosto do Żukowa. Nie wiem jak to się stało, ale nie wziąłem ze sobą Gremlina i tym razem korzystać musiałem z telefonu wrzuconego gdzieś głęboko do paska i Endomondo. Jak nie trudno się domyśleć - nie miałem możliwości zerkania na międzyczasy. Tempo, choć spontaniczne, szacowałem gdzieś na około 5:00/km. W zasadzie to pomyślałem nawet, że lecę o wiele szybciej niż podczas poniedziałkowego treningu.
   Szok przeżyłem dopiero pod domem - średnie tempo wyniosło 5:25/km i w zasadzie tylko raz, mając ostro z górki, przyspieszyłem w okolice 5:15/km. Chyba organizm potrzebuje więcej czasu na przestawienie się i ponowne zaakceptowanie treningów. A ja potrzebuję więcej czasu, żeby trafnie rozpoznawać jego reakcje.
   Niemniej - nie jest źle. Mija 4. doba, a mi się ciągle jeszcze chce :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz