Kiedy zobaczyłem tytuł książki pomyślałem, że mam przed sobą 50 relacji z 50 maratonów. Ot coś takiego co sam często piszę po różnych treningach. Kilka słów o tym jak było na poszczególnych kilometrach, jakie było tempo, co się działo i jak wyglądała przestrzeń wokół. Tak naprawdę nic specjalnego. I to chyba przesądziło o tym, że mając do wyboru trzy książki - "50 maratonów w 50 dni" zostawiłem sobie na koniec. No i po raz kolejny okazało się, że nie warto oceniać książki po okładce!
Już patrząc na nazwiska autorów powinienem przeczuwać, że książka może być niezła. Matta Fitzgeralda przeczytałem już dwie książki i mimo, że były to poradniki to szybko i z zaciekawieniem je pochłonąłem. Jeżeli zaś chodzi o Deana Karnazesa - przyznaję, wcześniej go niezbyt kojarzyłem. Jednak czytając kolejne rozdziały równocześnie wyszukiwałem informacje w Internecie na jego temat. Ten człowiek jest niesamowity! Już pomijając wyzwanie pokonania 50 maratonów w 50 dni w 50 stanach oraz... albo tego nie zdradzę, sięgnijcie po książkę, bo zakończenie jest dość ciekawe :) Warto jednak zwrócić uwagę na kilka ostatnich startów w ramach przygotowań do wyzwania:
24.06.2006 - Western States 100 - 160,9 kilometrów
15.07.2006 - Vermont 100 Mile - 160,9 kilometrów
24.07.2006 - Badwater Ultramarathon - 217,3 kilometrów
30.07.2006 - San Francisco Marathon - 42,195 kilometrów
06.08.2006 - Skyline 50K - 50 kilometrów
24.06.2006 - Leadville Trail 100 - 160,9 kilometrów
Już po samym Badwater większość odpuściła by bieganie na dłużej, aby dojść do siebie. Ten człowiek jest naprawdę niesamowity.
Wróćmy jednak do książki. "50 maratonów w 50 dni" faktycznie opisuje 50 maratonów, z którymi mierzył się autor. Jednak robi to w bardzo specyficzny sposób. Na łamach książki Dean porusza wiele problemów, z którymi mierzą się biegacze na różnych poziomach wytrenowania. Możemy dowiedzieć się sporo na temat techniki biegania, sposobu odżywania w czasie biegu oraz poznać dietę Karnazesa.
Lubię zaznaczać sobie ciekawsze cytaty w książkach biegowych po przez zagięcie rogów książki. W tej książce mam pozaginane po kilka stron z rzędu. Informacje jakie tutaj znalazłem zainteresują zarówno ultramaratończyków oraz początkujących biegaczy.
Oczywiście nie zabrakło również opisu perypetii jakie napotkali na swojej drodze bohaterowie akcji Endurance 50. A jak nietrudno się domyśleć trochę ich było - włącznie z wymianą członków ekipy, niesprawdzeniem tras biegowych czy udziałem w akcji ratunkowej :)
Już od pierwszych stron książki czułem sympatię do Deana i wydaje mi się, że to również miało duży wpływ na to jak czytało mi się "50 maratonów w 50 dni". Podobało mi się, że mimo faktu, że poświęcał mnóstwo czasu na bieganie - starał się nie zaniedbywać rodziny. W pewnym momencie Karnazes stwierdził w prost, że nie prowadzi życia towarzyskiego, bo kiedy nie biega to woli spędzić czas ze swoimi bliskimi. Oby więcej takich biegaczy!
chyba jednak przeczytam :)
OdpowiedzUsuń