Na skróty

6 stycznia 2020

Ahoj przygodo - test roweru Specialized Comp E5 2020

   Cały dzień się zastanawiałem nad tym czy ten tekst ma być relacją z weekendowego jeżdżenia czy raczej testem roweru. I ostatecznie... nie wiem. Napiszę to co chciałbym napisać i na koniec zobaczymy co z tego wyjdzie. Tak więc czas - start.
   Jest takie powiedzenie, że jaki Nowy Rok taki cały rok. Osobiście mam ogromną nadzieję, że w moim przypadku tak nie będzie. Ok - były fajerwerki, ale też nie zabrakło klopsów. Prawdziwych klopsów. Bodzio już przed tygodniem zapowiedział, że tak jak zakończyliśmy stary rok na mojej trasie tak zaczniemy również nowy. Specjalnie wprowadziłem kilka kosmetycznych zmian, aby pętla była jeszcze bardziej epicka. Postanowiłem również zadbać o to, żeby mój sprzęt był przygotowany w 100%. Ostatnio zauważyłem drobne luzy w przednim kole, więc zawiozłem rower do Roberta z Wysepki, aby skasował luzy na piastach, przesmarował je, sprawdził naciąg szprych. Wszystko miało być na tip top. Rower miał być gotowy na piątkowy wieczór.

   Tymczasem Robert zadzwonił do mnie jeszcze zanim dojechałem do domu. Wiadomość jaką miał dla mnie to - pęknięty widelec. Pierwsza myśl - będzie wydatek. Na szczęście Robert przypomniał mi, że to nowy rower, a Wysepka jest autoryzowanym serwisem Krossa i może w moim imieniu wszcząć procedurę reklamacyjną. Ufff...
   Tyle, że jest kolejny problem. Jest środa wieczór, a ja nie mam roweru na sobotnie Gravelondo. Desperackie poszukiwania kończę w... Wysepce. W piątek, po pracy odebrałem pięknego, czarnego, błyszczącego Specialized Comp E5 2020. Rozmiar 56 nie był dla mnie idealny, jednak żeby zapewnić mi maksimum komfortu Robert zamontował dłuższy mostek. Rower dostałem też na specjalnie dobranych, pod sobotnie brodzenie w błocie, oponach - Continental Race King.
   Pierwszy test roweru zrobiłem jeszcze tego samego dnia. Nie chciałem, żeby coś mnie zaskoczyło w sobotę. Szczególnie, że na Gravelondo nie powinno się liczyć na litość - z jakiegoś powodu zostajesz to żegnasz się (jak zdążysz) z grupą i dalej walczysz solo, bądź dołączasz do kolejnej grupki.
   Na pierwszy rzut oka Diverge nie różni się niczym od innych rowerów. Może jedynie prowadzenie tylnego trójkąta zwróciło moją uwagę. Dopiero po dokładniejszych oględzinach zauważa się nietypową budowę sterów. A to za sprawą Future Shock, czyli amortyzacji jaką Specialized umieścił w rurze sterowej. W pierwszej chwili miałem dość mieszane odczucia co do tego. Szczególnie, że na szybkim przelocie po kratce betonowej wielkiej różnicy nie odczułem. Przy większych dziurach też szału nie było. Doceniłem to dopiero w sobotę kiedy z pełną prędkością lecieliśmy po pofałdowanych szutrach. Kiedy większość walczyła aby utrzymać kierownicę - ja mogłem płynąć przed siebie. Jedyne czego żałuję to to, że Specialized nie umieścił żadnej amortyzacji pod tyłkiem.
   Względem Krossa miałem też inny napęd. Panowie ze Speca zamiast rodzimego sramowskiego 1x11 wstawili do swojej maszyny japońskie Shimano w wydaniu 105 - 2x11. Nie mam uprzedzenia do Shimano. Na szosie korzystam z ich elektrycznej Dura Ace. Cenię sobie bardzo jej precyzję i w ogóle. Jednak kiedy zjeżdżam z asfaltu, taplam się w błocie, skacze, wywalam się na lodzi i śniegu - wolę chodzące wręcz brutalnie napędy SRAM. Tym bardziej, że jedna przerzutka oznacza, że w przypadku awarii trzeba wymienić tylko jedną przerzutkę. A chyba każdy kto spędzał zimy na zewnątrz wie, że do napędów w zimówkach nie można się za mocno przywiązywać ;)
   To co wyczułem już na pierwszej, piątkowej jeździe w sobotę się potwierdziło - Diverge był zdecydowanie mniej agresywny niż mój przełajowy Kross. Siedziałem wygodnie, wysoko - rozmiar 56 tylko potęgował te wrażenie. Nie miałem ochoty się ścigać na tym rowerze, ale cholernie chciałem jechać dalej i dalej. Pod koniec Gravelondo chciałem nawet dorzucić 20 kilometrów ekstra. Dopiero intensywny opad śniegu (w zasadzie to śnieżno - lodowy armagedon) odciągnął mnie od tego pomysłu. 
   Nie chciałbym tylko, żeby ktoś pomyślał o Diverge jak o jakimś krążowniku szos. Kiedy się chce można nim jechać naprawdę szybko. Udało mi się utrzymać koło jadąc z Arkiem Zarzyckim czy Michałem Bogdziewiczem, a to naprawdę dobrze świadczy o tym sprzęcie ;)
   Pozytywnie zaskoczony byłem również oponami. Kiedy paru chłopakom koło uślizgiwało się podczas podjazdu pod Smołdzino - Continentale pięknie wgryzały się w podłoże i wciągały moją ciężką dupę na górę.
   Nie byłbym sobą gdybym nie sprawdził jak Diverge poradzi sobie różnych okolicznościach. Po sobocie wiedziałem, że teren nie sprawia mu większych trudności - jedynie napęd w gęstym błocie i pod wodą traci nieco na precyzji :)
   W niedzielę zabrałem Speca na szosę. Trochę się obawiałem, że mogę mieć problemy utrzymania koła Bartkowi, z którym się umówiłem. Na szczęście okazały się one bezpodstawne. Utrzymywanie prędkości >30 km/h, kiedy było to konieczne, nie stanowiło większego wyzwania.
   Jednak miejscem gdzie najbardziej mnie urzekł Diverge był... dojazd do pracy. Po prostu. Trochę asfaltu, trochę szutry, jumbostrada, miejska dżungla z krawężnikami, torami, dziurami i w ogóle. A w tym wszystkim ja z bagażnikiem, dwoma sakwami, pełnym oświetleniem i całym ekwipunkiem. Chyba pierwszy raz tak przyjemnie minęła mi droga do firmy.

   Nie będę pisał o szczegółach geometrii, stopie aluminium z jakiego wykonano ramę, schowanych w ramę przewodach i linkach - to wszystko można znaleźć na stronie producenta. Ze swojej strony dodam tylko, że Diverge w moim odczuciu to rower, który pokazuje, że potrzebna była taka kategoria jak GRAVEL. Specialized pokazał nam rower, który nie jest ani szosą, ani przełajem, ani rowerem górskim czy trekingowym. Mamy tutaj dwa koła, które niezależnie od celu naszej wyprawy po prostu nas dowiozą sprawnie na miejsce - podłoże nie ma specjalnego znaczenia. Każdorazowo siadając na Diverge można rzec - Ahoj przygodo!

PS: Ostatecznie widzę, że jednak jest to test roweru :) Nie żaden profesjonalny raport, a po prostu zbiór moich subiektywnych odczuć. W tym miejscu chciałbym jeszcze raz podziękować ekipie Wysepki, za możliwość jazdy na tej maszynie - DZIEKI!

2 komentarze:

  1. Did you know there is a 12 word sentence you can speak to your partner... that will induce intense emotions of love and instinctual attractiveness for you deep within his heart?

    That's because hidden in these 12 words is a "secret signal" that triggers a man's impulse to love, look after and care for you with all his heart...

    ====> 12 Words Will Fuel A Man's Desire Impulse

    This impulse is so built-in to a man's genetics that it will drive him to work harder than before to take care of you.

    Matter of fact, fueling this influential impulse is absolutely binding to achieving the best ever relationship with your man that the second you send your man a "Secret Signal"...

    ...You will instantly notice him open his soul and mind for you in a way he's never expressed before and he'll see you as the only woman in the galaxy who has ever truly understood him.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny ten rower, chociaz nie dla mnie :) ja zdecydowanie wole proste rowery. Nie jeżdzę tak często ale czasem robię sobie wycieczke rowerową. Chciałam kupic nowy i zastanawiam się nad rowerem Cube https://poranaruch.pl/rower-cube-opinie-ranking/ fajnie wyglądają.

    OdpowiedzUsuń