Na skróty

9 sierpnia 2015

Lepsza połówka w lesie niż maraton na asfalcie (?)

   Choć moim celem jest przygotowanie się do maratonu w Berlinie to od blisko miesiąca nie zrobiłem długiego wybiegania na asfalcie. Nie to, żebym nie miał czasu. Nie jest to też kwestia ochoty. Po prostu ostatnio wolę spędzać niedziele... w lesie. Na pewno jest to w jakimś sensie spowodowane nowymi butami, stworzonymi do biegania właśnie w takich warunkach. Jednak tak jak każde tak i te - same nie biegają. Stęskniłem się za górkami, podbiegami, zbiegami, przeskakiwaniem nad korzeniami i intuicyjnym wyszukiwaniem dobrego podłoża. Stąd też nie powinna dziwić moja decyzja o tym, że dzisiaj również pobiegam w lesie.
   Początkowo chciałem się zerwać na trening skoro świt, aby uniknąć atrakcji cieplnych z dnia wczorajszego. Jednak prognozy pogody mówiły o sobotnio - niedzielnych chmurach, deszczu, burzach i niskiej temperaturze. Pomyślałem, że jeżeli się spełnią to tak jakbym wygrał w totka. W takiej pogodzie powinno się biegać o niebo przyjemniej.
   Niemniej kiedy wstałem rano nie zastałem mokrych chodników i kałuż na ulicach. W nocy nie spadła nawet kropla deszczu. Na szczęście było pochmurno. Temperatura około 24°C też była o niebo lepsza niż 24 godziny wcześniej. Wciągnąłem owsiankę, wrzuciłem buty w auto i ruszyłem do Gdańska na podbój TPK.
   Tym razem postanowiłem wystartować nie spod Pachołka, a z Matarni. Szybka zmiana butów i OGIEŃ! Zaplanowałem, że dobiegnę do niebieskiego szlaku, a dalej niebieskim aż do Sopotu, do Pętli Reja. Powrót tradycyjnie - szlakiem żółtym.
   W tym tygodniu dostałem co najmniej kilka lekcji pokory przesadzając z tempem na początku. Tym razem chciałem tego uniknąć. Zacząłem dość spokojnie po... 4:49/km. Ach ten entuzjazm na początku :) Na szczęście już na kolejnym tysiączku zwolniłem do 5:08/km.
   Dobrze znałem tą część trasy. To właśnie tutaj lataliśmy z Małą naszą parszywą pętlę. Z góry wiedziałem co mnie czeka za każdym kolejnym zakrętem czy wzniesieniem. A to, szczególnie na niezbyt łatwych trasach, wcale mi nie pomaga. Jak wiem, że w nagrodę za wbiegnięcie na najbliższy podbieg czeka mnie... kolejny podbieg to moja motywacja nieco spada.
   Po dotarciu na Oliwę nieco zboczyłem z założonej trasy i wstąpiłem do sklepu. Nie było słońca, więc zdecydowałem się na zakup jedynie dwóch półlitrowych butelek z wodą. Po zakupach ruszyłem w stronę Pachołka. Tam zrobiłem krótki postój, uzupełniłem płyny, zrobiłem kilka fotek i pomknąłem dalej.
   Do Sopotu doleciałem szybciej niż bym się spodziewał. Wyprzedziłem po drodze wycieczkę konną i po chwili już byłem na Pętli Reja. Spodziewałem się, że w tym momencie czeka mnie nieco podbiegania, ale kilometrowego podbiegu już nie bardzo. No cóż - powiedziało się A to trzeba było powiedzieć B. 
   Poszło całkiem sprawnie. Nie wiem - być może to te wszystkie  motywujące napisy sprawiły, że tak dobrze się biegło. 
   Trochę zeszło ze mnie powietrze, gdy wbiegłem na żółty szlak. Tym bardziej, że za chwilę, na Osowej, mym oczom okazał się kierunkowskaz informujący, że za 10 kilometrów będę przy samochodzie. Dycha? Przecież to rzut beretem - niby znam trasę, a i tak w głowie kłębiły się takie myśli. 
   Kiedyś wydawało mi się, że żółty szlak to pikuś. Po ostatnich biegach, wiem że wcale tak nie jest. O ile podbiegi przy Osowej są dość krótki i łatwe, o tyle im dalej w las...
   Trudnych podbiegów było kilka, a szczególnie zapamiętam dwa. Oba cholernie strome i oba niemiłosiernie długie. W dodatku coraz częściej zza chmur przebijało się słońce...
   Ostatnie 3 kilometry już tylko wyczekiwałem końca. Ostatecznie doleciałem do samochodu po nieco ponad 22 kilometrach. Czystego biegania było około 2h, jednak cały trening zajął mi znacznie więcej. Nie wiem jak takie bieganie odbije się na mojej jesiennej formie, ale ja czuję frajdę z tego co robię. Ostatnio czytałem wywiad z byłem długodystansowcem, a obecnie trenerem, który owy wywiad zakończył radą dla miłośników biegania - NIE RÓBCIE Z SIEBIE MĘCZENNIKÓW. Wziąłem to do siebie i na pewno nie robię z siebie obecnie męczennika.

2 komentarze:

  1. Po tych samych ścieżkach tylko 2-3 godziny wcześniej latałem. No i w tempie 6:xx :)
    Nie ciągnie Ciebie w stronę ultra?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że ciągnie. Pierwsze nieśmiałe próby już nawet robiłem. Ale chciałbym też jeszcze popracować nad swoją formą jeżeli chodzi o krótsze dystanse.

      Usuń