Pięć dni, czyli dokładnie 120 godzin - tylko tyle lub aż tyle nie było mnie na biegowych ścieżkach. Miałem możliwość wyjechać na 2 dni do Gdańska, spotkać się z Narzeczoną. Nie mogłem takiej okazji zmarnować. Łączyło to się z dwoma dniami (a w zasadzie to dniem i nocą) w samochodzie. A w związku z tym, że w ostatnim czasie problemy z biodrem zaczęły się nasilać, zdecydowałem, że nie zabiorę ze sobą butów do biegania. Nie pamiętam kiedy ostatnio pakowałem gdzieś torbę i nie wrzuciłem do niej biegowego stroju!
Jednak wszystko co dobre kiedyś się kończy. Dlatego nawet nie wiem kiedy, a ponownie byłem w Niemczech (choć tym razem nie sam!). Wróciłem do Bad Bentheim - czas więc wrócić również na biegowe ścieżki.
Wiedziałem, że pierwszy trening po przerwie do najprzyjemniejszych nie będzie należał. Już zakładając Gremlina, rzut okiem na tętno wystarczył, żeby się w tym utwierdzić. Stojąc w miejscu serce pracowało z częstotliwością ponad 90 uderzeń na minutę!
Kiedy już miałem wybiec w stronę miasta, zauważyłem, że z domu wychodzi tato. Postanowiłem więc potruchtać razem z nimi. W końcu w grupie raźniej. Nawet w 2-osobowej grupie :)
Pierwszy kilometr to było istne "mistrzostwo". Tempo 6:04/km przy średniem tętnie 137bpm! Dalej jednak nie było lepiej. Lecieliśmy spokojnie (w odniesieniu do tempa), a mimo to tętno nie schodziło poniżej 150bpm. Oddech miałem cięższy niż podczas większej części ostatniego mojego maratonu.
Z tatem pokonałem blisko 8 kilometrów. Następnie zaś dorzuciłem jeszcze 7 tysiączków w pojedynkę. W samej końcówce biegu, kiedy moje tempo zbliżyło się do 5 minut na kilometr, serce wrzuciło jeszcze wyższy bieg - ponad 160 uderzeń na minutę! Patrzyłem i oczom nie wierzyłem!
Jednak wiem, że kilka treningów i tętno wróci do normy. Przerwa zaś, mam nadzieję, pozwoliła wypocząć nieco mojemu aparatowi ruchu. W szczególności nogom, gdyż wyraźnie tego im było trzeba! Tymczasem kończę pisanie i... lecę na kolejny trening! Trzymajcie się!
Przerwa, nawet krótka, daje się we znaki. Na szczęście organizm potrzebuje mało czasu, żeby wrócić do formy. Złamanie zmęczeniowe kości piszczelowej spowodowało u mnie kilkumiesięczną przerwę. Po powrocie do biegania organizm potrzebował ok. miesiąca na adaptację do regularnego wysiłku. Uważam, że po tak długiej rozłące z bieganiem miesiąc to naprawdę mało czasu. A więc 5 dni przerwy nie będziesz długo odczuwał ;)
OdpowiedzUsuń